sobota, 27 lutego 2016

Rozdział 9 - ,,Była słabsza niż inni. Nie chciała wszystkiego zniszczyć, po prostu nie dawała sobie rady."

   Jace stał przed nią, wyczekując odpowiedzi, a Rydel wciąż się zastanawiała. Jace? Ten Jace? Jej, albo raczej Rikera przyjaciel właśnie zaprasza ją na randkę? Czy to w ogóle jest randka? Może ona po prostu źle zrozumiała?
- To jak? Możesz wybrać film, a po kinie skoczymy na pizzę czy coś w tym stylu... - powiedział nieśmiało blondyn, modląc się, żeby Riker jeszcze nie wrócił z toalety i nie przerwał im teraz rozmowy.
- Dlaczego teraz tak nagle zwróciłeś na mnie uwagę? Mój brat Ci płaci za zabieranie mnie na randki, czy jak?
- On nawet o tym nie wie! Poza tym, od zawsze mi się podobałaś, ale byłem zbyt nieśmiały, żeby zagadać. Nawet teraz się stresuję.
- No dobra. Ale nie rób sobie jakiś nadziei czy coś. - powiedziała chłodno.
- Jasne! Dzisiaj o 18(spolszczam godziny~od aut.)?
- Ta, będę czekać. - rzuciła i pobiegła na górę do swojego pokoju. Otworzyła drzwi do swojej garderoby, z której kiedyś mogła nie wychodzić. Jak była nastolatką to wzięła tam śpiwór i spędziła noc. Jej usta drgnęły na to wspomnienie. Westchnęła przymykając powieki, kiedy poczuła pod nimi łzy. Czy ta słona woda musiała być u niej na porządku dziennym? Czy to było normalne, że łzy lały się z jej oczu bez powodu? Kiedy tylko siedziała i oglądała telewizję? Nie, to nie było normalne.
Przejechała dłonią po czerwonej sukience. Czy powinna się ubrać ładnie, czy zwyczajnie, tak jak na co dzień? Zdjęła sukienkę z wieszaka i poszła z nią pod prysznic. Skoro idzie na ,,randkę" (wcale tego tak nie traktowała) to lepiej, żeby wyglądała ładnie. Po szybkim prysznicu założyła wcześniej przygotowany strój, zrobiła makijaż i lekko zakręciła włosy. Użyła swoich ulubionych perfum i opuściła łazienkę. Wróciła do garderoby i wyjęła z niej czarną, skórzaną kurtkę do pasa, a następnie rzuciła ją na łóżko. Później próbowała sobie przypomnieć gdzie zostawiła swoją małą, czarną torebkę. Szukała jej dobre pół godziny, a okazało się, że jest ona w przedpokoju na wieszaku. Spakowała do torebki portfel, telefon i kosmetyczkę, po czym wróciła do swojej sypialni i narzuciła wcześniej naszykowaną kurtkę. Torbę zawiesiła na ramię, równo z dzwonkiem do drzwi. Zeszła powoli na dół i założyła jedne ze swoich ulubionych butów.Otworzyła drzwi, wcześniej poprawiając włosy.
- Gotowa? - zapytał uśmiechnięty Jace. Rydel tylko przytaknęła i wyszła na zewnątrz. Zamknęła drzwi na klucz, który potem schowała w torebce.
- Wyglądasz...
- Tak wiem. - przerwała blondynka. Nie chciała słuchać, że wygląda pięknie, cudownie i nie wiadomo co jeszcze, bo to zbyt oklepane. - Dzięki. - dodała, sztucznie się uśmiechając.

   Po wyjściu z kina Rydel i Jace znaleźli kilka wspólnych tematów. Poszli do pizzeri, na co Rydel bardzo czekała. Zamówili pizzę i zajęli wolny stolik gdzieś w kącie.
- Rydel Lynch? Przeszkadzam? - zapytała szatynka, która nagle zjawiła się przy ich stoliku. Na oko miała może 17 lat.
- Znamy się? - Rydel zmarszczyła brwi, patrząc to na Jace'a, to na dziewczynę.
- Nie znamy. To znaczy ja Cię znam, jesteś moją idolką mimo, że R5 się rozpadło. Nadal Cię uwielbiam i słucham Waszych starych piosenek i bardzo mi Was brakuje. Fani byli załamani, bo nie dość, że straciliśmy idola, to jeszcze rozwiązaliście zespół, ale wiedz, że R5 Family zawsze będzie czekać na Wasz wielki powrót...mogę sobie z Tobą zrobić zdjęcie? - i tym pytaniem dziewczyna zakończyła swoją długą wypowiedź, z której Rydel zadowolona nie była. Wstała od stołu i przyozdobiła twarz sztucznym uśmiechem. Fanka zrobiła dwa zdjęcia, podziękowała i odeszła. Chwilę później kelnerka przyniosła pizzę.
- Nie jesz? Przez pół filmu mówiłaś o tej pizzy. - roześmiał się Jace, ale Rydel nie było do śmiechu.
- Straciłam apetyt. - mruknęła. Po długich namowach swojego przyjaciela zjadła na siłę jeden kawałek, ale wydawało jej się, jakby jadła zwykły karton.

***
   - Jak mogłeś ukrywać przede mną, że rozwiązaliście zespół?! - krzyknęła Rydel, kiedy weszła do pokoju Rikera. Brat patrzył na nią zaskoczony.
- Myślałem, że się domyśliłaś, że R5 nie miało już sensu. - odparł, patrząc jej w oczy. Delly przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech.
- Dla mnie miało! Kim Ty w ogóle jesteś, żeby o tym decydować? Nie myślisz, że wypadałoby mnie o tym poinformować? Byłam w tym zespole, a tymczasem  nie wiem, że on nie istnieje! Dowiaduję się o takich rzeczach od obcych ludzi!
- Wiesz, może i byś wiedziała, gdybyś nie spędzała każdego dnia w swoim pieprzonym pokoju i gdybyś nie zapomniała jak się mówi! 
- Jak Ty w ogóle możesz tak mówić? Straciłam najważniejszą osobę, a Ty masz mi za złe, że się załamałam? I na dodatek zabierasz mi drugą najważniejszą rzecz w moim życiu, bo co? Jesteś egoistą, Riker.
- Ja jestem egoistą? A może Ty? Kto po śmierci Ratliffa musiał pocieszać fanów? Pisać, że wszystko się ułoży, że może musiało tak być? Ty czy my?! To Ty musiałaś pisać, że wszystko będzie dobrze, kiedy wcale w to nie wierzyłaś? Kiedy sama sobie nie radziłaś? Nie! Oczywiście, że nie, bo Ty miałaś wszystko w dupie i leżałaś w swoim łóżku. - Rydel tylko otwierała i zamykała usta ze zdziwienia, niczego nie mówiąc, a Riker ciągnął dalej. - Jasne było to, że nie wydamy żadnej piosenki. Teoretycznie straciliśmy jednego członka zespołu, a praktycznie dwóch. Przestaliśmy pisać z fanami, nie było od nas odzewu. Nikt nie pisał piosenek, a instrumenty tylko się kurzyły. Musieliśmy użerać się z reporterami pod domem, ale Ty o tym nie wiesz, co? Jak tak bardzo chcesz, to napisz sobie piosenkę, a tata załatwi Ci występ. Ale my z tym skończyliśmy. Gratuluję, Dells, obudziłaś się po pół roku. - skończył. Wreszcie skończył. Rydel nie chciała więcej tego słuchać. Nie była egoistką, ona tylko sobie nie radziła. Była słabsza niż inni. Nie chciała wszystkiego zniszczyć, po prostu nie dawała sobie rady. Patrzyła na podłogę, a po jej policzkach ciekły łzy. Jak zwykle z resztą. To nie było nic nowego, przyzwyczaiła się, że płacze w sumie co chwilę. Momentami nawet nie zdawała sobie sprawy, że to robi.
- Rydel, przepraszam, ja... - Jej brat przybliżył się do niej chcąc ją przytulić, ale odepchnęła go.
- Odejdź ode mnie. - warknęła i odwróciła się. Za nią stała reszta rodzeństwa i słuchała tego wszystkiego, a ona nawet nie zdawała sobie sprawy. - Wy też o wszystkim wiecie, co? Oczywiście, że wiecie. Może jeszcze powiedzcie, że zniszczyłam Wam życie, czy coś. - prychnęła i wytarła łzy z policzków. Wyszła z pokoju Rikera, zostawiając wszystkich w kompletnym osłupieniu.


No i się pokłócili :/
Mówiłam, że Jace niebawem wróci i wrócił. On pojawił się już na blogu o ile dobrze pamiętam w 3 rozdziale? W tym o sylwestrze xd Co o nim sądzicie? ;)
Deana i Sophię też poznacie niedługo ;) 

sobota, 20 lutego 2016

Rozidział 8 - ,,Zapalmy papierosa, ponad nami smutne niebo"

   Ludzie mówią, że czas leczy rany. Oni chyba nic o ranach nie wiedzą. Kiedyś Rydel twierdziła, że czas tylko przyzwyczaja do bólu, ale zmieniła zdanie. Czas leczy rany, ale te malutkie. A te duże? Ich się nigdy nie wyleczy. Bo jeżeli już będzie lepiej, obrażenia zaczną się zagajać, to zawsze ktoś przypadkiem je draśnie, naruszy i wszystko zaczyna się od nowa. I tak w kółko bez przerwy. Nigdy nie wyleczymy się z takich wielkich urazów, bo są one po prostu zbyt duże, żeby je za każdym razem omijać. Zawsze w jakiś sposób o nie zahaczymy.

   - Jeżeli prawdą jest, że jednym sercem można tak na poważnie kochać tylko jedną osobę...to kogo z nas  kochasz? - zapytał Ross, zastanawiając się nad tym pytaniem i biorąc kolejną łyżkę płatków z mlekiem do ust. Rydel przyjrzała mu się i zmarszczyła brwi.
- Kto Ci powiedział, że jednym sercem można kochać tylko jedną osobę?
- Nie wiem, gdzieś przeczytałem. - chłopak wzruszył ramionami, a Rydel jeszcze bardziej zmarszczyła brwi.
- Po pierwsze to nieprawda. A po drugie kocham Was wszystkich, bo mam w sobie kilka kawałków serca. Po jednym dla każdego. - mruknęła i wróciła do czytania książki, a właściwie wpatrywania się w literki, bo nie mogła się skupić na czytanym tekście. Rossa najwidoczniej nie zadowoliła ta odpowiedź, bo siostra jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że nadal nie jest u niej dobrze. Wiedział oczywiście, że to, co przeczytał o sercu było nieprawdą, zadał pytanie ot tak i odpowiedź go rozczarowała.

   - Rydel! Wyglądasz okropnie. - rzuciła Maia, stając obok swojej najlepszej przyjaciółki.
- Ciebie też miło widzieć. Co w ogóle tutaj robisz? Nie odwiedziłaś mnie ani razu, od kiedy mi się świat zawalił. - wyrzuciła z siebie blondynka. Maia Mitchell była jej najlepszą przyjaciółką. Były dla siebie w sumie jak siostry i Rydel nie wyobrażała sobie życia bez niej. Jednak była rozczarowana i miała za złe Mai, że zostawiła ją w najtrudniejszych chwilach.
- Żartujesz? Byłam tu codziennie, ale każdy, kto otwierał mówił, że nie jesteś w nastroju. Dzwoniłam, ale masz wyłączony telefon. Co miałam robić?
- A teraz nagle jestem w nastroju? Oh, zrobiłaś sobie kolczyka? - Lynch całkiem zmieniła temat, podziwiając septum w nosie swojej przyjaciółki. Maia rozglądała się po pokoju Rydel. Było tak, jak zapamiętała. Panował tu mały bałagan, ale dobrze, że nie widziała co działo się tu, zanim Riker  posprzątał.
- Bolało? - Maia była całkiem zdezorientowana. Rydel przyglądała się jej, marszcząc brwi. Po chwili Mitchell zrozumiała, że jej przyjaciółka pyta o kolczyk.
- Jak cholera.
- Jest okropny. - skomentowała blondynka.
- Dzięki. - roześmiała się i mocno przytuliła Rydel. Obie wiedziały, że bardzo za sobą tęskniły, a ten uścisk wisiał w powietrzu odkąd Maia przekroczyła próg tego pokoju.
- Też chcę taki. - rzuciła Rydel. Dziewczyny przyglądały się sobie chwilę, a w końcu obie wybuchły śmiechem.

***
- To obrzydliwe! Nadal nie rozumiem, jak możesz spotykać się z moim bratem. - warknęła Rydel, patrząc na Mitchell w objęciach Rocky'ego.
- O co Ci chodzi? - spytała Maia, jeszcze mocniej wtulając się w szatyna.
- O to. - Lynch wskazała zakochaną parę i udała odruch wymiotny. Wszyscy się roześmiali. Już dawno atmosfera  tym domu tak nie wyglądała. Ross siedział przy stole z Courtney na kolanach, Riker z Savannah siedzieli obok siebie trzymając się za ręce, Maia i Rocky obściskiwali się przy blacie kuchennym, a Rydel przygotowywała kanapki rozmawiając przy tym z Rylandem. Czuła się nieswojo, kiedy po tych miesiącach znów rozmawiała ze wszystkimi jakby nigdy nic.
- Może skoczymy nad jezioro na weekend? - rzucił nagle Ross, a w salonie i kuchni, z której ten salon było widać, zapadła cisza.Wszyscy ukradkiem spoglądali na Rydel, która w zwolnionym tempie przygotowywała kanapki, udając, że nie rusza jej to pytanie. Pod namioty wszyscy zawsze jeździli tylko z Ellingtonem. On to uwielbiał, mógłby wyjeżdżać nad jezioro co weekend. Ale jeżeli on nie jechał, to nikt nie jechał. Tylko Ratliff potrafił wszystko zaplanować tak, aby było ciekawie.
- Jesteś tępy. - warknął Ryland, patrząc na Rossa. - Dlaczego Ty nigdy nie myślisz, co?
- Zamknij się, gówniarzu! - zbulwersował się Lynch. Tak, Ross był bardzo nerwowy, jeżeli miał zły humor to bez kija nie podchodź.
- Gdybyś chociaż trochę myślał, to bym się zamknął, a tymczasem zastawiam się czy używasz tego orzeszka, który mieści się w Twojej głowie. No, o ile w ogóle coś się tam mieści, dupku.
- Albo będziesz siedział cicho, albo...
- Dobry pomysł. Chętnie pojadę. - przerwała braciom Delly. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni, ale nie chcieli tego po sobie pokazać.
***
Ryland i Ross więcej się nie kłócili. Tak naprawdę każdy chciał pojechać pod namiot, więc każdy robił wszystko, żeby Rydel nie zmieniła zdania. Zaraz po tym, jak ustalili szczegóły wyjazdu Maia, Savannah i Courtney pojechały do siebie po swoje rzeczy, a całe rodzeństwo rozeszło się do swoich pokoi, aby się spakować. Rydel wyjęła z dna szafy swój stary plecak, po czym spakowała do niego ubrania, piżamę, bieliznę, przybory łazienkowe i inne osobiste rzeczy. Musieli jechać aż dwoma samochodami, więc do jednego bagażnika chłopcy zapakowali śpiwory, poduszki, dwie kołdry na wszelki wypadek i namioty. W bagażniku drugiego samochodu znalazła się głównie żywność i napoje, oraz bagaże wszystkich. Jeden samochód prowadził Ross. Z nim, na miejscu pasażera pojechała Courtney, a z tyłu Riker i Savannah. Drugi samochód prowadził natomiast Rocky. Miejsce pasażera zajął Ryland. Z tyłu usiadły Maia i Rydel. Na miejscu chłopcy rozłożyli namioty - 2 mniejsze i jeden duży. W tym dużym spały wszystkie cztery dziewczyny, w jednym małym Ross i Ryland, a w drugim Rocky i Riker. Courtney i Maia rozłożyły w namiotach kołdry i dopiero na nie położył śpiwory - żeby było wygodniej. Każdemu rozdały również po poduszce. Rydel i Riker poszli do lasu, który był całkiem niedaleko, po drewno. Courtney i Ryland postanowili przygotować jedzenie na ognisko, a Ross i Rocky się obijali. 
Wieczorem, po ognisku wszyscy rozeszli się do swoich namiotów. Rydel jednak nie mogła spać, więc założyła bluzę i usiadła przy brzegu jeziora. Chwytała piasek do rąk i wypuszczała go między palcami - skojarzyło jej się to z czasem. Każda sekunda była jednym ziarnkiem piasku. I mimo, że zabieramy całą garść czasu, to przesypuje się nam on przez palce tak szybko, że nawet się nie obejrzymy. Jak to pół roku, które przeleżała w łóżku. Było już tak ciemno, że gdyby nie to, że księżyc odbijał się w wodzie, to raczej nikt by tego jeziora nie zauważył. Ktoś przysiadł się obok niej, więc rękawem bluzy szybko starła łzy na jej policzku i odwróciła się w stronę tej postaci.
- To nadal boli, co? - zapytała Savannah, patrząc na jezioro, tak jak Rydel przed chwilą. Wyciągnęła z kieszeni bluzy paczkę papierosów i wyjęła jednego, po czym otwartą paczkę wyciągnęła w stronę Delly. Blondynka chwile się zastanawiała, po czym poczęstowała się papierosem. Nigdy wcześniej nie paliła i nie wiedziała jak się to robi. Chwyciła używkę między palce i włożyła do ust, a Savannah wyręczyła ją w podpaleniu. Rydel zaciągnęła się i od razu zaczęła się krztusić, na co Vanni się zaśmiała, swobodnie paląc swojego papierosa.
- Serio? Masz dwadzieścia trzy lata i to twój pierwszy papieros? - zapytała ze śmiechem. Lynch spojrzała na nią naburmuszona.
- Oczywiście, że nie... - warknęła - Źle się zaciągnęłam. A poza tym dwadzieścia trzy mam rocznikowo. - powiedziała i wypuściła dym z płuc. Oh, jakie to było cudowne uczucie. Odstresowujące. To chore. Dlaczego coś co nas zabija działa tak fantastycznie? - pomyślała.
- Lepiej? - zapytała Vanni, zerkając na Rydel.
- Jakoś tak mi ulżyło...hej, Riker wie, że palisz? - zapytała, marszcząc brwi.
- Wie. Nie popiera tego, ale wie.
- Ta...chyba lepiej, żeby nie wiedział, że też zaczęłam. - mruknęła blondynka, rysując jakieś wzorki na piasku. - Wracamy? - wskazała ruchem głowy na namiot. Savannah wstała i ruszyła do namiotu, a zaraz za nią Rydel.


Nienawidzę tego rozdziału tak mocno, jak rosołu. Jest nudny i monotonny, bez ładu i składu. Wstyd, że daję Wam takie coś zamiast porządnego rozdziału, ale mam nadzieję, że macie inne zdanie niż ja.

Kocham tę przeróbkę, którą tu dodałam, to zdjęcie jest perf <3
Co sądzicie o dodaniu tu Mai? To nie była spontaniczna decyzja, planowałam to od początku, także raczej nie chcę tego zmieniać, bo zawsze chciałam pisać bloga o Mai, gdzie odgrywa chociażby rolę drugoplanową, więc mam nadzieję, że nie ma tu jej hejterów? Lubicie Maię Mitchell? ;) 
Dziękuję za 4 komentarze pod ostatnim rozdziałem :)
+ Edytowałam zakładkę bohaterowie, bo dodałam tam właśnie Maię, Court, Sav  Jace'a, który raz już się tu pojawił oraz Deana i Sophię, których poznacie niebawem ;) Tylko te ich zdjęcia tak bardzo mi nie pasują do reszty, że masakra xd 

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 7 - ,,Anioły - czasem zamiast skrzydeł mają łapy."

   Jak dużo pytań pozostawiamy bez odpowiedzi? Nikt tego nie wie, nie liczy. Zrozumieć to znaczy zadawać wiele pytań. Ale chyba najtrudniejsze z tych pytań zawierają ,,dlaczego".
Dlaczego niebo jest niebieskie? Dlaczego gdy jesteśmy smutni  to płaczemy? Dlaczego na szczęście trzeba pracować, a na smutek nie, bo przychodzi sam, nieproszony? Dlaczego wyrzucasz leki? Dlaczego tniesz swoje nadgarstki? Dlaczego Ellington nie żyje i dlaczego to moja wina? - dwa pytania Rydel powtarzała w swojej głowie przez cały czas. Nie mogła znaleźć odpowiedzi, nie mogła wyrzucić ich ze swoich myśli. Wyrzuty sumienia były u niej n porządku dziennym. Tak jak smutek, tęsknota, rzekoma depresja...nadal twierdziła, że jej nie ma, ale nikt się z tym nie zgadzał. Tylko ona wierzyła, że jest zdrowa. Na jej ciele pojawiało się pełno nowych ran, a stare zamieniały się w blizny. Miała osłabiony organizm. Bardzo schudła, włosy zaczęły jej wypadać i straciły blask. Paznokcie stały się łamliwe. W oczach już dawno nie było tańczących, wesołych iskierek. Patrząc w lustro zastanawiała się, co się nagle stało? I przede wszystkim kiedy to wszystko się stało? Ellington. On wszystko zapoczątkował. Ale on nie żyje już pół roku, a Rydel dalej jest w tym samym stanie co na samym początku. Wszyscy się stopniowo od niej odsuwali. Byli zmęczeni tym, że nie mogą jej pomóc, albo raczej tym, że ona ich pomocy nie chce. Rodzina nie odpuszczała, szczególnie Riker. On zawsze był przy swojej siostrze, choćby nie wiadomo co się działo. Obojętne jak bardzo denerwowała wszystkich dookoła, jak bardzo denerwowała jego - zawsze był przy niej i znosił jej humory.
Żyje się po to, żeby być szczęśliwym. Rydel już dawno nie mogła nazwać siebie szczęśliwą, żywą chyba też nie.
- Co u Ciebie? 
- Funkcjonuję. 
Czym więc była? Czy naprawdę można żyć, będąc martwym? Ona chciała żyć. Żyć, a nie tylko istnieć. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziała, a zorientowała się, niestety, zbyt późno.

   Rydel siedziała na swoim łóżku z zeszytem na kolanach i słuchawkami w uszach. Chciała zacząć pisać pamiętnik. Nie potrafiła tego robić. Jedyne co potrafiła w tamtym momencie, to gryźć swój ołówek. Wyjęła słuchawki z uszu i położyła telefon na poduszce obok. Wydarła kartkę, na której napisała datę, z zeszytu i włożyła papier do ognia palącej się świeczki o zapachu owoców leśnych, stojącej na szafce nocnej.  Robiła to samo z każdą kartką, która wpadła jej w ręce. Odnalazła w tym niezłą zabawę. Na całej podłodze i szafce walał się popiół, a w pokoju pachniało okropnie. Za każdym razem kiedy ktoś do niej wchodził pytał ,,pali się coś?". A Rydel milczała, chowając spalone kartki za siebie.
- Cholera, cholera, cholera... - powtarzała  dziewczyna. Papier zapalił się tak bardzo, że blondynka nie mogła go już zgasić zwykłym dmuchnięciem. Zaczęła machać kartką papieru i równocześnie dmuchać ale to nic nie dało. Wreszcie udało jej się, a papier, a raczej to, co z niego pozostało, wrzuciła do kosza.
- Posprzątałabyś tu. - rzucił Riker, który nagle stanął w progu drzwi z dwoma kubkami ciepłej herbaty. Podał jeden Rydel, a z drugim usiadł na łóżku obok niej.
- Nie chce mi się. - mruknęła i oparła głowę o jego ramię. - Dzięki za herbatę. - upiła łyk i odstawiła kubek obok świeczki.
- Rydel...mogę Ci pomóc, ale serio, nie wiem, jak możesz tu żyć. - dziewczyna wzruszyła ramionami. Wszystko było jej obojętne, dlatego Riker nie musiał długo przekonywać jej do sprzątania. Było już dość późno, ale oni nie byli zmęczeni. Najpierw wszystkie rzeczy z podłogi wrzucili do worka na śmieci. Wszystkie co do jednej, żadna nie nadawała się do użycia po tym jak Rydel zafundowała im darmowe loty. Później powycierali kurze, zmienili pościel, pozamiatali podłogę i użyli odświeżacza powietrza, bo Riker twierdził, że śmierdzi tu tak jak w jakimś piecu. Rydel oczywiście się z tym nie zgadzała, ale milczała mimo wszystko. Wbrew pozorom sprzątania  nie było aż tak dużo. Jak sobie później uświadomili to Riker zrobił prawie wszystko sam. Opadł więc zmęczony na łóżko obok siostry i podejrzał co robi na laptopie - przeglądała zdjęcia Ellingtona.
- Musisz przestać żyć przeszłością Dels. - mruknął, a ona zaskoczona spojrzała na niego.
- Ja sobie nie radzę. On był dla mnie bardzo ważny, rozumiesz? Wy nie wiecie, co ja przeżywam. - warknęła.
- No tak, oczywiście, bo tylko Ty jedna przejmujesz się jego śmiercią. My wszyscy imprezowaliśmy po tym wszystkim, prawda? Nie możesz stwierdzić, co się z nami działo, bo siedziałaś ciągle  w swoim pokoju. Ty nawet nie możesz powiedzieć, co działo się z Tobą. Przestań nas oceniać. Próbujemy sobie z tym poradzić, ale nie wiesz jak okropnie tu było na samym początku, tym bardziej kiedy dodatkowo każdy martwi się o Ciebie. Przestań się tak zachowywać Rydel. Nie możesz nikomu pokazywać, że można Cię skrzywdzić, bo to wykorzysta.
- Daruj sobie. - Riker westchnął tylko i wyszedł z pokoju. Rydel zawsze tak reagowała, a on nie chciał się z nią kłócić. Dziewczyna była już zmęczona, więc uklęknęła tylko obok łóżka i złożyła w ciemności pocięte nadgarstki. Pomodliła się chwilę, po czym położyła się na łóżko, ocierając łzy.

   - Chciałabym mieć psa. - wyparowała nagle Rydel, spoglądając na rodziców, którzy jedli swoje śniadanie,  potem przeniosła wzrok na swój pełny talerz. Nie była głodna, więc postanowiła, że zacznie teraz rozmowę.
- Wiesz, pies to duża odpowiedzialność i...
- Wiem. - przerwała Stormie Rydel. - Ale podobno pies to najlepszy psychoterapeuta podczas depresji. Wiesz, zaczynasz się zajmować jego potrzebami i zaczyna Cię coś obchodzić, takie tam. - mruknęła. Dziwnie było jej mówić, że ma depresję, skoro twierdziła, że jej nie ma, ale była pewna, że taki argument zmiękczy rodziców. Mark i Stormie spojrzeli na siebie niepewnie, po czym przenieśli wzrok na córkę.
- Porozmawiamy o tym jeszcze i się zastanowimy. - uśmiechnął się Mark, a jego córka i tak już była pewna, że dostanie to, czego chce.


Dwa dni później Rydel, Riker i ich rodzice byli już w schronisku. Każdy został poinformowany o tym, że w domu pojawi się pies, ale tylko Rikera udało się namówić, aby przyjechał go wybrać. Cała czwórka już dobrą godzinę chodziła po schronisku. Rydel bardzo chciała wziąć ze sobą każdego z tych psów, ale nie mogła i przez to była bardzo smutna. Ledwo namówiła rodziców na jednego. Z resztą, oni starali się przekonać córkę, aby kupić psa, ale ona się na to nie zgodziła. Wreszcie blondynka przystanęła gwałtownie przy jednej z klatek. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest pusta, ale w kącie dostrzegła psa. Nie był rasowy, nie był szczeniakiem. Na zbyt zadbanego też nie wyglądał, ale to zrozumiałe w schronisku. Był to zwykły, brązowy kundel, sięgający jej trochę za kolana. Dziewczyna przykucnęła i cmoknęła na psa, który podniósł na nią swoje czarne oczy, ale szybko je opuścił. Trochę się namęczyła, aby do niej podszedł, ale udało jej się. Kiedy się zbliżył, a ona spojrzała w jego oczy coś ją uderzyło. Były pełne strachu, bólu, tęsknoty, samotności, a także obojętności na to co za chwilę może się stać. Wydawało jej się, jakby widziała swoje oczy, ale o innym kolorze. Przełknęła ślinę i wstała, po czym spojrzała znacząco na rodzinę.
- Jesteś pewna? Myślałam, że chcesz szczeniaka... - mruknęła Stormie, obserwując psa.
- Jestem pewna.
- Tego psa oddano nam jako szczeniaka. Pies właścicieli się oszczenił, a z młodymi nie było co zrobić. Siedzi tu już trzeci rok i do tej pory nikt go nie chciał. Jak państwo widzi, nie jest rasowy i jest również nieufny. Może być ciężko z tym, aby się do Was przyzwyczaił i...
- To nieważne. - przerwała Rydel. Skoro się zdecydowała, to znaczy, że go chce i tyle. Była pewna, że pracownicy schroniska chcą, aby jak najwięcej psów znalazło dom, a kobieta stojąca przed nią wygląda, jakby chciała ją zniechęcić.
Rodzice Rydel poszli załatwić wszystkie formalności, a Riker wrócił z siostrą i psem do samochodu.
- Jak masz zamiar go nazwać? - zapytał Lynch, bacznie obserwując psa, trzęsącego się na kolanach blondynki.
- Azor. - szepnęła, głaszcząc Azora po głowie.
***
   - Cholera! Jesteś niegrzecznym gnojkiem! - krzyczała Rydel, chociaż wcale tak nie myślała. Trzymała Azora z całej siły, aby nie uciekł jej z wanny. Musiała już tylko spłukać pianę, na Boga. Czy ten pies wie, co to znaczy stać w miejscu?
- Dobra, jak będziesz grzeczny, to możesz dziś spać ze mną na łóżku! - sapnęła, ale to nie uspokoiło psa. Bardzo się namęczyła, ale po około pół godzinie, suszyła go, ciężko dysząc. Jeżeli tak ma wyglądać każda jego kąpiel, to będzie się męczyć bardziej niż na wf.
Po wysuszeniu kundelka, blondynka nasypała mu karmę do miski, którą postawiła na podłodze, a ten zaczął jeść tak, jakby już dawno nie miał nic w pysku.
   Wieczorem Rydel wzięła szybki prysznic i położyła się wreszcie w ciepłym łóżku. Spojrzała na Azora leżącego obok drzwi i przywołała go do siebie, klepiąc miejsce obok siebie. Pies zwinnie wskoczył na łóżko i wciskał nos pod dłoń blondynki, dopóki ta go nie objęła. Kiedy osiągnął  swój cel, położył się spokojnie, po czym oboje zasnęli.


I co sądzicie?:) Nie wiem czemu, ale jakoś tak od początku chciałam, aby pojawił się tu pies, mimo, że mam obsesję na punkcie kotów haha xD A rodzice się nie zgadzają na kota:((
No, w każdym razie co myślicie o Azorku? :D Ja i Rydel od razu go polubiłyśmy XD
Jest to jeden z takich dłuższych rozdziałów chyba, bo mnie trudno przychodzi pisanie tych długich.

Ej w ogóle czy tylko ja od zawsze tak jaram się Rydel i Rikerem? Oni to takie rodzeństwo idealne, ugh <3 



sobota, 6 lutego 2016

Rozdział 6 - ,,I'm dying, I can't get enough"

    Rydel zeszła po cichutku na dół. Rozejrzała się po salonie, kuchni, ale nikogo nie było w domu. Przejrzała wszystkie sypialnie - została sama. Wzruszyła ramionami i postanowiła, że poczeka na rodzinę w salonie. Zgasiła światło i usiadła na kanapie, otulając się ciasno kocem. Zaczęła skakać po różnych kanałach, ale nie było tam nic, co przypadło jej do gustu. W końcu zostawiła ,,Barbie jako Jezioro Łabędzie" i położyła się. Na początku oglądała bajkę nieco zirytowana, bo musiała oglądać byle co. Jednak nawet nie zwróciła uwagi, jak później się w to wciągnęła i przeżywała wszystko z Odettą - główną bohaterką bajki. Minęła już połowa Barbie, a Rydel kątem oka dostrzegła kogoś, kto ją obserwuje. Odwróciła powoli głowę i posłała Rocky'emu coś na kształt uśmiechu.
- Kiedy wróciłeś? Gdzie jest reszta? - zaczęła zadawać bratu pytania. Chłopak usiadł na samym końcu kanapy, a ona przysunęła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu.
- Byliśmy w sklepie, a kiedy wróciliśmy to Cię nie zauważyliśmy i myśleliśmy, że śpisz. Rodzice poszli na drzemkę, a chłopcy grają. Ja miałem oglądać telewizję. - roześmiał się.
- Świetnie się składa, dzisiaj leci maraton Barbie. - podsunęła Rydel. Rocky odwrócił się w jej stronę.
- Chyba nie myślisz, że będę oglądał jakąś bajkę dla dziewczynek. - obruszył się, ale Rydel spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Tęsknił za spędzaniem czasu z siostrą, a jeżeli to miał być jakiś sposób na wrócenie do tamtych chwil, to jemu pasowało. Przytaknął siostrze i siedzieli tak do końca pierwszej bajki. Później Rocky wstał z kanapy, a w oczach jego siostry błysnęły łzy.
- Obiecałeś, że zrobimy sobie maraton. - powiedziała, a jej głos drżał. Szatyn zdziwił się, jak teraz łatwo doprowadzić ją do płaczu, ale jednocześnie zrozumiał jak bardzo brakuje jej bliskości drugiej osoby, chociaż nigdy nie chciała się do tego przyznać.
- Jasne, ale chciałem zrobić popcorn i coś do picia. - wskazał kciukiem na drzwi do kuchni, na które Rydel przeniosła wzrok. Poczuła się głupio, ale jednocześnie bardzo jej ulżyło. Pokiwała głową na znak, że się zgadza, a później usiadła wygodnie na kanapie oglądając reklamy.
   Kiedy Rocky wrócił, postawił miskę i szklanki na stoliku. Usiadł, a Rydel rozłożyła się na kanapie, kładąc głowę na kolanach brata i okrywając się kocem pod samą szyję. Oglądali kolejne bajki i zajadali się popcornem, dopóki palce Rocky'ego nie szurnęły o dno, a pod jego paznokcie nie dostała się sól. Odłożył wtedy miskę i nadal, razem z Rydel pogrążeni byli w przygodach co chwilę innych bohaterek. Oglądali bajki już chyba pięć godzin. Wreszcie Rocky otworzył oczy i rozejrzał się dokoła. Był nakryty kocem i ciągle siedział, a Rydel leżała mu na kolanach i nadal spała. Salon oświetlało jedynie światło z telewizora, w którym już raczej od dawna nie leciało Barbie. Zmrużył lekko szczypiące oczy i przetarł twarz dłonią. Strasznie bolał go kręgosłup i szyja, przez co z bólu nie mógł odwracać głowy w prawo. Zastanawiał się która jest godzina, kto go przykrył, dlaczego ten ktoś nie wyłączył telewizora, a co najważniejsze - dlaczego ten ktoś ich nie obudził. Myślał nad tym, kiedy zasnęli i jaką bajkę oglądali jako ostatnią, ale nie wiedział. Uniósł lekko biodra i sięgnął po telefon w tylnej kieszeni spodni. Była już druga. Delikatnie zsunął sobie z kolan głowę Rydel i wstał, przyglądając się jej postaci, która smacznie spała na kanapie. Chciał iść położyć się w swoim łóżku, ale nie chciał zostawiać jej tutaj, żeby było jej niewygodnie. Powoli wsunął jedną rękę pod plecy siostry, a drugą pod jej kolana i uniósł ją do góry. Następnie ruszył na piętro z Delly na rękach. Po drodze spotkał zaspanego Rossa, którego poprosił o otworzenie drzwi do sypialni Rydel. Ułożył delikatnie blondynkę na łóżku i wysunął spod niej ręce, a następnie nakrył ją kołdrą i wyszedł z jej pokoju cicho zamykając drzwi. Potem wrócił do salonu, aby wyłączyć telewizor, a następnie padł jak postrzelony na swoje łóżko i spał jak zabity przez całą noc, wcześniej tylko uśmiechając się na wspomnienie tego, że wreszcie spędził czas z siostrą.



Uważacie, że ta historia jest nudna, albo coś w tym stylu? Bo czasem mam wrażenie, że Was nią zanudzam xd




Template by Elmo