piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 27 - ,, Dlaczego to tyle trwa?"

   Nachyliła się nad toaletą i po raz kolejny tego wieczoru zwymiotowała. Piekł ją przełyk, łzawiły oczy. Twarz miała mokrą od potu, a żołądek bolał ja niemiłosiernie. Riker zmarszczył nos i odwrócił głowę. Nie puścił włosów Rydel, które swoją drogą były już lekko tłuste i skołtunione.
- Nie chcę, żebyś musiał na to patrzeć - mruknęła Rydel, zamykając klapę od toalety i spuszczając wodę. Usiadła wykończona na podłodze i pociągnęła nosem. Oprócz tego, że się przeziębiła to na dodatek musiała się czymś zatruć. 
- To ohydne. - dodała, a jej brat sięgnął do szafki, aby podać jej gumkę do włosów. Rydel przyjęła ją od niego i związała swoje włosy w kucyk.
- Cóż, nie mam wyboru. Nikogo innego nie ma w domu jak widzisz. - uśmiechnął się do niej, a ona wstała powoli i podeszła do umywalki. Wypłukała usta, a później twarz, którą następnie wytarła w ręcznik. Wróciła do łóżka, a Riker szedł zaraz za nią, na wypadek jakby znowu zakręciło się jej w głowie i miałaby upaść. Blondynka wślizgnęła pod miękką, ciepłą kołdrę, a brat podał jej chusteczki, aby wytarła nos.
- Zrobię Ci herbaty i zadzwonię do mamy spytać, co pomoże na zatrucie. 
- Cofnięcie czasu i nie zjedzenie pizzy? - rzuciła sarkastycznie Rydel, na co chłopak przewrócił oczami. Wyszedł z pokoju swojej siostry i skierował się powoli do kuchni. Było mu szkoda Rydel, ale plusy jej choroby były takie, że przynajmniej nie sięgała po narkotyki. Wrzucił torebkę herbaty do kubka z logiem R5, który Lynchowie mieli z swojego własnego sklepu. Oparł się o blat i w zamyśleniu przyglądał się kubkowi. Tęsknił za tamtymi czasami. Może często nie spał bo dokańczał jakąś piosenkę, czy nagrywał z zespołem do późna w studio. Może pojawiały się plotki o nim w internecie i kiepsko było z jego życiem prywatnym. Ciężko było wyjść do sklepu po mleko tak, żeby w tym czasie nie spotkać fana czy dziennikarza, który nagle zapragnie wywiadu. Podczas trasy w ciągu dnia siedział na próbie, która w gruncie rzeczy nigdy nie wyglądała jak prawdziwa próba. Cała piątka się wygłupiała, zmieniała teksty piosenek na bardziej sprośne czy udawała inne gwiazdy, co zawsze przeszkadzało Markowi, który lubił mieć dopięte wszystko na ostatni guzik. Upominał zespół i wielokrotnie prosił, aby się uspokoili, co nigdy nie skutkowało i kończyło się kilkoma pomyłkami podczas koncertu. Fani właściwie nigdy nie zwracali na nie uwagi. Czasami się z nich tylko śmiali. Tak właśnie spędzał wieczory - w sali, w której zazwyczaj nie było czym oddychać, nawet jeśli działała klimatyzacja. Stał na scenie ze swoją gitarą i obserwował R5 Family. Sporo dziewczyn wtedy płakało, inne się uśmiechały. Niektóre stały znudzone i wtedy Riker zastanawiał się, po co w ogóle przyszły na koncert. Fani śpiewali razem z nimi teksty piosenek. Często podnosili kartki z różnymi tekstami jak ,,We love the way Rydel loves us" czy ,,Stay sexy for Rocky". Chłopak uśmiechnął się na to wspomnienie. W momencie kiedy stawał na scenie nic innego nie miało znaczenia. Wszystkie problemy - małe i duże - wydawały się w tamtych chwilach nie istnieć. W nocy właściwie sypiał tylko godzin. Codziennie budził się w innym kraju i zaczynał swój dzień od początku. Tamta rutyna wcale go nie dobijała. To było coś pięknego. Teraz zostały mu tylko wspomnienia i tweety od fanów, na które czasami odpowiadał.
Wzdrygnął się, kiedy czajnik wydał z siebie charakterystyczny dźwięk informujący o tym, że woda jest już ugotowana. Sięgnął po naczynie i wlał wodę do kubka. Gorąca para uniosła się w powietrzu, muskając jego twarz. Z przyzwyczajenia chwycił za cukierniczkę, ale w odpowiednim momencie przypomniał sobie, że lepiej podać siostrze gorzką herbatę.  Powoli ruszył do góry, gdzie jego siostra leżała w łóżku z laptopem i oglądała jakiś serial. Uśmiechnął się do niej, stawiając kubek z herbatą na szafce obok jej łóżka. Rydel odwzajemniła uśmiech brata i pociągnęła nosem. Kichnęła dwa razy pod rząd.
- Na zdrowie - mruknął Riker, siadając obok niej. Uświadomił sobie, że zapomniał zadzwonić do mamy i zapytać co byłoby najlepszego na zatrucie, ale Rydel na szczęście wydawała się czuć już lepiej. Z dołu zaczęły dobiegać hałasy, więc Riker zorientował się, że albo wrócili rodzice z Rossem i Rylandem, albo Rocky z Maią. Chwilę później w drzwiach pokoju stanął Ross, więc jego brat nie musiał się już zastanawiać kto przyszedł.
- Jak się czujesz, księżniczko? - zapytał dwudziestolatek, podchodząc bliżej siostry. Zawsze nazywał ją księżniczką, nawet kiedy byli jeszcze małymi dziećmi.
- Trochę lepiej. Wybraliście już łóżeczko? - zapytała, uśmiechając się do brata. Niedawno wszyscy dowiedzieli się, że Courtney z dzieckiem wprowadzą się na jakiś czas do Lynchów. Nikt nie miał z tym co prawda problemu, ponieważ wszyscy traktowali Eaton jak rodzinę, ale każdy bał się nowej sytuacji. Nagle w domu miało pojawić się dziecko i to już za kilka tygodni.
- Tak, dziś Ryland pomoże mi złożyć. Musiałem wywalić biurko, żeby zmieścić łóżeczko w swoim pokoju. - mruknął Ross, przeczesując palcami włosy.
- I tak nigdy z niego nie korzystałeś - mruknął Riker, wstając powoli z łóżka.
- Och, zamknij się - Ross sięgnął po poduszkę leżącą na podłodze i cisnął nią w brata. Niestety niecelnie i poduszka uderzyła w laptopa Rydel. Dziewczyna posłała bratu gniewne spojrzenie, a on wybałuszył oczy, będąc pewnym, że za chwile wstanie i go uderzy. Niestety dziewczyna zbyt słabo się czuła, żeby to zrobić. Zbyła przeprosiny Rossa machnięciem ręki.
- Położę się, bo ledwo patrzę na oczy. Dzięki za herbatę, Riker.
- Nie ma problemu. - rzucił najstarszy z rodzeństwa i bracia opuścili pokój Rydel.

***

   - Cholera, cholera. Dlaczego to tyle trwa? - krzyknął Ross, uderzając pięścią w szpitalną ścianę. Rydel przeniosła na niego swój wzrok i pokręciła głową. Chłopcy, pomyślała. Wrzuciła swój telefon do torebki i podeszła do automatu z napojami. Kupiła butelkę wody i podała ją młodszemu bratu. 
Ross spojrzał na nią z wdzięcznością. Odkręcił wodę i upił kilka łyków. 
- Poród nie trwa piętnaście minut, wiesz? To normalne, nic jej nie będzie. - powiedziała, a następnie posłała Rikerowi rozbawione spojrzenie. Chłopak siedział na krześle i obserwował ją i Rossa. Najwidoczniej jego też śmieszyło to zdenerwowanie młodszego brata. 
- Rydel ma rację. Usiądź, bo jak będziesz tak chodził to nie będziesz miał siły, żeby wejść do sali zobaczyć swojego syna - Ross spojrzał gniewnie na Rikera, ale po chwili zdał sobie sprawę, że brat ma rację. Westchnął, zajmując miejsce obok niego, a następnie przysiadła się do nich również Rydel. Shor wytarł swoje mokre od potu dłonie w spodnie. Był naprawdę zdenerwowany. Bał się, że coś może pójść nie tak. Na dodatek nie mógł się doczekać, aż weźmie w ramiona małego Ellingtona. Z początku imię dziecka było dość sporną kwestią. Każdy bał się, że imię to będzie każdego dobijało. Z czasem jednak każdy pogodził się, ze śmiercią Ratliffa. Nawet Rydel wydawała się nie być tym tak załamana jak na początku. W końcu wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że Ellington to idealne imię. Chcieli, aby syn Rossa i Courtney nosił imię po ich najlepszym przyjacielu.
Do szpitala nareszcie dotarł również Rocky z rodzicami. Ryland niestety wyruszył w trasę po Europie i nie mógł być przy narodzinach czego bardzo, ale to bardzo żałował. Na szczęście miał zostać ojcem chrzestnym Ellingtona, więc w ten sposób mógł wynagrodzić swoją nieobecność. Drzwi sali porodowej otworzyły się, a chwilę później wyszła z nich pielęgniarka, wioząca niemowlaka. Wszyscy wstali ze swoich miejsc, a Ross podszedł do kobiety zestresowany. 
- Pan jest ojcem? - pielęgniarka posłała mu uśmiech, a on tylko pokiwał głową. Spojrzał na dziecko i od razu wiedział, że to jego syn. Jego włosy były tak ciemne, jak włosy Courtney. Chłopiec spoglądał na Rossa oczami identycznymi jak jego. Powieki dziecka powoli opadały i chłopiec momentalnie zasnął. Ross się roześmiał, a pielęgniarka poinformowała go, że musi zabrać jego syna, aby się  nim zająć, zanim z powrotem go przyprowadzi. Lynch przytaknął i odwrócił się, kiedy lekarze przewozili Courtney do innej sali. Chłopak podbiegł do jej łóżka i złapał ją za rękę. 
- Jak się czujesz kochanie? - zapytał, chociaż miał wrażenie, że nie musiał tego robić. Dziewczyna wyglądała na wykończoną i pewnie sama za chwilę zaśnie. 
- Okropnie. Widziałeś Ellingtona? 
- Tak, jest...taki malutki... - Courtney zaśmiała się cicho. 
- Ma twoje oczy  i nos. 
Chwilę później w sali zjawiła się reszta Lynchów. Nawet ten najmłodszy, który spał teraz obok swojej mamy. Rydel nie mogła się na niego napatrzeć. Riker i Rocky przyglądali się chłopcu z zaciekawieniem. Stormie mówiła w kółko o tym, kiedy to ona leżała w szpitalu z którymkolwiek ze swoich dzieci,a  teraz jest już babcią. Mark gratulował Rossowi, który siedział przy łóżku Courtney i 
wyglądał, jakby był najszczęśliwszą osobą na świecie. I prawdopodobnie był. 


                                                          ~ Koniec części pierwszej ~ 


Hejka. No więc zakończyłam pierwszą część tego opowiadania, ponieważ potrzebuję przeskoku czasowego. XD Następny rozdział będzie już częścią drugą, no ale tamta część nie będzie zbyt długa. W sumie druga część będzie miała może z 5 rozdziałów. 

Lubię ten rozdział. Jest taki rodzinny i w ogóle, Ross jako ojciec. Słodkie, prawda? 

3 komentarze:

  1. Oczywiście, że słodkie.
    Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przesłodki rozdział ♡
    Ross - idealny w tej roli.
    Mały Ell po przyjacielu - uroczo.
    Pozdrawiam i czekam na 2 część opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekstra rozdział ^.^
    Ross taki słodki <3
    Czekam na next :3
    Take care,
    Rebel Yell

    OdpowiedzUsuń

Template by Elmo