2 lata później
Ellington krzyknął głośno, a o chwili krzyk ten przerodził się w płacz. Rydel poderwała się gwałtownie z łóżka. Dlaczego, do cholery, Ross musiał mieć sypialnie obok niej? Chwilę później słychać było zmęczony głos jej brata:
- Już spokojnie, synku. Zrobię Ci mleko, nie płacz już, proszę. - Rydel uśmiechnęła się słysząc to. Wstała z łóżka i sięgnęła po szlafrok. Zarzuciła go na siebie i zawiązała. Wyszła z pokoju i po cichu zapukała do sypialni drzwi Rossa. Weszła do środka i ujrzała śpiącą Courtney oraz swojego brata przy łóżeczku syna. Ross spojrzał na nią, a następnie na Courtney.
- Ostatnio to ona wstawała, więc moja kolej. - uśmiechnął się. Rydel rozejrzała się po całym pokoju. Był taki pusty. Wszędzie leżały kartonowe pudła podpisane różnymi imionami. Żółte ściany, na których do tej pory wisiały ramki ze zdjęciami, stały się już tylko żółtymi ścianami. Nie było tu nic, co mogłoby świadczyć, że Ross mieszkał tu przez 22 lata. Zrobiło jej się smutno na myśli, że jej brat ma stąd zniknąć. Co prawda wyprowadzał się tylko kilka ulic dalej, ale będzie jej brakowało go tutaj, w tym domu. Przyzwyczaiła się również do obecności Court i Ellingtona. Bez małego dziecka będzie tu teraz tak cicho. Za cicho...
Ross uśmiechnął się, widząc zamyśloną siostrę wpatrującą się w kartony.
- Wiem, że będziesz tęsknić, ale kiedyś to musiało nastąpić - zażartował, a Rydel przewróciła oczami.
- Wreszcie będziemy mieli od Ciebie spokój - wytknęła mu język. - I to jest właśnie najgorsze. - przytuliła go, zerkając na swojego bratanka, który już zdążył z powrotem zasnąć.
***
Wszyscy pożegnali Rossa, Courtney i ich synka, a kiedy ci odjechali, cała rodzina wróciła do domu. Rydel natychmiast ruszyła do swojego pokoju, a następnie do łazienki, gdzie znajdowały się jej leki na depresję. Blondynka chwyciła szklaną buteleczkę i wysypała całą jej zawartość na dłoń. Jedna tabletka, dwie tabletki, trzy...osiem. Zostało jej tylko osiem tabletek, a to oznaczało, że za niedługo znów musi się spotkać z Greenem, aby wypisał jej nową receptę. Dziewczyna wrzuciła siedem tabletek z powrotem do butelki, a jedną z nich połknęła, popijając ją wodą, której wcześniej sobie nalała. Właściwie Rydel nie wiedziała, jak to się stało, że zaczęła brać leki, zamiast je wyrzucać. Pamiętała tylko, że to Rocky domyślił się, że ich nie zażywa i przez wiele tygodniu próbował ją przekonać, aby zaczęła. I w końcu ją namówił, ale naprawdę nie wiedziała jakim cudem.
Westchnęła patrząc na własne odbicie w lustrze. Jedyne co zrobiła dziś ze sobą to umycie zębów. Sięgnęła do swoich włosów i rozpuściła warkocza, w którym spała. Jej włosy były przez to oczywiście pofalowane, ale Lynch nie chciała nic z tym zrobić. Rozczesała je tylko i spięła w wysokiego kucyka. Później przemyła twarz wodą, a następnie nałożyła korektor pod oczy. Przy dziecku naprawdę trudno jest się wyspać, nawet jeśli śpi ono za ścianą.
Tego dnia było naprawdę ciepło, więc Rydel ubrała zwykłą różową sukienkę z krótkim rękawem, sięgającą jej jakieś dziesięć centymetrów za pośladki. Sukienka była obcisła w talii, ale od pasa w dół rozkloszowana.
Użyła perfum, które dawno temu dostała od Ratliffa, ale nie używała ich, bo trzymała je na naprawdę wyjątkowe okazje. Dziś nie było wyjątkowej okazji, ale po prostu chciała ich użyć. Zeszła na dół i posłała uśmiech Rylandowi siedzącemu na kanapie. Brat odwzajemnił go i wrócił do oglądania telewizji.
Rydel coraz lepiej radziła sobie z depresją. Przede wszystkim przyznała sama przed sobą, że naprawdę jest chora, a właśnie to było najważniejsze. Zaczęła regularnie spotykać się z Greenem, chociaż naprawdę nienawidziła tego mężczyzny. Brała również leki i odstawiła żyletkę. Nadal często kusiło ją, aby po nią sięgnąć. Leżała przecież tak niedaleko, na samym dnie szuflady. To jedyna, której nie zabrał jej Riker. Ale nie. Obiecała mu, że do tego nie wróci. Potrząsnęła głową, aby wyrzucić z niej myśli o okaleczaniu się. Chociaż przynosiło to niesamowitą ulgę...nie, Rydel. Nie możesz. Riker do tej pory sprawdzał jej nadgarstki, bo nie wierzył, że pod tą ilością bransoletek ukrywa stare blizny.
Rydel coraz lepiej radziła sobie z depresją. Przede wszystkim przyznała sama przed sobą, że naprawdę jest chora, a właśnie to było najważniejsze. Zaczęła regularnie spotykać się z Greenem, chociaż naprawdę nienawidziła tego mężczyzny. Brała również leki i odstawiła żyletkę. Nadal często kusiło ją, aby po nią sięgnąć. Leżała przecież tak niedaleko, na samym dnie szuflady. To jedyna, której nie zabrał jej Riker. Ale nie. Obiecała mu, że do tego nie wróci. Potrząsnęła głową, aby wyrzucić z niej myśli o okaleczaniu się. Chociaż przynosiło to niesamowitą ulgę...nie, Rydel. Nie możesz. Riker do tej pory sprawdzał jej nadgarstki, bo nie wierzył, że pod tą ilością bransoletek ukrywa stare blizny.
Nadal płakała po nocach i cierpiała z powodu śmierci Ellingtona. Z powodu odejścia Deana. Płakała, bo mu zaufała. Zaufała chłopakowi, który zniknął z dnia na dzień, zostawiając ją z pytaniami, na które nie miał kto odpowiedzieć. Zostawiając ją samą. Na dwa lata. Ona nawet nie wiedziała czy Dean żyje. Myślała o nim każdego dnia i każdej nocy. Leżąc w łóżku gryzła dłonie, aby nie płakać, aby nie krzyczeć. Modliła się, aby wszystko było z nim w porządku. Umierała z niepewności przez dwa lata. Dwadzieścia cztery miesiące. Siedemset trzydzieści dni. I tęskniła za nim.
Ciągle brakowało jej również Ellingtona, ale wiedziała, że nie ma co liczyć, że go jeszcze zobaczy. Jeśli chodziło o Deana, nadal tliła się w niej iskierka nadziei, że stanie z nim twarzą w twarz i wykrzyczy jak bardzo ją zranił, a później odwróci się na pięcie i odejdzie, zostawiając go w osłupieniu.
Ciągle brakowało jej również Ellingtona, ale wiedziała, że nie ma co liczyć, że go jeszcze zobaczy. Jeśli chodziło o Deana, nadal tliła się w niej iskierka nadziei, że stanie z nim twarzą w twarz i wykrzyczy jak bardzo ją zranił, a później odwróci się na pięcie i odejdzie, zostawiając go w osłupieniu.
Nie musicie krzyczeć. Nie dość, że rozdział nie jest długi to jeszcze czekaliście na niego dwa...trzy tygodnie? Sama nie wiem. Napisałam go tylko dlatego, że dziś w nocy wyjeżdżam i w sobotę znowu nic bym nie dodała. Może pod następnym rozdziałem wyjaśnię Wam, dlaczego czasem nie dodaję rozdziałów, bo naaaaaprawdę musiałabym się rozpisać. Boję się, że straciłam czytelników. Serio, zazwyczaj jak nie dodam rozdziału dłużej niż tydzień to ich tracę. Wybaczcie mi. :(
świetny <3
OdpowiedzUsuńTo koniec czy jak?
OdpowiedzUsuńZnow tyle siedze na wattpadzie, że nie dodaje komentarzy.
Ale tutaj dodam
Bo rozdzial jest swietny.
Warty skomentowania.
-Wika aka ponczek
Nie, nie koniec (choć zapomniałam wspomnieć w notce xd) tylko takie przedstawienie co sie zmienilo przez te dwa lata zanim zacznę pisać dalej. Dziękuje ♥️♥️
UsuńRozdział świetny - warto było na niego czekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next <3
P.S. Zapraszam do mnie na blogi, bo trochę się już na nie dodało ;)