sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 5 - ,,I tell myself that this feeling will fade and I know that it won't"

  - Nie płacz, nie płacz, nie płacz. - szeptała w kółko, siedząc z kolanami podciągniętymi pod brodę.  - Mówiłam nie płacz. - powiedziała głośniej i wytarła łzę z policzka. Telefon leżący obok jej łóżka podświetlił się, dając znak, że jest naładowany. Sięgnęła po niego i jej kciuk zawisł nad wiadomością Ellingtona. Nie była pewna, czy chce ją czytać.
,,Rydel, przepraszam, że nie odpisywałem, ale zostawiłem telefon w pizzerii i musiałem po niego wrócić. Nie obrażaj się, proszę, zaraz będę, jadę najszybciej jak mogę." - mocno zacisnęła powieki. Może to przez nią umarł? Może przez to, że pisał SMS za kierownicą nie zauważył tej ciężarówki? Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Tak bardzo chciała się do niego przytulić. Chociaż na chwilę znów być w jego ramionach, poczuć jego wargi na swoich, usłyszeć jego głos, dotknąć miękkich włosów. Tak bardzo za nim tęskniła. Gdyby istniał jakikolwiek sposób, żeby mogli się znów zobaczyć. Rydel wstała z łóżka i chodziła przez chwilę po całym pokoju w kółko. Łzy nie przestawały spływać jej po policzku, a ona chciała krzyczeć, ale wszystkich by obudziła. Ściskała kurczowo telefon w dłoni, ale po chwili zamachnęła się i cisnęła nim o ścianę. Opadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Czuła się strasznie bezradna. Chciała cofnąć się w czasie i powiedzieć mu, żeby nie wysyłał tej wiadomości, że nie jest zła. Ona jest winna jego śmierci. Tylko ona. To jej wina. Blondynka podniosła się z podłogi i weszła do łazienki. Spojrzała w lustro i na jej twarzy pojawił się grymas. Zgarnęła włosy, lepiące się do jej mokrych policzków i związała je w kucyka. Opłukała twarz zimną wodą i wytarła ją ręcznikiem. Skierowała się do pokoju Rikera. Uniosła pięść, aby zapukać do drzwi, ale opuściła ją, kiedy zdała sobie sprawę, że ostatnio zbyt często zajmuje mu czas. Odwróciła się, aby odejść, a wtedy padło na nią światło. Spojrzała za siebie i zobaczyła, że to światło z pokoju jej brata.
- Rydel? Czemu nie wchodzisz? - zapytał, marszcząc brwi.
- Nie chciałam Ci przeszkadzać. Od Sylwestra jestem tu codziennie. Pewnie potrzebujesz trochę czasu dla siebie.
- Właściwie to czekam, aż przyjdziesz. Odzwyczaiłem się od spania w samotności.
- Boję się. - mruknęła tak cicho, że Riker ledwo ją zrozumiał.
- Czego? - zapytał i otworzył drzwi szerzej, wpuszczając ją do środka.
- Że po tym jak już upadłam się nie podniosę. Riker, ja nie mogę wstać. Ellington odszedł cztery miesiące temu. Od tamtej chwili rozmawiam tylko z Tobą. Niczego nie jem, spójrz, jak wyglądam. - podciągnęła koszulkę, tak, aby zobaczył, że widać jej żebra i ją opuściła. Nienawidzę siebie. Ale chciałabym wstać. Tylko nie mogę. A co jeżeli wstanę i znów upadnę? Wtedy się nie podniosę, Riker. Potrzebuję Cię w tej chwili jak nikogo innego, ale to przykre, że nie możesz mi pomóc, nawet jeżeli chcesz. Nie chcę spotykać się z Greenem...
- Czy on Cię skrzywdził? - Riker zacisnął zęby.
- Nie, ale mnie irytuje. Przepisuje mi mnóstwo leków, ale ja naprawdę nie jestem chora. - jej brat opuścił głowę. Zauważyła to i wiedziała, że on myśli inaczej.
- Proszę, spójrz mi w oczy i powiedz, że mi wierzysz.
- Rydel wiesz dobrze, że masz depresję. Ale nie chcesz jej leczyć, bo nie dopuszczasz do siebie myśli, że to prawda. Zrozum, to choroba jak każda inna. Ona nie robi z Ciebie wariatki.
- Jesteś po ich stronie. - szepnęła i wyminęła go, ale szarpnął jej nadgarstek.
- Tutaj nie ma żadnych stron, Rydel. A jeżeli już to tylko jedna, bo wszyscy chcemy Ci pomóc, tylko dopuść nas do siebie.
- Chcę dziś spać u siebie, dobrze? - puścił ją, a ona nie odwracając się opuściła jego pokój. Wróciła do siebie i zapaliła światło. Rozejrzała się po pokoju, a następnie podeszła do biurka i zaczęła w nim szperać. Odnalazła temperówkę, ołówek i zeszyt. Naostrzyła ołówek i zaczęła pisać w zeszycie tekst jakiejś piosenki, bo nagle dopadła ją wena. Szybko jednak ją opuściła. Rydel zamknęła zeszyt i rzuciła ołówek gdzieś na podłogę. Jej wzrok skupił się na temperówce. Odnalazła mały śrubokręt w szufladzie, o którym sobie przed chwilą przypomniała - to Ross zostawił go kiedyś u niej, kiedy naprawiał jej coś, ale nie pamiętała co. Rozkręciła temperówkę, a żyletka spadła na biurko. Chwyciła ją w dłoń i poszła do łazienki. Uniosła rękę nad umywalką i do niej przyłożyła zimny metal. Zacisnęła powieki. Po chwili kilka kropel krwi spadło do umywalki, ale ona nie poczuła żadnej ulgi. Dlaczego tyle nastolatek to robi? - pomyślała. Postanowiła spróbować jeszcze raz. Dopiero za trzecim coś pomogło. Stała się lżejsza, a jej umysł był jakby czystszy. Przestała myśleć o czymkolwiek, oprócz nacinania swojej skóry. W ten sposób na jej nadgarstku powstało pięć ran. Pomyślała, że wystarczy i opłukała rękę. Rany zaczęły ją szczypać, ale zignorowała to. Wytarła nadgarstek papierem toaletowym, aby nie zabrudzić przypadkiem ręcznika. Umyła umywalkę, a żyletkę schowała do szafki nad nią. Wróciła do pokoju i zmieniła koszulkę na ramiączkach na taką z długim rękawem. Uspokojona zasnęła od razu po położeniu się do łóżka.
***
   - Robisz ze mnie wariatkę. Przestań to robić! Przestań tu ciągle przychodzić i robić mi nadzieję, ze ostatni okres w moim życiu był tylko snem. - krzyczała, chodząc po pokoju, a Ellington siedzący na łóżku wpatrywał się w nią z kamiennym wyrazem twarzy. - Właściwie dlaczego na Ciebie krzyczę? Przecież jesteś wytworem mojej wyobraźni. To nie Twoja wina, że się tu pojawiasz tylko moja. Jestem chora, to tak jakbym rozmawiała ze sobą. Co nie zmienia faktu, że ja Cię widzę. I chociaż cieszę się jak dziecko, że pamiętam jak w ogóle wyglądasz, irytuje mnie fakt, że przez Ciebie ludzie twierdzą, że zwariowałam. - Ratliff wzruszył tylko ramionami. Rydel przystanęła i spojrzała na niego. Nie odwracał od niej wzroku. Mimo, że pojawiał się tu prawie codziennie, za każdym razem miała nadzieję, że to naprawdę on. Że widzi właśnie Ellingtona, a nie kolejny wytwór swojej wyobraźni.
- Przestań być taki obojętny do cholery! Wiesz jak mi Ciebie brakuje? Jesteś skończonym idiotą, jak można pisać SMS-y prowadząc samochód? To Twoja wina, że nie żyjesz, debilu! - krzyknęła, ale znów nie zapanowała nad łzami. Podbiegła do łóżka i położyła się, układając głowę na kolanach Ellingtona. Płakała strasznie, a on położył jej dłoń na plecy i głaskał je. Leżała tak dłuższą chwilę, zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że Ellington nadal żyje. Strasznie tego chciała. Wyobraziła sobie ich ślub i to, że mieliby dzieci za kilka lat.
- Z kim rozmawiasz? - zapytał Mark, stojący w progu jej pokoju i przyglądający się jej badawczo. Rydel podniosła się i zauważyła, że leży na dosyć starej poduszce, a Ratliffa tu nie ma. Nienawidziła swojej wyobraźni.
- Z nikim, tato. - westchnęła, wycierając policzki, chociaż łzy już dawno zdążyły zaschnąć.
- Krzyczysz na cały dom, rozmawiałaś przez telefon? - Rydel przełknęła ślinę. Cała rodzina dowiedziała się od Greena, że widuje się z ,,Ellingtonem", ale ciągle się łudzą, że to nie z nim rozmawia po nocach i czasami, tak jak teraz, dniach.
- Ze sobą. Rozmawiałam ze sobą. Zdarza się, prawda? - mruknęła i wstała z łóżka, łapiąc się za nadgarstek, na którym ostatnio coraz częściej pojawiały się to nowsze rany. Na szczęście jeszcze nikt nie zdołał ich zauważyć, bo Rydel ciągle chodzi w swetrach z takimi rękawami, że zasłaniają nawet jej dłonie, a co dopiero nadgarstki.

*** 
   - Jak się ostatnio czujesz? - zapytał lekarz, a Rydel pokiwała głową. Dlaczego co tydzień o to pyta? Przecież wciąż jest załamana, nawet, jeżeli zaczęła się czasem odzywać.
- Funkcjonuję. - odparła zgodnie z prawdą. - Czasami nawet się uśmiecham, uwierzyłby pan? - powiedziała, patrząc mu w oczy, aby uwierzył, że to prawda. Jego wzrok jednak spoczął gdzie indziej, a kiedy Rydel zorientowała się gdzie, jej serce zaczęło bić szybciej, a ona zaczęła panikować. Naciągnęła rękaw swetra i przytrzymała go dłonią, a rękę schowała pod stół.
- Rydel, czy Ty się okaleczasz? - zapytał Green spokojnym tonem.
- Nie, no co pan. Ja? Po co miałabym to robić? Jeszcze nie zwariowałam. - wyrzucała z siebie słowa, na darmo, bo doktor i tak znał prawdę.
    Później co tydzień miała sprawdzane nadgarstki. Często jej rodzina ukradkiem spoglądała jej na ręce, ale oddychali z ulgą patrząc na stare blizny i nie widząc świeżych ran. Rydel chciała śmiać się z ich naiwności. Teraz pokrywała nowymi ranami swoje kostki u nóg i uda i nikt niczego nie podejrzewał. Była pewna, że nie wpadną na to co robi. Tylko cięcie przynosiło jej jakąś ulgę i nie miała zamiaru rezygnować. Ciągle oszukiwała wszystkich w związku z lekami, które przepisywał jej psycholog - wcale ich nie brała, choć mówiła, że tak. Zauważyła jednak, że matka zagląda czasem do szklanej buteleczki z tabletkami i aby nie zaczęła nic podejrzewać, Rydel wyrzucała często kilka do kosza, spuszczała w toalecie, lub wyrzucała za okno. Ale pewnego dna, gdy wyszła na podwórko i jedna z tabletek rzuciła jej się w oczy, podniosła ją i znów pozbyła się jej u siebie w pokoju, w obawie, że przed domem ktoś je znajdzie.  Była dumna z siebie, że nikt niczego nie podejrzewa.

Ogólnie ten rozdział jest moim ulubionym, mam nadzieję, że Wam też się spodoba:) <3

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział 4 - ,,I know you got away"

 - 10,9,8... - Rydel zatkała uszy. Nie chciała ich słuchać. Wszyscy na dole bawili się doskonale...nawet za bardzo. Irytowała ją ta muzyka, którą słyszała w każdym pomieszczeniu  w domu. Za chwilę pożegnają 2015. Marzyła tylko o tym.  To był najgorszy rok jej życia. Pomalowała się i ładnie ubrała na Sylwestra, ale tylko tyle. Całą noc przesiedziała na parapecie u siebie w pokoju z lampką szampana w ręce. Obserwowała swoich przyjaciół i rodzeństwo, którzy stali na zewnątrz odliczając do Nowego Roku i czekając aż puszczą pierwsze petardy.
- 3,2,1! - wykrzyczał tłum, a na niebie wybuchły kolorowe fajerwerki. Żółty, czerwony i zielony pyłek znikał powoli, sprawiając wrażenie, jakby spadał na ziemię. Rydel upiła łyk szampana z tej okazji. Jej kąciki ust delikatnie drgnęły do góry.  Naprawdę zaczyna Nowy Rok. Szkoda, że nie nowe życie. Odwróciła się gwałtownie w stronę drzwi, kiedy usłyszała, że się otwierają.
- Szczęśliwego Nowego Roku! - krzyknął Jace i przybliżył się do niej. Szybko jednak się cofnął, widząc grymas na jej twarzy.
- Kto Cię tu wpuścił? Nawet nie zapukałeś, a co gdybym się przebierała? - warknęła zdenerwowana Rydel. Jace się zmieszał.
- Przepraszam. Chciałem tylko życzyć szczęśliwego Nowego Roku. Nie myśl, że o Tobie zapomnieliśmy. Wszyscy przed chwilą wypili szampana krzycząc ,,za Rydel". Tam na dole jest idealnie, ale czegoś brakuje. Ciebie. - Lynch przez chwilę zamykała i otwierała usta, patrząc na przyjaciela.  Czy rzeczywiście ktoś na dole jej potrzebował? Do jej oczu napłynęły łzy. Bardzo musiała ranić całą swoją rodzinę. Ale ona też była bardzo zraniona.
- Nie potrzebuję Waszej litości. - mruknęła i odwróciła głowę w stronę szyby, kiedy poczuła, że jedna łza spłynęła po jej policzku. Zauważyła na dole uśmiechniętego Rossa, a w jego objęciach Courtney. Niedaleko nich stał Riker, całując Savannah. Rocky stał niedaleko bramy z jakąś dziewczyną, której Rydel wcześniej nie widziała. Ryland gdzieś zniknął, ale podejrzewała, że nie odchodził od swojego sprzętu, w końcu odpowiadał za muzykę. Ścisnęło ją serce. Przypomniała sobie, jak jeszcze w zeszłym roku stała tam na dole w objęciach Ellingtona i była naprawdę szczęśliwa. Pocałowała go wtedy po raz pierwszy przy wszystkich swoich znajomych, a potem tańczyli razem przez całą noc, nawet, kiedy inni dawno zeszli z parkietu.
- To nie litość, Dells. Bardzo za Tobą tęsknimy. - prychnął i uśmiechnął się - To zabawne, że tęsknimy za osobą, która jest obok nas, która patrzy na nas przez okno z żałosnym kieliszkiem w ręku. Tęsknimy za kimś, kogo mamy na wyciągnięcie ręki. Czemu nas odrzucasz, Rydel? Chcemy Ci pomóc wyjść z depresji.
- Nie mam depresji! - dziewczyna gwałtownie zeskoczyła z parapetu, a Jace odsunął się do tyłu. - Nie jestem chora, kiedy to zrozumiecie? - warknęła wściekła. Nienawidziła, kiedy ktoś wmawiał jej, że ma depresję. Ona jej nie miała. Jako jedyna tak twierdziła.
- A jaki Twoim zdaniem jest sens życia? Jak często jesteś szczęśliwa? Jak często masz myśli samobójcze? - podchodził do niej coraz bliżej, a ona cofała się, aż dotknęła ściany plecami. Nie mogła odpowiedzieć na te pytania, bo odpowiedzi były zbyt straszne.
- Wyjdź stąd Jace. - szepnęła.
- Ale...
- Wyjdź! - przerwała mu. Chłopak patrzył na nią jeszcze chwilę, ale później odwrócił się i odszedł. Rydel drgnęła, kiedy drzwi jej pokoju trzasnęły. Przełknęła ślinę. Gardło bolało ją od narastającej w nim guli. Przeniosła wzrok z drzwi znów za okno. Nikogo już tam nie było, pewnie wrócili do domu. Westchnęła i odłożyła pusty kieliszek na parapet. Podeszła do keyboardu i przejechała palcami po kilku przypadkowych klawiszach. Rozejrzała się po całym pokoju, który później opuściła. Skierowała się do salonu i zaczęła przeciskać się przez tłum ludzi, pomagając sobie rękami. Stanęła na palcach i rozejrzała się dokoła. Dostrzegła Rikera przy oknie. Przecisnęła się do niego, a potem wpadła w jego ramiona.
- Rydel, wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie, odkładając poncz na bok i otulając ją rękoma.
- Tak, po prostu chciałam poczuć czyjąś bliskość. - zdała sobie sprawę jak żałośnie to zabrzmiało, ale i tak wzmocniła uścisk.
- Błagam Rydel, zostań tu. - mruknął jej do ucha, a ona czuła, że zaraz rozpłacze się jak małe dziecko.
- Nigdzie się nie wybieram. - powiedziała i zamknęła oczy. Nie chciała go zostawiać, bo sama nie chciała znów zostać sama.






sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 3 - ,,And the feeling of getting you closer Is taking me under"

 - Zachowuj się jak dorosła - wymruczała Stormie siadając na łóżku obok Rydel. Nie zrozumiała. Jak może zachowywać się jak dorosła, skoro jeszcze nie dorosła? To prawda, jest pełnoletnia, ale czuje się jak mała, zagubiona dziewczynka. Nie wie co się stało ze światem i w jakim kierunku zaczął on zmierzać.  Nie rozumiała swojej rodziny. Jak mogli oczekiwać  od niej, żeby nagle zaczęła się uśmiechać i zachowywać tak, jak przed śmercią Ellingtona? Przecież do jasnej cholery straciła nie tylko swojego chłopaka, ale też jedynego przyjaciela. Przecież był dla niej najważniejszy, a teraz go nie ma. A oni chcą, żeby o tym zapomniała? W sumie Rydel sama tego chciała. Chciała zapomnieć o tym co się wydarzyło, ale to było niemożliwe. Ona w porównaniu do reszty Lynchów zdawała sobie z tego sprawę.
   Bardzo tęskniła za Ratliffem. Co to za paradoks...była pewna, że to co przeżywa po jego odejściu zrozumiałby tylko on. Ale nie zrozumie, bo go już nie ma. Ona chyba nadal sobie tego nie uświadomiła. Znów leżała w łóżku i nawet nie zauważyła, kiedy jej mama wyszła z pokoju. Rydel rozumała, że wszyscy się martiwą. A dlaczego oni nie mogli zrozumieć, że ona chce tylko być sama? Chociaż jeden dzień. JEDEN DZIEŃ bez wchodzenia do jej pokoju i wypytwania co u niej. Czy naprawdę tylko jej bracia potrafli to uszanować? To prawda, przychodzili do niej w nocy, kiedy udawała, że śpi, żeby sprawdzić jak się czuje. Ale po to przychodzili w nocy, żeby jej nie denerwować. Dlaczego rodzice odwiedziają  jej pokój co dziesięć minut? Przecież nic sobie nie zrobiła. Jeszcze. Tylko leży w łóżku, przecież nic nie może jej się stać pod ciepłą kołdrą.

   Ocknęła się z niezadowoleniem zauważając, że znów przespała cały dzień.  Wiedziała jednak, że nie obudziła się bez powodu. Rozejrzała się po pokoju i zatrzymała swój wzrok na kimś, kto stał niedaleko drzwi. W ciemności nie dostrzegła jednak kto to. Podniosła się i zapaliła lampkę nocną. Odskoczyła i cofała się na łóżku, dopóki jej plecy nie styknęły się z lodowatą ścianą. Chłopak zbliżył się do niej ze szczerym uśmiechem na ustach.
- Ellington. - wyszeptała, uspakajając oddech. Serce biło jej tak mocno, jakby miało zamiar wyskoczyć z klatki piersiowej i przebiec maraton.  Rydel podniosła się z łóżka. Nie czuła już strachu, ale wciąż była zdezorientowana. Rozejrzała się dokoła, szukając kogoś kto wyskoczy, krzycząc, że to żart. Ratliff ukłonił się lekko przed blondynką i wyciągnął do niej rękę.
- Chcesz tańczyć? Powaliło Cię? - nie odezwał się jednak. Nie potrzebowała jego słów, najważniejsza była jego obecność. Uśmiechnęła się wreszcie i wcisnęła swoją dłoń w jego.  Żadna muzyka nie grała, ale nie przeszkadzało im to. Delly wtuliła się w swojego ukochanego, poruszając biodrami, na których spoczywały jego dłonie. - Bardzo tęsknię. - mruknęła, a na jego koszuli pojawiła się jej łza. Chłopak jednak ciągle milczał. Rydel pisnęła, kiedy nagle rozpłynął się w powietrzu. Jej dłonie się trzęsły i nie mogła nad tym zapanować. Wybiegła  z pokoju, zwalniając dopiero na korytarzu.

   - Cholera! - Riker odskoczył przerażony na łóżku, automatycznie zapalając lampkę nocną, tak jak niedawno Delly. - Rydel. - wymruczał uspokojony. Przetarł dłonią zmęczoną twarz i podciągnął się do pozycji siedzącej.
- Czyli to prawda. - zdziwiła się blondynka.
- O czym Ty mówisz? - jej starszy brat był zdezorientowany jej tajemniczością i tym, że w ogóle wyszła ze swojego pokoju.
- Jeżeli budzisz się w nocy z niewiadomych przyczyn, to znaczy, że ktoś Cię obserwuje. - wzruszyła ramionami i Rikerowi wydawało się, jakby kąciki jej ust drgnęły lekko w górę. Ale tylko wydawało. - Mogę z Tobą spać? - wyparowała, co całkiem zbiło jej brata z tropu.
- Tak, tak, jasne. - powiedział, wciąż nieprzekonany, odsuwając się w bok, aby zrobić jej miejsce. Wskoczyła na łóżko, nakrywając się kołdrą, aż do ramion. Poczekała, aż Riker wygodnie się ułoży i położyła głowę na jego klatce piersiowej. Ręka blondyna zwisła w pół gestu, ale w końcu zdecydował się objąć nią siostrę. Tego właśnie potrzebowała - teraz czuła się bezpieczna. Usnęła bardzo szybko, Riker jednak leżał zastanawiając się co ją tu sprowadza. Cieszył się, po pierwsze z tego, że opuściła swój pokój. Po drugie przyszła właśnie do niego, kiedy do wyboru miała całą piątkę innych mieszkańców. Odezwała się. Usłyszał jej głos po raz pierwszy od chyba miesiąca. Martwił się jednak, bo nie wiedział, co ją do tego zmusiło. Jeżeli stało się coś złego?

   - Rydel! Tutaj jesteś. - odetchnęła z ulgą Stormie, łapiąc się teatralnie za serce. Rodzeństwo poderwało się z łóżka, a Delly zauważyła, że za oknem jest już jasno.
- Mamo, o co chodzi? - zapytał zaspany Riker. Już drugi raz ktoś budzi go, o mało nie przyprawiając o zawał.
- Poszłam zobaczyć co z Twoją siostrą, ale jej nie było. Bałam się, że coś się stało, albo... - Stormie zamilkła, nie chcąc dokańczać.
- Że się zabiłam? - parsknęła Rydel. Jej matka zaskoczona przeniosła na nią wzrok. Zapomniała, że jej córka w ogóle potrafi mówić. - Nie oszalałam, mamo. Po prostu nie chciałam spać sama. - warknęła, wtulając się w swojego brata, tak, jak przez całą noc. Ich matka wycofała się z pokoju i teraz słychać było tylko ciężki oddech Rikera.
- Widziałam Ellingtona. - blondyn poruszył się nerwowo. Wiedział jednak, że musi być ostrożny, aby nie urazić siostry.
- Rozumiem. - Rydel jednak poczuła się urażona. Tak mówi się do małych dzieci, kiedy chce się je zbyć. Doskonale pamięta, kiedy jako dziecko mówiła ojcu, że widziała w nocy  Mikołaja, a on odpowiadał tylko ,,oczywiście, że tak skarbie". Wcale jej nie wierzył, chciał się jej pozbyć na tyle delikatnie, aby jej to zbytnio nie dotknęło.
- Nie jestem dzieckiem, Riker. Wcale nie powiedziałam, że on do mnie przyszedł! Ugh, dlaczego traktujesz mnie jak niezrównoważoną psychicznie? - burknęła i podniosła się z łóżka.
- Nie traktuję Cię tak, po prostu on...
- Wiem, że odszedł. - dokończyła za niego. - Ale go widziałam. Tylko, że to moja pieprzona wyobraźnia się ze mną bawiła. Tańczyłam z nim, a potem zniknął i uświadomiłam sobie, że mi się to przywidziało. Byłam przerażona, dlatego przyszłam. - otworzyła się przed nim. Nie sądziła, że komuś o tym opowie. Wyszła z pokoju brata i ruszyła do siebie pod prysznic. Długo tam dziś siedziała. Bała się, że za chwilę jej umysł znów zrobi sobie z niej żart i długo bała się otworzyć oczy. Wyszła z kabiny i ubrała się w czarne getry i bluzkę Rocky'ego. Zdarzało jej się chodzić w ubraniach jej braci, było jej w nich wygodnie.
 
***
   Doktor siedział i obserwował ją uważnie, pisząc coś w tym swoim zeszycie, który Rydel miała ochotę wyrzucić przez okno. Nikt nie irytował jej tak, jak Green. Nim też miała ochotę cisnąć o ziemię z dużej wysokości.
- Czy Ellington się do Ciebie odezwał? - zapytał w końcu, a Rydel drgnęła, wyrwana z planowania o tym, jak pozbyć się tego mężczyzny.
- Nie. Mówiłam już z resztą, że go tu nie było. - Riker wygadał wszystko temu facetowi. Rydel  była wściekła na siebie, że w ogóle komukolwiek o tym powiedziała.
- To efekt uboczny antydepresantów, które zażywasz. Może zmniejszmy dawkę? Nie powinnaś ich też zażywać na pusty żołądek. - lekarz zastanawiał się, dlaczego te efekty w ogóle się pojawiają.
- To nie od tych zasranych leków. - warknęła Rydel, podążając wzrokiem za jakimś ptakiem za oknem, który zatrzymał się teraz na nagiej gałęzi drzewa i zaraz odleciał. Blondynka znów spojrzała  na Greena. Doktor się wzdrygnął od całej tej nienawiści w jej oczach. Nie wiedział nawet, za jakiego ma go naiwnego. Jakim cudem jest to efekt uboczny leków, których nawet nie zażywała? Okłamywała go, racja. Ale czuła się ZDROWA. Po co miała sobie psuć zdrowie jakimiś tabletkami? Po co zawracać sobie nimi głowę? Sen dwudziestoczterogodzinny dobrze przecież na nią działał.





Co sądzicie? Ej, bo ja się zastanawiam, czy według Was to nie jest nudne? Bo tak jakoś, no xD
Czekam na Wasze opinie :)

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 2 - ,,We give up our heart, a shot in the dark"

  Rydel podniosła się z łóżka. Nie zależało jej, aby ktokolwiek widział ją w dobrym stanie. Jeżeli jakiś psycholog śmie tu przychodzić i robić z niej wariatkę, to niech ogląda ją taką jaką jest, bo ona nie ma zamiaru nic ze sobą robić. Przemyślała to jednak. Jeśli lekarz dowie się, że Rydel nie zmieniła piżamy, nie pomalowała się, ani nie uczesała tylko z tego względu, że nie miała siły ani ochoty, stwierdzi, że jest z nią ciężko i jeszcze wyśle ją do psychiatryka, a na to nie pozwoli. Weszła do łazienki - tak jak codziennie, wzięła tylko prysznic, lecz tym razem nie tylko zmieniła bieliznę na czystą, ale również ubrała się w normalne ubrania. Chociaż...czy piżama jest nienormalna? Założyła na siebie długi, rozciągnięty bordowy sweter i czarne rurki. Swoje włosy spięła w warkocz kłos i opuściła je na ramię. To tyle. Więcej nie ma zamiaru robić. Spojrzała w lustro. Jednak nałożyła korektor pod oczy. Wyglądała okropnie i zdawała sobie z tego sprawę, ale nie obchodziło jej to.
   Wzruszyła ramionami i skierowała się do kuchni. Minęła się z tatą, który przygotowywał na śniadanie jajecznicę. Ona jednak chciała tylko napić się wody. Pociągnęła łyk z butelki i wrzuciła ją znów do lodówki. Rocky podszedł bliżej niej i uścisnął ją mocno. Szybko jednak zorientował się, że dziewczyna nie reaguje. Odsunął się od niej skrępowany, kiedyś mógł przytulać swoją siostrę kiedy tylko chciał. Usiadła do stołu, czując na sobie wzrok wszystkich. Panowała tam niezręczna cisza. Rydel tylko patrzyła w swój talerz z jajecznicą, na pewno nie miała zamiaru tego jeść. Nie czuła głodu, jakby naprawdę była martwa. Nawet nie zauważyła, kiedy wszyscy zaczęli sprzątać i zabrali jej talerz z przed nosa. Później wszyscy usiedli na kanapie i oglądali filmy, ale Rydel tylko patrzyła w pusty już stół.
   Nadszedł moment, na który NIE czekała. Zjawił się u nich mężczyzna, który przedstawił się jako Green.  Rydel nie mogła ukryć swojej niechęci do niego, nawet, jeżeli się nie odzywała. Lekarz poprosił, aby zostali sami, więc każdy opuścił salon i dziewczyna mogła zostać z nim sama. Siedziała przy stole na przeciwko niego bacznie obserwując każdy jego ruch. Długo się przedstawiał, pewnie próbował zdobyć jej zaufanie. Misja zakończona niepowodzeniem.
- Dobrze więc, przejdę może od razu do pytań... - westchnął, klikając swój długopis i nabazgrał coś w swoim grubym zeszycie. - Jak często odczuwasz smutek, przygnębienie, masz gorszy nastrój? - zapytał. Popatrzyła na niego z litością. Widziała, że przełknął ślinę.
- No tak, przepraszam. Czy masz niską samoocenę? Czujesz się beznadziejna, bezwartościowa? - teraz to Rydel przełknęła ślinę. Powinna powiedzieć prawdę, czy go okłamać? A może tak jak dotychczas nie mówić nic? Tak, to najlepsze wyjście.
- Rydel, chcę Ci pomóc, ale musisz ze mną współpracować. - odparł łagodnie doktor. Pomyślała, że nikt nie może jej pomóc, ale jeżeli będzie współpracowała, to będzie wyglądało, jakby była w lepszym stanie niż jest.
- Nie, nie czuję się tak. - skłamała. Mówiła tak cicho, że psycholog ledwo ją usłyszał, ale jednak zrozumiał co mówiła.
- Martwisz się o swoje zdrowie? Masz problemy ze snem, to znaczy albo nie możesz zasnąć, albo śpisz za długo? - wzruszyła ramionami.
- Nie martwię się o własne zdrowie. Ale śpię dosyć długo, ale niespokojnie, bo ciągle się budzę.
- Straciłaś całkowicie zainteresowanie życiem rodzinnym, towarzyskim?
- Nie. - i znów nieprawdziwa odpowiedź.
- A masz myśli samobójcze, lub plany jak zrobić sobie krzywdę? - oblizała spierzchnięte wargi. Pokręciła głową na boki. Tego kłamstwa nie potrafiła wypowiedzieć na głos.
- Ile razy skłamałaś? - uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Trzy. - odparła, tym razem całkowicie szczerze. Doktor spojrzał na nią zawiedziony. Ze wstydu spuściła wzrok. Bawiła się swoimi palcami u rąk i na chwilę skupiła na nich całkiem swoją uwagę. Nie chciała o tym wszystkim rozmawiać. Miała nadzieję, że to pierwsze i ostatnie takie spotkanie. Pożegnała się z Greenem i odeszła, schowała się jednak za ścianą, aby słyszeć o czym rozmawia z jej rodzicami. Mocno zacisnęła wargę, a łzy spłynęły po jej policzkach. ,,Podejrzewam depresję".  Nie, nie, nie. Ona wcale nie ma depresji. Nie jest wcale chora, wszystko z nią w porządku. Jest jej bardzo ciężko, ale to tylko chwilowe. No pięknie, teraz okłamuje nawet samą siebie. Wróciła do swojego pokoju i wcisnęła się pod kołdrę. Nie płakała już, nie czuła takiej potrzeby. Położyła się wygodniej i od razu zasnęła.




Nie wiem. Jak to wyszło XD 


niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 1 - ,,My days turn into weeks, but searching your name is part of your game"

   Przebudziła się i odchyliła delikatnie żaluzje. Myślała, że jeśli zobaczy jak wygląda sytuacja na dworze, oceni która jest mniej więcej godzina, jednak zdziwił ją fakt, że na zewnątrz było ciemno. Ani żywej duszy. Westchnęła ciężko. Miała już serdecznie dosyć swojej bezsenności. Sięgnęła po telefon, który, jak się okazało, leżał gdzieś na podłodze pod łóżkiem. Odblokowała ekran i od razu wyskoczyło jej powiadomienie o rozładowanej baterii. Nie przywiązała do tego większej wagi, chciała tylko sprawdzić godzinę. Była trzecia nad ranem. Na ekranie wciąż widniało też powiadomienie o nieprzeczytanej wiadomości od Ellingtona. Nie chciała jej czytać. Nie miała w ogóle zamiaru podnosić telefonu, całkiem zapomniała o tej wiadomości. Dostała ją od Ratliffa dzień przed tym, jak odszedł. Nie przeczytała jej jednak, nie usłyszała wtedy, że przyszła. Zobaczyła ją dopiero kiedy jej ukochany zniknął. Kopnęła telefon pod łóżko i całkiem zapomniała, że nadal jej nie odczytała.
   Komórka się wyłączyła - Rydel odetchnęła z ulgą. Teraz nie będzie jej kusiło, żeby  przeczytać wiadomość. W tej ciszy nagle usłyszła śpiew. Delikatny, zmęczony głos, w którym  było pełno rozpaczy. Rozpoznała piosenkę ,,Hallelujah".  Uświadomiła sobie, że to ona śpiewa. Czy popadła w paranoje? Dlaczego zaczęła śpiewać w środku nocy piosenkę, której w sumie nigdy nie słucha? Podświadomie przyglądała się rogowi swojego pokoju, w którym teraz było widać tylko ciemność. Ale ona pamiętała. Pamiętała i była pewna, że własnie tam stoi jej keyboard, od którego  kiedyś mogła nie odchodzić. Przez chwilę pomyślała, że może wstanie i zagra cokolwiek, ale szybko zrezygnowała - nie miała bowiem ochoty.  Zadała sobie samej jedno pytanie ,,czy na cokolwiek ma ostatnio ochotę?". Przecież marzy o śmierci. Wszystkie te dni, które spędziła w swoim pokoju zastanawiała się, jak zrobić sobie krzywdę, miała też myśli samobójcze, ale kiedy przychodziło co do czego, wypierała się tego nawet przed samą sobą.
   - Rydel...jak się czujesz, skarbie? - blondynka rozejrzała się po pomieszczeniu, a swój wzrok zatrzymała na jej mamie, która właśnie weszła do pokoju. Kiedy zasnęła? Przecież ciągle rozmyślała w swoim łóżku, bo nie mogła zasnąć. Która jest godzina? - wiedziałaby, gdyby nie fakt, że kilka tygodni temu rzuciła swoim budzikiem o ścianę, a ten roztrzaskał się, a jego kawałki leżały gdzieś niedaleko lustra. W dniu, kiedy zniszczyła połowę swoich rzeczy nikt tego nie posprzątał. Ona nie miała ochoty, a innym nie pozwalała. Zostawili to więc tak, jak jest. Nagle przypomniała sobie o pytaniu, które zadała jej matka. Parsknęła tylko i znów zapatrzyła się w sufit. Jak mogła o to pytać? Przecież Rydel niedawno straciła najważniejszą osobę w swoim życiu, a ludzie pytają, jak się czuje? W pokoju zapadło uciążliwe milczenie. Delly nie miała ochoty odpowiadać, nie odezwała się przecież ani słowem od dnia, w którym wykrzyczała, że nienawidzi życia. Nie zamieniła z nikim nawet słowa. Nie odpowiadała na pytania, które jej zadawano. Patrzyła w jeden punkt, czekając aż ktoś powie ,,dobrze, to ja może pójdę". Ona nie chciała z nikim rozmawiać. Dlaczego oni tego nie rozumieli? Czemu nie mogli dać jej spokoju? Przecież tego własnie chciała, prawda? Być SAMA.
- Kochanie, to trwa zbyt długo. Z nikim nie rozmawiasz, zamykasz się w pokoju, nie wychodzisz stąd, płaczesz. Patrzysz na wszystkich tym obojętnym wzrokiem i w ogóle nie obchodzi Cię co się dzieje. Doskonale Cię rozumiemy, ale... - kobieta przerwała, kiedy pełne nienawiści spojrzenie Rydel przeszyło ją na wylot. Czyżby Rydel się przesłyszała? Doskonale ją rozumieją? To chyba jakiś żart, coś im się pomyliło. Uśmiechnęła się sarkastycznie. Nie zdawała sobie sprawy, że takim zachowaniem rani swoją matkę, ale przecież jej matka nie zdawała sobie sprawy, ze takimi słowami dobija swoją córkę.
- Spotkasz się z psychologiem, w sobotę. Może jemu uda się przywrócić Cię do życia. - oznajmiła Stormie i opuściła pokój córki. Rydel jeszcze chwilę przyglądała się drzwiom, które przed chwilą się zatrzasnęły, z kamienną twarzą. Nie mogła uwierzyć, że jej rodzina ma ją za wariatkę. A przecież ona tylko cierpiała. Miała prawo cierpieć, nie robiła nic złego.







Myślałam, że ta historia Wam nie przypadnie do gustu, ale zobaczyłam pod prologiem 9 komentarzy i to jest ojej <3 Bardzo Wam dziękuję.
W tym rozdziale mało co się dzieje, wiem, ale to dlatego, że w życiu Rydel też nie wiele się dzieje haha xD W drugim jest już więcej tego i w ogóle. Ten mi się najmniej podoba, ale mam nadzieję, że może chociaż Wam przypadnie.
Dzękuję jeszcze raz za 9 komentarzy <3
Template by Elmo