sobota, 28 maja 2016

Rozdział 22 - ,,- Jak to się w ogóle stało, że zacząłeś sprzedawać narkotyki, Dean? "

   Rydel szła powoli na spotkanie z Deanem. Była na niego wściekła, ale obiecał jej, że to ostatni raz. Nie była na niego zła, bo znowu zamieszany był w sprawy z narkotykami. Była zła, bo tłumaczyła mu, że martwi się o niego, gdyż to się może źle skończyć. Ale nie słuchał. On nigdy nie słuchał. Zawsze robił to, na co ma ochotę i nie liczył się z tym, że inni się o niego martwą. Właściwie, to nie tak, że się nie liczył. On po prostu nie rozumiał, że komuś na nim naprawdę zależy.  Nie wierzył, że ktoś może pokochać go takiego, jakim jest.
Blondynka pojawiła się obok baru, przy którym miała się spotkać z Deanem punktualnie o 12. Oczywiście chłopak się spóźnił, ale Rydel przywykła już do tego i nawet nie zwracała na to uwagi. Lemon podszedł do niej i złożył pocałunek na jej ustach.
- Wiem, Rydel, zawiodłem Cię, ale muszę to sprzedać. Tu chodzi o to, że Ci ludzie są nienormalni. Raz coś pójdzie nie po ich myśli i mnie zabiją. Przysięgam, że już nie biorę, a za jakąś godzinę skończę ze sprzedawaniem, w porządku? - powiedział, a Rydel westchnęła. Nie mogła się doczekać, kiedyś Dean rzeczywiście skończy z tym wszystkim. On jako diler...nie. Po prostu nie.
- Jak to się w ogóle stało, że zacząłeś sprzedawać narkotyki, Dean? - zapytała Lynch, na tyle cicho, że tylko jej chłopak mógł to usłyszeć.  Lemon wziął głęboki wdech i zapatrzył się przed siebie. Rydel wiedziała, że to nie są jego najlepsze wspomnienia, ale musiała wiedzieć.
- Jestem starszy od Sophii, ale to wiesz. Kiedy osiągnąłem pełnoletność mogłem wyjść z domu dziecka, a moja siostra musiała tam jeszcze siedzieć. Strasznie płakała, bo bała się zostać tam sama. Obiecałem sobie, że znajdę mieszkanie i pracę, aby Sophia mogła po wyjściu z domu dziecka zamieszkać ze mną, abym mógł się nią zająć. Tak jak robiłem to całe dzieciństwo. Ale nie znalazłem pracy. Sam zacząłem ćpać, aż w końcu doszło do tego, że sprzedawałem, ale nie pamiętam jak to się stało. Po prostu...nie wiem, Rydel. - ucichł, a Lynch zdawała sobie sprawę z tego, że przywołanie tych wspomnień wiele go kosztowało. Musnęła dłonią jego dłoń, a następnie połączyła je razem. Spojrzała na Deana, który uśmiechnął się delikatnie, a następnie oboje skręcili w ciemną uliczkę. Rydel przeszedł dreszcz i nie mogła zrozumieć, jak Dean przez tyle czasu mógł się pojawiać w takich miejscach. Dziewczyna wzdrygnęła się, bo dopiero teraz zobaczyła jakąś postać w czarnej bluzie, z naciągniętym na głowie kapturze. Po posturze tej osoby domyśliła się, że to chłopak. Dean puścił jej rękę i podszedł do mężczyzny, który odepchnął się od ściany.  Zbliżył się do Lemona i jednym płynnym ruchem wymienili się tym, na czym im zależy. Dean zabrał pieniądze, a jego klient narkotyki.
- Masz szczęście, że nie stchórzyłeś. - Rydel aż się wzdrygnęła,  gdy usłyszała niski głos chłopaka. Spojrzała na swojego ukochanego, który przewrócił oczami.
- Ta, ale to ostatni raz, bo...
- Stać, policja! - przerwał im całkiem inny głos. Rydel zesztywniała. Jej serce zaczęło w sekundę bić pięć razy szybciej. Nie mogła się poruszyć i jedyne co zauważyła to fakt, że chłopak w czarnej bluzie już uciekł. Usłyszała głos Deana, ale nie miała pojęcia co powiedział. Chwilę później Lemona już nie było. Przełknęła ślinę i wreszcie zdała sobie sprawę, co takiego krzyczał jej chłopak. Jego głos wypowiadający słowo ,,uciekaj" rozbrzmiewał teraz w jej głowie, ale jej nogi stały się nagle ciężkie jak ołów. Dziewczyna przestała słyszeć jakiekolwiek dźwięki i jedyne, co teraz wiedziała, to to, że dwóch policjantów podbiega do niej i doskonale wiedziała, że powinna była uciekać, ale było już za późno. 

***
   - Czyli nie masz zamiaru się przyznać? - policjant stał nad nią już dobrą godzinę, ale ona nie potrafiła mu nic powiedzieć. Każde słowo mogło wpakować Deana w tarapaty, a ona nie miała zamiaru tego zrobić. Kiedy siedziała skuta w kajdanki w radiowozie postanowiła, że musi chronić Lemona za wszelką cenę. I obwiniała się za to, że tu jest, bo gdyby posłuchała swojego chłopaka, zapewne zdążyłaby uciec. Podniosła swoje czerwone od płaczu oczy i spojrzała na wysokiego, szczupłego mężczyznę o blond włosach, wpatrującego się w nią swoimi niebieskimi oczami, które wydawały się wiedzieć wszystko. Dziewczyna przełknęła ślinę i sięgnęła po szklankę wody, leżącą przed nią na stole. Upiła z niej kilka łyków i odłożyła ją z powrotem. 
- Mówiłam już, że niczego nie sprzedawałam. 
- Powiesz nam, jak nazywa się chłopak, który kupił od Ciebie narkotyki? 
- Cholera, mówię, że niczego ode mnie nie kupował. Nie wiem, jak się nazywał, po prostu pytałam go o godzinę. - w swoich myślach Rydel uderzyła się w twarz, za te marne kłamstwa. Oczywiście, na pewno weszła w ciemną uliczkę tylko po to, aby zapytać podejrzanego mężczyzny o godzinę. Bo przecież w LA jest zbyt mało osób na ulicach w ciągu dnia. Policjant westchnął, a następnie ktoś inny znów skuł jej nadgarstki i odprowadził do celi. Mężczyzna, który ją prowadził powiedział jej, że rodzice zostali poinformowani o sytuacji. Usiadła na twardym łóżku i usłyszała trzask zamykanej celi. A może to jej serce pękło?  Rodzice nie musieli wiedzieć. Przecież oni się załamią. Znów ich zawiodła. Dlaczego nie mogli być z niej dumni? I gdzie do cholery był teraz Dean? 




Hehe. Ona nie mogła być długo szczęśliwa. Wybaczcie. :**
I co do tego jak nazwałam kota, bo pytała o to Inna Inaczej - Delly. <333
PS: błędy później

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 21 - ,,-Kiedy stałaś się taka mądra, co? "

   Rydel siedziała na kanapie, oglądając swoje paznokcie, które nagle stały się naprawdę ciekawym obiektem. Słyszała kroki Jace'a i czuła się naprawdę dziwnie w tej ciszy. Podniosła wzrok na swojego (byłego) chłopaka i zauważyła, że jej się przygląda.
- Rozumiem. Nie spełniałem Twoich oczekiwań. - wymamrotał, wyciągając ręce z kieszeni. Rydel zrozumiała, że w gruncie rzeczy on nie był złym chłopakiem. No, może nie sprawdzał się jako druga połówka, ale człowiekiem był naprawdę dobrym. Poza tym Lynch i Jace mieli całkowicie inne zainteresowania. Byli z dwóch różnych światów, więc normalne zdawało się być to, że się nie dogadywali. Azor wskoczył na kanapę i trącał swoim mokrym nosem rękę właścicielki. Blondynka uniosła ją, aby chwilę później zacząć głaskać psa, który już leżał na jej kolanach.
- Nie o to chodzi. My po prostu do siebie nie pasujemy. No wiesz...Ty wolisz teatr, podczas gdy ja wolę kino. Zabierasz mnie do wykwintnej restauracji, kiedy mnie wystarczyłby zwykły fast food. Nie chcę, żebyśmy skończyli jako wrogowie i...
- Spokojnie, Rydel. Nie oczekuję od Ciebie tego, że będziesz ze mną na siłę. Nie chcę również, abyśmy pozostali wrogami. Zabawne, bo nie chcę również abyśmy byli przyjaciółmi. Wiesz, zawsze się mówi ,,zostańmy przyjaciółmi" i to  brzmi jak synonim słów ,,nie chcę utrzymywać z Tobą kontaktu". Może po prostu...postarajmy się, aby było jak dawniej? Kiedy przyjaźniłem się tylko z Rikerem? Wtedy przynajmniej będę Cię widywał. - szepnął, a Rydel zmarszczyła brwi. Naprawdę przez cały ten czas wydawało jej się, że Jace'owi na niej nie zależy, ale jak widać myliła się. Najwidoczniej po prostu nie umiał zadbać o ich relacje. Może się najzwyczajniej bał coś zepsuć. Tego Rydel nie wiedziała. I już nigdy się nie dowiedziała. Pokiwała głową na zgodę i wstała z kanapy, aby podejść do chłopaka, którego następnie przytuliła. Jace pocałował jej policzek i trwali jeszcze chwilę w takim uścisku. Wreszcie blondyn odsunął się od niej i uśmiechnął się smutno, po czym wyszedł z domu Lynchów.

   Lynch nie mogła spać przez całą noc, ponieważ jej depresja dała się we znaki. Dopadł ją nagle smutek i przez cały czas płakała. Płakała, bo tęskniła z Ellingtonem. Płakała, bo tęskniła za fanami, zespołem. Bo tęskniła za wszystkim co było kiedyś. Co naprawdę ją uszczęśliwiało. Oczywiście Dean też to robił. Podobnie jak Maia, czy bracia Rydel. Ale nic nie było w stanie cofnąć czasu, a ona naprawdę tego pragnęła. Ellington był dla niej wszystkim i to nigdy się nie zmieniło. Blondynka wstała  z łóżka i zeszła na dół do kuchni. Postanowiła zjeść lody. Kiedy zapaliła światło aż odskoczyła, gdy zobaczyła siedzącego przy stole Rossa z papierosem w ręku. Odetchnęła jednak z ulgą, kiedy okazało się, że to tylko jej brat.
- Rodzice wiedzą, że palisz? - zapytała, otwierając zamrażarkę.
- Jestem dorosły, Rydel. Tak nawiasem wyjąłem je z twojej szafki przy łóżku.
- Słucham? Dlaczego do cholery grzebiesz w moich rzeczach? - dziewczyna siłowała się z otwarciem lodów, ponieważ zamknięcie przymarzło do pojemniczka. Dlatego też Ross zgasił papierosa, wstał i pomógł siostrze. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, na co on odpowiedział jej smutnym uśmiechem. Wskoczył na blat i siedział tak, obserwując Rydel.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał, uświadamiając sobie, która jest godzina.
- Mogłabym Ci zadać to samo pytanie - stwierdziła, nakładając lody na dwa talerzyki. Podała jeden blondynowi, ponieważ doskonale wiedziała, że jest smutny, a to była ich tradycja, że kiedy humory im nie dopisywały objadali się właśnie lodami. Rydel wspięła się na blat obok brata i przybiła z nim łyżeczkę, tak jak zazwyczaj robi się to z lampkami szampana.
- Za szczęście - uśmiechnęła się, wymachując swoimi nogami, jak małe dziewczynki, kiedy nie sięgają podłogi.
- Boję się, Rydel. Każdego pieprzonego dnia boję się, że nie sprostam zadaniu. Nic mi nie wychodzi. Nie potrafiłem Ci pomóc, gdy tego potrzebowałaś. Nie umiałem pocieszać wtedy rodziców, tak jak robiła to reszta. Siedziałem w pokoju z słuchawkami w uszach i jedyne czego chciałem to przytulić się do Ciebie, bo to zawsze pomagało. Z niczym sobie nie radzę. Co jeśli nie poradzę sobie z byciem ojcem? Chcę, żeby to dziecko miało wszystko czego będzie chcieć i potrzebować. Chcę, żeby było szczęśliwe. Ale boję się, że nie potrafię być tatą.
- Nie ma przepisu na bycie idealnym ojcem, wiesz? O to właśnie chodzi, że trzeba uczyć się na błędach, a uwierz mi, nieraz takie popełnisz. Nie chodzi o to, żeby to dziecko miało wszystko. Wystarczy, że dasz mu miłość, bezpieczeństwo, a to pomoże Ci w podarowaniu mu szczęścia. - Rydel oparła głowę na ramieniu brata, oblizując swoją łyżeczkę.
- Kiedy stałaś się taka mądra, co?  - zaśmiał się Ross, całując ją w głowę. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami. Nie wiedziała. Naprawdę nie wiedziała, kiedy to się stało. Kiedy tak właściwie przestano traktować ją jak dziewczynkę, a zaczęto jak kobietę? Gdyby mogła znów być dzieckiem...wtedy wszystko wydawało się takie przejrzyste i łatwe. Jedynym problemem było to, jak namówić rodziców, aby jeszcze nie iść spać. To było beztroskie życie, gdzie problemy nie istniały. A może po prostu były ukryte. Ukryte w różnych szafkach i szufladach, po to, aby któregoś dnia zacząć z nich wypełzać, zmuszając ją, aby dorosła i je rozwiązała. Nagle, jakby w ciągu jednej nocy, a może dnia, musiała zapomnieć o swoich lalkach, pluszakach i wszystkim tym, co kochała. Pokochała inne rzeczy, jak ubrania, buty, kosmetyki, co z początku wydawało się być w porządku. Właściwie to kiedy człowiek tak naprawdę zaczyna tęsknić za latami dzieciństwa? Rydel wydawało się, że tęskni się za nimi od samego początku dorastania. Z tym, że najpierw tęsknota ta jest mała jak ziarnko słonecznika, a po latach rośnie i staje się ona wielka jak drzewo, z którego każdy liść jest innym wspomnieniem. I do każdego z nich chciałoby się wrócić. I wydawało się, że ludzie dookoła niej i w tym ona sama oddaliby wszystko, aby choć przez jeden dzień stać się dziećmi, tak bardzo nieświadomymi tego, jak ich życie może się zmienić w ciągu kilku  chwil. I ta nieświadomość była właśnie najpiękniejsza.
    Dziewczyna zeskoczyła z blatu i wrzuciła talerz swój jak i brata do zlewu. Pocałowała Rossa w policzek i ruszyła w stronę wyjścia z kuchni.
- Rydel...? - dziewczyna odwróciła się na dźwięk głosu swojego brata. Patrzyli na siebie w ciszy, po czym Ross się wreszcie odezwał:
- Dziękuję. I jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz gdzie mnie szukać.
- Jasne - uśmiechnęła się z wdzięcznością i wróciła do swojego pokoju. Położyła się do łóżka i zasnęła prawie natychmiast.





Hejka! No więc o to krótki rozdział. Mimo swojej długości mi się podoba, bo jest tu słodka relacja siostra - brat. I ten fragment o dzieciństwie jest spoko. No lubię go i już. XD

A w ogóle to pokażę Wam mojego kota:



ŚLICZNY PRAWDA? 

sobota, 21 maja 2016

Notatka, nie mam pomysłu na tytuł.

   Hejka! Piszę tę notkę, ponieważ chcę Was poinformować, że nie będzie dziś rozdziału. Pojawi się on jutro, bo od wczoraj do jutra właśnie jestem u babci i nie mam kiedy pisać, bo mam kilka ważniejszych spraw (jak jedzenie XDD). Nie no, taki żarcik. Po prostu nie mam kiedy go napisać, myślę, że jak siedzicie u rodziny to też nie idziecie do komputera. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, a ogólnie to życzę Wam miłego weekendu.

 A W OGÓLE TO WRESZCIE MAM KOTA *_____________*
CIESZCIE SIĘ ZE MNĄ.

Dziękuję za uwagę, do jutra. <3

Kamila





sobota, 14 maja 2016

Rozdział 20 - ,,(...)jak wyjaśnisz fakt, że zawsze kiedy chwytam twoją dłoń to wstrzymujesz oddech, a kiedy Cię przytulam Twoje serce bije tak mocno, jakbyś to Ty uderzała mnie pięścią, abym się odsunął?"

   Rydel siedziała na podłodze i opierała się o łóżko, trzymając lusterko na kolanach i nakładając makijaż. W tym czasie Dean, siedzący na łóżku, rozczesywał jej włosy. Spieszyli  się na koncert zespołu, którego właściwie nie znali. Po prostu postanowili pójść i zobaczyć czy muzyka tego zespołu do nich trafi. Rydel postanowiła zdrzemnąć się przed ich wyjściem, ale oczywiście musiała zaspać. Na szczęście Dean zdążył ją obudzić i pomóc jej się przyszykować, dzięki czemu zdążą.
- Skończyłam! - oznajmiła Lynch, patrząc na chłopaka przez lusterko. Lemon podniósł kciuk do góry, dając znak, że jej włosy są już rozczesane. Dziewczyna ułożyła je tylko tak jak chciała, a później chwyciła torebkę i oboje zbiegli na dół. Założyli swoje buty i wyszli na zewnątrz, gdzie czekał na nich czarny samochód, którego Rydel nie rozpoznała.
- To twoje auto?
- Mojego kolegi. Pożyczyłem. - uśmiechnął się i nacisnął przycisk na pilocie przy kluczach, który otworzył drzwi. Oboje wsiedli do samochodu i ruszyli jak najszybciej. Rydel nie bała się szybkiej jazdy wyłącznie na motocyklu, ale również w aucie. Zapięła pasy, mocno zaciskając pięści, przez co paznokcie wbijały jej się w dłoń. Dean zauważył to i natychmiast zwolnił, patrząc raz na swoją dziewczynę, a raz na drogę.
- Musisz mi mówić, kiedy jadę zbyt szybko, dla mnie każda prędkość jest odpowiednia. - zaśmiał się.
- Skąd wiesz, że się boję? - spytała Rydel, której umknął gdzieś moment, w którym Dean na nią spojrzał.
- Może stąd, że tak zaciskasz pięści, że Twoje dłonie prawie krwawią. Często zauważam takie małe rzeczy.
- Serio? To co jeszcze zauważasz? - dziewczyna obserwowała profil Lemona, podczas gdy on skupiony był na drodze.
- Zawsze jak jesteś na mnie zła i próbuję Cię rozśmieszyć, to marszczysz nos i mrużysz oczy, żeby się nie roześmiać. Nie lubisz Ariany Grande, bo zawsze gdy puszczają jej piosenkę to zmieniasz stację. z One Direction najbardziej lubisz Harry'ego, bo zawsze śpiewasz tylko jego kwestie. Tęsknisz za grą na pianinie, jestem tego pewien.
- Huh? Skąd to wiesz? - zapytała, przenosząc wzrok na drogę.
- Ponieważ zawsze kiedy leci jakaś piosenka, to stukasz palcami w cokolwiek, ale zawsze tak, jakbyś grała na pianinie i zawsze uderzasz w te miejsca, gdzie najprawdopodobniej jest klawisz, który wyda dźwięk, którego potrzebujesz.
- Zaobserwowałeś coś jeszcze? - przełknęła ślinę.
- Cóż, kochasz mnie i to na maksa. - roześmiał się, a ona parsknęła poirytowana.
- Jeżeli nie, to jak wyjaśnisz fakt, że zawsze kiedy chwytam twoją dłoń to wstrzymujesz oddech, a kiedy Cię przytulam Twoje serce bije tak mocno, jakbyś to Ty uderzała mnie pięścią, abym się odsunął?
- Tak, jasne. Powiesz mi jeszcze jakieś kłamstwo?
- Kłamstwo? Um, to może...nie kocham Cię? - mruknął, splatając ich dłonie razem, a na jego twarzy wymalował się uśmiech, kiedy Rydel przestała oddychać. Jej policzki zapłonęły, bo nie spodziewała się, że Dean zaobserwował tak wiele. Odwróciła głowę w stronę szyby i patrzyła na miasto za oknem.
   Dotarli na miejsce  kilka minut przed czasem. Na szczęście kolejka nie była taka duża i dość szybko zostali wpuszczeni do klubu. Niestety w środku był spory tłum, więc musieli stanąć daleko od sceny i mimo wszelkich prób przepchnięcia się przodu - nie udało im się. Kiedy nagle zgasły światła, a ludzie zaczęli piszczeć Rydel już wiedziała, że zespół za chwilę wejdzie na scenę. Na wejście R5 ludzie reagowali tak samo. Tylko wtedy to Lynch stała na scenie i uśmiechała się od ucha do ucha, ponieważ naprawdę uwielbiała fanów. Tęskniła za tamtymi czasami całym swoim sercem, ale wiedziała, że nie mogła do tego wrócić. Przez jakiś czas wyobrażała sobie, żeby znaleźć innego perkusistę, którym mógłby być chociażby Dean, ale to nie byłoby to samo. Rydel z depresją, Ross oczekujący dziecka. To po prostu by nie wypaliło.
W połowie koncertu Rydel zaczęła narzekać, że nic nie widzi, przez co Dean musiał trzymać ją na ramionach. Mimo wszystko przez cały występ bawili się naprawdę świetnie. Skakali w rytm muzyki, śpiewali piosenki, mimo, że nie znali tekstu i po prostu wtrącali tam słowa, których nie było. Wyszli z klubu, kiedy było już naprawdę ciemno i późno. Oboje byli mokrzy od potu i spragnieni, dlatego gdy tylko wsiedli do samochodu rzucili się na butelkę wody, której zapomnieli zabrać.
Od początku planowali, że Dean po koncercie przenocuje u Lynchów. Kiedy para weszła do pokoju Lemon poszedł pod prysznic, podczas gdy Rydel zmywała makijaż przy toaletce. Następnie ona się umyła i położyli się do łóżka.
- Rydel? - zaczął chłopak, bawiąc się włosami blondynki.
- Hm?
- Kiedy powiesz o nas Jace'owi?
- Powiem mu niedługo, obiecuję. A teraz idź spać.
- Jasne. Spotkamy się jutro?
- Jutro spędzam czas z Maią. - uśmiechnęła się do siebie i wtuliła w Deana. Bardzo chciała już zasnąć, bo była wykończona po dzisiejszym dniu.


   Tego dnia Rydel spędzała noc poza domem, ponieważ nocowała u Mai. Rano spakowała swoją torbę, bo przed pójściem do Mitchell, dziewczyny miały jeszcze iść do kina, a później na spacer, więc wieczorem nie byłoby czasu na pakowanie się.
Przyjaciółki spotkały się na mieście i postanowiły najpierw iść do kawiarni, a dopiero później do kina.
Zamówiły kawę i babeczki, po czym Maia poprosiła, aby Rydel opowiedziała jej, jak się mają sprawy z Deanem. Lynch przewróciła oczami, bo była pewna, że w końcu dojdzie do tego tematu.
- Wszystko w porządku. Naprawdę go lubię. Dobrze się dogadujemy i on naprawdę dobrze nie zna. Prawie tak dobrze jak Ty - dziewczyny roześmiały się, a Rydel upiła łyk kawy.
- A Jace? Powiedziałaś mu?
- Nie. Najlepsze jest to, że odkąd wróciliśmy z Hiszpanii on nawet do mnie nie zadzwonił. Nie traktuje mnie poważnie i myślę, że nie przejmie się za bardzo. Pewnie będzie kazał mi mówić jak najszybciej, bo nie zdąży do pieprzonego teatru czy muzeum. Nie wiem, Maia. Po prostu nie mam ochoty go jeszcze oglądać. - Mitchell spojrzała na przyjaciółkę z współczuciem, a następnie wstała, żeby ją przytulić. Dziewczyny zapłaciły za swoje zamówienie i ruszyły do kina, gdzie obie jednogłośnie wybrały horror. Oczywiście przez cały film się śmiały i ani trochę się nie bały, więc po wyjściu z kina skrytykowały całą fabułę. Później wstąpiły do Rydel, która zabrała swoją torbę i wreszcie dotarły do Mai. Dziewczyny nie spały przez całą noc, ponieważ nie mogły przestać rozmawiać.

Nie wiem co napisać w notce. XD
Czy ktoś czuje zbliżające się wakacje tak mocno jak ja? W ogóle to kocham mnie. Przestałam się katować z nauką i stwierdziłam, że przed sprawdzianami sobie będę tylko przypominać no i dostaję piątki. Polecam przypominanie sobie przed lekcją. XD
Życzę wszystkim powodzenia w związku z ocenami. Już niedługo i wakacje! <33

sobota, 7 maja 2016

Rozdział 19 - ,,Potrafiła sprawić, że uśmiechał się, nawet jeśli miał zły dzień. I on chciał sprawiać, aby ona uśmiechała się zawsze."

   Ross, Court oraz rodzice Lynchów opuścili kuchnię, aby porozmawiać. Chwilę później Riker poprosił na rozmowę Deana, który zdezorientowany wstał od stołu i poszedł za nim.
- No więc, Dean. Lubię Cię. - powiedział Lynch uśmiechając się i zakładając ręce na piersi. - Ale nie obejdzie się bez rozmowy z serii ,,złamiesz mojej siostrze serce to ja złamię Ci kości", a wierz mi, właśnie tak będzie. Ona była już zraniona i jeśli zranisz ją też Ty  to naprawdę nie chcesz mnie wtedy spotkać. Ale nie będziesz miał wyboru, bo masz pewność, że Cię znajdę i zabiję a Twoje ciało posiekam i rzucę na pożarcie niedźwiedziom. - powiedział całkiem poważnie i poklepał plecy Deana wracając do stołu. Lemon wziął głęboki wdech i poszedł za Rikerem do stołu, a przed jego oczami ciągle pojawiały się obrazy jego losu, jeśli skrzywdzi Rydel.
- Jak powiedziałaś Jace'owi, że to koniec? - zapytał Rocky, wkładając do ust kolejną porcję kurczaka. Rydel zerknęła na niego i ledwo przełknęła swoje jedzenie. Przeniosła wzrok na Deana, potem znów na brata i na końcu na Maię.
- Nie mów mi, że z nim nie zerwałaś, Rydel. - warknęła Mitchell, a Lynch kręciła głową na boki.
- Jeszcze nie i zanim to zrobię to wszyscy macie być cicho, jasne?

   - Co powiedział Ci tata? - Rydel spojrzała na Rossa, kiedy zmywał naczynia. Była zdziwiona, bo wydawało jej się, że Mark nie najlepiej przyjął wiadomość o ciąży Court, a tego się nie spodziewała.
- Nic wielkiego, próbował ustalić co i jak no i Courtney się do nas wprowadzi na jakiś czas. A później poszukamy jakiegoś mieszkania. - powiedział, wycierając ręce w ręcznik. Rydel zmarszczyła brwi.
- To przecież dobrze, prawda? Wyglądasz, jakbyście się pokłócili, albo coś.
- Rydel, ja zostanę ojcem. Myślisz, że fakt, że rodzice dobrze to przyjęli jakoś mnie pocieszy? - zapytał, wychodząc z kuchni. Lynch westchnęła i spojrzała na zegarek. Dean miał ją zabrać gdzieś wieczorem, więc musiała się przygotować. Poszła do swojego pokoju i przebrała się w swoje rurki i białą mgiełkę. Podkręciła lokówką włosy i użyła ulubionych perfum. Makijaż miała zrobiony już wcześniej, więc zabrała swoją torebkę i poprosiła Rikera, aby wyprowadził dziś psa. Założyła swoją czarną skórzaną kurtkę i czarne koturny, po czym wyszła z domu. Na zewnątrz czekał na nią Dean na swoim motocyklu, więc pocałowała go na przywitanie i usiadła za nim. Bała się jeździć motocyklem, dlatego jak zwykle bardzo mocno objęła Lemona i ściskała go z całej siły. Chłopak ledwo mógł oddychać, ale postanowił jakoś to wytrzymać. Zatrzymali się przed najwyższym wieżowcem w L.A. Rydel spojrzała zdziwiona na chłopaka.
- Myślałam, że zabierzesz mnie do jakiejś restauracji, albo coś. - zaśmiała się, splatając ich palce razem.
- Obawiam się, że mógłbym nie zapłacić za kolację. - roześmiał się i wyciągnął chustkę z tylnej kieszeni spodni.
- Nie pozwolę Ci zawiązać mi oczu, Dean. - mruknęła Lynch, a on tylko wzruszył ramionami.
- Będziesz musiała. Ufasz mi?
- Nie.
- Cóż, to smutne. - zachichotał i zaszedł dziewczynę od tyłu, po czym zawiązał jej oczy. Stanął przed nią i zaczął robić głupie miny, które zawsze ją rozśmieszają, aby upewnić się, że nic nie widzi. Chwycił ją za rękę i zaczął prowadzić do przodu. Dziewczyna stawiała niepewne kroki, ale oczywiście żartowała, mówiąc, że nie ufa Deanowi.  Ufała mu bezgranicznie, chociaż nie wie, jak tego dokonał. Od śmierci Ellingtona darzyła tak wielkim zaufaniem tylko swojego starszego brata Rikera i najlepszą przyjaciółkę. Lynch domyśliła się, że weszli do środka, bo zrobiło się cieplej. Później usłyszała dźwięk zwiastujący pojawienie się windy i była całkiem zdezorientowana. Po kilku minutach zrobiło się jeszcze zimniej niż na zewnątrz,  a Rydel poczuła, że Dean odwiązuje jej oczy. Przełknęła ślinę, kiedy zobaczyła przed sobą panoramę całego miasta. Było pięknie. Pięknie i wysoko. A Rydel bała się wysokości. Cofnęła się o krok i wpadła prosto w ramiona Deana. Chłopak objął ją i położył brodę na jej ramieniu. Słyszał jak dziewczyna ciężko oddycha i czuł jak drży. Rydel zobaczyła na środku dachu trzy koce i koszyk. W ciemności nie od razu dojrzała zamkniętego laptopa. Uśmiechnęła się i zdenerwowanie trochę zmalało.
- Mam lęk wysokości. - powiedziała, odwracając się do Deana. Spojrzał na jej usta, a potem w jej oczy i uśmiechnął się delikatnie.
- Wiem. Chcę Ci pokazać, że nawet tak wysoko można się dobrze bawić. Bateria w moim laptopie starczy na dwie godziny więc wybrałem jakiś krótki film i lepiej, żebyśmy zaczęli już oglądać. - roześmiał się. Dziewczyna nabrała powietrza i usiadła na kocu, a Dean zaraz obok niej. Nakryli się jednym kocem, a drugi w końcu stał się bezużyteczny. Lemon włączył film, a Rydel sięgnęła do koszyka po jedzenie i wybuchnęła śmiechem, kiedy zobaczyła, że to zestawy z McDonald's i dwa napoje. Chłopak odebrał od niej swój zestaw i zmarszczył brwi.
- No co? - zapytał.
- Wiesz, zazwyczaj w tych wszystkich filmach kiedy bohaterowie idą na randkę na piknik to mają jakieś sałatki, kanapki i inne bzdety. Ale widzę, że znasz mnie jak nikt inny i wiesz, że sądzę, że to przereklamowane. - pocałowała go w policzek i oparła głowę na jego ramieniu. Zaczęło się robić coraz zimniej, więc Rydel nakryła się drugim kocem. Kiedy skończył się film oni siedzieli jeszcze sporo czasu na dachu, podziwiając panoramę oświetlonego miasta. Miasta, które nigdy nie śpi. Widok zapierał dech w piersiach, nawet jeśli mieszkało się tutaj prawie całe życie. Dean położył się, a Lynch położyła głowę na jego klatce piersiowej i oglądali gwiazdy. Chłopak próbował pokazać Rydel wszystkie gwiazdozbiory.
- Bez sensu. To nie wygląda jak niedźwiedź.
- Nie musi. To się tak po prostu nazywa.
- Ale po co nazywać ,,wielka niedźwiedzica" coś, co tak nie wygląda?
- No bo... Rydel, cholera. Nie wiem czemu tak się to nazywa. - mruknął, uśmiechając się szeroko. Rydel nie przestawała go zadziwiać. Zadawała pytania, które zazwyczaj zadawały małe dzieci. Wolała dostać czekoladę niż kwiatki. Na randkę wolała iść do McDonald's niż do wykwintnej restauracji. Nie rozumiała gwiazdozbiorów, ale kochała gwiazdy. Nie wstydziła się pokazać mu bez makijażu. Nie przychodziła na randkę w sukience, skoro lepiej czuła się w spodniach. Potrafiła sprawić, że uśmiechał się, nawet jeśli miał zły dzień. I on chciał sprawiać, aby ona uśmiechała się zawsze. Aby nie potrzebowała psychologa. Aby nie sięgała po żyletkę.
- Jeśli obiecam Ci, że zrobię co tylko chcesz...przestaniesz się okaleczać? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Co tylko chcę?
- Tak jak powiedziałem.
- Postaram się, pod warunkiem, że Ty również postarasz się przestać ciąć. - mruknęła i usiadła na nim okrakiem. Pochyliła się, aby spojrzeć  mu w oczy, które świeciły podobnie do gwiazd na niebie. Chłopak przełknął ślinę i przytaknął, złączając ich usta w pocałunku. Zaczęło kropić, więc Rydel oderwała się od niego zerkając na niebo. Dean zaproponował, aby się zebrali zanim rozpada się na dobre, więc wcisnęli laptopa i koce do koszyka, po czym zjechali windą na dół. Podczas jazdy motocyklem Rydel musiała w jakiś sposób trzymać koszyk, co zmuszało ją do tego, aby trzymać się Deana jedną ręką. Z tego powodu czuła, jakby zaraz miała spaść z motoru, ale udało im się dojechać bezpiecznie pod jej dom.




Boże, ja to napisałam. Nawet nie wiecie jak ciężko mi było ostatnio. Dopadł mnie stan, kiedy nie miałam ochoty na nic. Darłam się na wszystkich, ogólnie olałam naukę, nie wstawałam z łóżka. Za tym szedł brak weny. Trwało to tak z dwa miesiące, dlatego ostatnie rozdziały były słabe. Bo ja wiedziałam, że mogę sobie odpuścić, nie pisać. Wytłumaczyć Wam to i wiedziałam, że zrozumiecie. Ale obiecałam, przede wszystkim sobie, że rozdziały będą co sobotę i były. Nie chciałam Was zawieść. Od dwóch dni jest dobrze, zobaczymy jak długo. Odzyskałam wenę i ten rozdział lubię bardziej niż ostatnie...6? Coś koło tego.
Pamiętacie jak mówiłam Wam o nowym blogu? Gdzie głównym bohaterem będzie Riker? Miałam na niego napisane trzy rozdziały, ale pisałem je w czasie, kiedy nie miałam weny. W czwartek do tego siadłam i stwierdziłam, że to jakieś gówno i wszystko poprawiłam. Więc mam nowiuteńkie trzy rozdziały. Wena mnie nie opuściła, więc jak teraz będę miała tak w miarę czasu to napiszę jak najwięcej rozdziałów i mam nadzieję, że ok. 20 czerwca blog zostanie oficjalnie rozpoczęty.
Dziękuję, że jesteście.
PS. Dean mnie obserwuje na twitterze, ogarnijcie.  Teraz będę mu pisać o tym, że musi poznać Rydel, haha xDD
PS.2 Rodzice zgodzili się na kota, a kiedyś pod rozdziałem, w którym Rydel dostała psa pisałam Wam, że nie mogę ich namówić. CZUJECIE MOJĄ RADOŚĆ?
Template by Elmo