Rydel już nic nie czuła, kiedy wbijano w nią igły z kolejną dawką narkotyków. Z początku to bolało, ale z czasem można było się przyzwyczaić. I tym razem, kiedy robiła sobie zastrzyk na domówce u starego znajomego Deana niczego nie poczuła. Czekała tylko, aż to wszystko zacznie działać. Poza tym chciała wrócić do domu. Minęły cztery miesiące. Cztery pieprzone miesiące niewiedzy. Ona nadal zastanawiała się, gdzie jest Dean. Ale była na niego tak bardzo wściekła. Zostawił ją bez słowa. Robiła wszystko, żeby go kryć, żeby go chronić, a on nawet nie podziękował. Po prostu zniknął. A Rydel nie wiedziała nawet czy żyje.
- Przestań się nim przejmować. On tak miewa. Nieraz znikał na kilka miesięcy i wracał, to taki typ człowieka - oznajmił Dylan siadając obok niej na kanapie. Rydel wywróciła oczami. Miała dość pocieszania jej. Miała dość tematu Deana. Zniknął to zniknął, jego sprawa. Blondynka wstała z kanapy i wyszła powoli z wielkiego białego domu. Naciągnęła kaptur na głowę i przeszły ją ciarki z powodu zimnego powietrza na zewnątrz. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni i wyjęła z nich paczkę papierosów. Sięgnęła po jednego i włożyła go między wargi, a następnie odpaliła. Zaciągnęła się i ruszyła powoli przed siebie. Wypuściła powoli dym z płuc, obserwując jak rozpływa się on w powietrzu. Kiedy skończyła palić wrzuciła niedopałek do kosza na śmieci i postanowiła przyśpieszyć kroku. Na dworze o tej porze było zimno i chciała jak najszybciej być w domu. Nie było dobrym pomysłem przychodzić tutaj tylko w bluzie. Mówi się, że w Los Angeles ciężko o to, aby było chłodno, ale zdarzało się. I zdarzało się zawsze kiedy akurat ona nie brała ze sobą dodatkowych ciepłych ubrań. Nie lubiła tych wszystkich domówek. Każda była taka sama, ale zawsze oznaczała darmowe narkotyki, więc Rydel się na nich pojawiała.
Kiedy wreszcie przekroczyła próg domu poczuła jakby przeszła prosto z lodówki do sauny. Zrzuciła z siebie bluzę, odsłaniając bandamkę na swoim lewym nadgarstku, który służył jej do ukrywania ran, gdyż wróciła do starego nałogu. Przeszła do salonu i podskoczyła przestraszona, gdy ujrzała swoją matkę na kanapie. Spojrzała na zegarek, zastanawiając się, co robi tu w środku nocy.
- Gdzie byłaś? - zapytała Stormie. Kiedyś Rydel w tych pytaniach słyszała pełno troski, bólu, zmartwienia. Teraz było słychać obojętność. Jakby pytania o późne powroty do domu były zadawane z przymusu. Tylko dlatego, że Rydel jest jej córką. Z czystego obowiązku.
- Mówiłam, że będę na imprezie - odpowiedziała cicho z wzrokiem utkwionym w podłogę. Usłyszała, że Stormie się zbliża, ale nie miała zamiaru podnieść głowy.
- Spójrz na mnie - poprosiła jej rodzicielka, a Rydel przełknęła ślinę.
- Nie - odpowiedziała i poczuł dłoń matki chwytającą ją za brodę. Jednym zwinnym ruchem Stormie uniosła głowę Rydel i wreszcie ich spojrzenia skrzyżowały się. Ostatnia iskierka nadziei z oczu Stormie ulotniła się w ułamek sekundy.
- Znowu brałaś - stwierdziła, patrząc na córkę z zawiedzeniem wymalowanym na twarzy.
- Nie - kolejnego kłamstwa matka nie wytrzymała. Kiedy jej dłoń lądowała z impentem na policzku Rydel, przez co ta odwróciła głowę w bok po siłą uderzenia, z oczu obu kobiet popłynęły łzy. Rydel była zaskoczona tak mocno, jak jej matka, nad którą impuls wziął górę. Stormie żałowała swojego czynu już teraz, ale nie była w stanie się do tego przyznać. Nie miała zamiaru przeprosić, zamiast tego patrzyła jak jej córka wbiega z płaczem po schodach. Na szczęście nie widziała już tego jak Rydel zdejmuje bandamkę z nadgarstka, a następnie sięga po żyletkę, aby zrobić na swoim ciele kolejne rany. Blondynka ukrywała swoje blizny już tylko z przyzwyczajenia. I tak każdy wiedział, że się okalecza, ale nikogo to już nie obchodziło. Nikt już nie miał siły jej pomagać. Nie można nikomu pomóc na siłę, a Rydel zawsze odpychała od siebie wyciągnięte dłonie. W końcu każdy je zabrał. A ona czuła, że została już całkiem sama. Wiedziała, że z własnej winy. Wiedziała, że miała wokół siebie pełno osób, na które zawsze mogła liczyć. Ale nie doceniła tego. Chciała zostawać sama. Przecież chciała, żeby się odczepili, prawda? I to właśnie zrobili. Wszyscy. Nikomu już na niej nie zależało.
Hejka. Przepraszam Was, że w zeszłym tygodniu nie było rozdziału, ale miałam problemy z internetem, a na dodatek nie było mnie w domu i w tę sobotę też mnie nie ma, dlatego napisałam rozdział jak najszybciej, żeby rano go tylko dodać. Wiem, wiem, jest krótki i pewnie Wam się nie spodoba, ale jak widzicie problemy Rydel wracają :((
Ogólnie to mamy WAKACJE <3
Ogólnie to mamy WAKACJE <3
Rozumiecie, że czekałam na to 10 miesięcy, a kiedy one nadeszły, to mi smutno? Ale to tylko z jednego, prywatnego powodu, bo ogólnie szkołą rzygam.
Na szczęście jeśli przedstawiać plusy i minusy wakacji, to minus jest jeden, a plusów 4578987, z czego dwa z tych plusów to:
Na szczęście jeśli przedstawiać plusy i minusy wakacji, to minus jest jeden, a plusów 4578987, z czego dwa z tych plusów to:
* lepsze rozdziały, bo będę miała czas, aby je pisać
* nowy blog, który wystartował WCZORAJ moi drodzy! Głównym bohaterem jest Riker, więc zapraszam, bo dużo taki blogów nie ma chyba. To opowiadanie ma być krótkie i trwać najlepiej tylko przez wakacje, ale zobaczymy jak się z tym uwinę. Na razie zapraszam Was do wyrażania opinii pod prologiem i ogólnie to mega nie mogłam doczekać się startu tego bloga, więc mam nadzieję, że dobrze go przyjmiecie:
* nowy blog, który wystartował WCZORAJ moi drodzy! Głównym bohaterem jest Riker, więc zapraszam, bo dużo taki blogów nie ma chyba. To opowiadanie ma być krótkie i trwać najlepiej tylko przez wakacje, ale zobaczymy jak się z tym uwinę. Na razie zapraszam Was do wyrażania opinii pod prologiem i ogólnie to mega nie mogłam doczekać się startu tego bloga, więc mam nadzieję, że dobrze go przyjmiecie: