sobota, 22 października 2016

Rozdział 33 - ,,Chciałby powiedzieć, że za nią tęskni, ale właściwie ona ciągle tu była, prawda? Może smutniejsza, może mniej obecna, może zamknięta w sobie, może nie pokazująca uczuć. Może nie taka jak kiedyś. Ale była"

   Palce Rydel przesuwały się po klawiszach keyboardu po raz pierwszy od roku. Była pewna, że nie da rady nic zagrać, ale kiedy tylko dotknęła instrumentu, jej palce po prostu same ją poprowadziły po właściwych klawiszach. Dziewczyna zamknęła oczy, bujając się powoli w przód i w tył, wyobrażając sobie, że przed nią stoi kilka tysięcy fanów, jak kiedyś. Nawet nie pamiętała tytułu piosenki, którą grała, ale wiedziała, że to na pewno piosenka z ,,Louder". Kiedy skończyła, usłyszała brawa i otworzyła gwałtownie oczy. Przed nią stał Riker i wpatrywał się w nią z zainteresowaniem.
- Co Cię skłoniło do grania? - zapytał, siadając na rogu łóżka i przypatrując się siostrze w drugim końcu pokoju.
- Nuda. - odparła zgodnie z prawdą i westchnęła, odsuwając się instrumentu.
- Dasz radę zagrać dla mnie ,,I can't forget about you?". Już nie pamiętam jak to brzmi na żywo. - Rydel się zaśmiała i próbowała sobie przypomnieć co to za melodia. To było tak dziwne uczucie, nie pamiętać własnych piosenek. Riker zauważył jej zmieszanie i po chwili zaczął nucić refren ,,I can't forget abiut you", o którą prosił. Rydel przysłuchiwała mu się uważnie i po chwili już miała przed oczami nutowy zapis piosenki. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła pierwszy klawisz. Strasznie brakowało jej muzyki. Właściwie już zapomniała, że to idealny sposób na odpoczynek  od wszystkiego co ją otacza. Przez chwilę można skupić się tylko na tym, aby dobrze zagrać, skupić się na tym, czy dźwięki, które wydobywają się spod jej palców są odpowiednie. Zapomnieć o całym świecie. Właściwie była w stanie zapomnieć o tym, że Riker tu jest. Ale był. Cały czas patrzył na siostrę i zastanawiał się gdzie jest tamta dziewczyna, która stała razem z nim na scenie z szerokim uśmiechem, obserwując fanów. Chciałby powiedzieć, że za nią tęskni, ale właściwie ona ciągle tu była, prawda? Może smutniejsza, może mniej obecna, może zamknięta w sobie, może nie pokazująca uczuć. Może nie taka jak kiedyś. Ale była. A on ją kochał. Najważniejsze dla niego było to, że przetrwała najcięższe chwile w jej życiu i ciągle była wśród żywych, że się nie poddała i zniosła cały ten ciężar, który bezczelnie zrzucił na nią los.
Rydel skończyła grać i spojrzała na niego wyczekująco, a on posłał jej szczery uśmiech.
- Dziwię się, że w ogóle nie wyszłaś z wprawy.  - roześmiał się tak, jakby przed chwilą wcale nie myślał o jej zmianie.
- Właściwie to ja też. Ćwiczę cały dzień, z początku miałam małe problemy z tempem, ale już wszystko okay. - Riker pokiwał głową w zrozumieniu, a następnie wyszedł, bo Rydel powiedziała, że chciałaby jeszcze poćwiczyć.

    Właściwie nie zdawała sobie sprawy, że na dworze jest już ciemno, dopóki ktoś nie przerwał jej ,,As long as you love me" Justina Biebera, wchodząc do jej pokoju.
Dziewczyna urwała piosenkę w połowie i spojrzała, kto znów jej przeszkadza, ale odetchnęła z ulgą kiedy zobaczyła Deana. Przez chwilę rozważała zapytanie go gdzie był, ale ufała mu i postanowiła odpuścić. Lemon spojrzał na nią i doskonale widziała ból w jego oczach, kiedy posyłał jej nieszczery uśmiech. Zamknęła na chwilę oczy, aby się nie rozpłakać i kiedy była pewna, że zachowa zimną krew, odpowiedziała mu równie sztucznym uśmiechem.
- Lubię Justina. - poinformował siadając dokładnie w tym miejscu, w którym wcześniej siedział jej brat. - Cieszę się, że znowu grasz. - dorzucił i posłał jej kolejny uśmiech i tym razem w jego oczach błysnęła iskierka szczerości. Nie chciał mówić Rydel, że od dziesięciu minut stał pod drzwiami i słuchał jak gra. Naprawdę mu się to podobało i nawet przypomniał sobie słowa tej piosenki.
- Możesz zagrać ją jeszcze raz? - poprosił, a Lynch pokiwała energicznie głową i odwróciła się w stronę keyboardu i, jak to miała w zwyczaju, zamknęła oczy. Powoli znów uciekała w inny świat, ale kiedy usłyszała głos Deana natychmiast uniosła powieki i spojrzała na niego, nie przerywając grania.
- We're under pressure,
seven billion people in the world trying to fit in
Keep it together,
smile on your face even know your heart is frowning
But hey now , you know girl 
We both know it's a cruel world
But I will take my chances *

Zdecydowanie kochała jego głos, a ta piosenka nagle stała się jej ulubioną. Chłopak siedział na łóżku z zamkniętymi oczami i śpiewał piosenkę, której słowa rozgrzewały Rydel, bo czuła się, jakby śpiewał to dla niej. Właściwie to może śpiewał? 

- As long as you love me
We could be starving, 
We could be homeless,
We could be broke ** - pomogła mu Rydel, a on na ułamek sekundy otworzył oczy, żeby na nią spojrzeć. Uśmiechnął się i tak śpiewali refren. Później już każdy refren śpiewali razem, a Dean śpiewał każdą zwrotkę piosenki. 

- I don't know if this makes sense but, you're my Hallelujah
Give me a time and place, I'll rendezvous it,i'll fly you to it,
I'll beat you there
Girl you know I got you
Us, trust...
A couple of things I can't spell without you
Now we are on top of the world, 'cause that's just how we do
Used to tell me sky's the limit, now the sky's is our point of view
Man now we stepping out like Whoa!
Camera's point and shoot, 
Ask me what's my best side, I stand back and point at you you you *** - Lynch patrzyła na swojego ukochanego i po prostu czuła całą sobą jak mocno go kocha. Był tak piękny, że patrzenie na niego aż bolało. Zastanawiała się, czy inne dziewczyny też mają go za takiego przystojnego, czy może tylko ona go takim widziała. Ciekawa była, czy powinien wiedzieć, że bez niego sobie w życiu nie poradzi? Zdecydowanie nie powinien. Wtedy miałby nad nią przewagę, a to by ją tylko osłabiło.
Ona nie potrzebowała więcej osłabienia. Potrzebowała siły, którą on jej dawał swoją obecnością. Swoim głosem, swoimi pocałunkami, objęciami, słowami. Gdyby mogła, spędziłaby resztę życia razem z nim, w tym pokoju, śpiewając piosenkę Justina Biebera i grając na keyboardzie, posyłając mu przelotne spojrzenia i myśląc nad tym, co byłoby gdyby go nie miała. I co byłoby teraz z Deanem gdyby on nie miał jej? Czy to by jakkolwiek wpłynęło na jego życie? Czy coś by się zmieniło poza jego statusem związku? 
- Masz cudowny głos. - powiedziała nagle, kiedy tylko skończył śpiewać. Lemon roześmiał się, ściągając przez głowę koszulkę i rzucając ją gdzieś w kąt. Przez chwilę myślał nad tym, czy komuś z domowników przeszkadza to, że tu mieszka? W końcu dopóki Rydel nie wyjaśniła wszystkim dlaczego zniknął, chcieli go stąd wyrzucić. Spojrzał na swoją dziewczynę i zauważył, że jej wzrok utkwiony jest w jego tatuażu, przedstawiającego jej imię. Poczuł się zmieszany, ale potem przypomniał sobie, że i Rydel ma na ciele tatuaż z jego imieniem. Uśmiechnął się do niej, naprawdę szczerze i zdał sobie sprawę, że powoli się u niego poprawia. Ból po stracie siostry nigdy nie minie, ale dzięki obecności jego dziewczyny i jej wsparcia, może osłabnąć. I kiedy Rydel rozebrała się przed nim do bielizny, aby później podnieść jego koszulkę z podłogi i karcąc go za rzucanie ubraniami, z trudem powstrzymywał się przed patrzeniem na jej ciało, ale wolał patrzeć w jej oczy. Zaśmiał się, kiedy założyła na siebie jego koszulkę i usiadła na nim okrakiem, aby mocno się do niego przytulić. 
- Dlaczego zawsze śpisz w moich ubraniach? - mruknął jej do ucha, a ona wzruszyła ramionami.
- Bo są wygodniejsze niż moje. - odparła, i pchnęła go tak, że upadł głową w poduszki. Poszła zgasić światło, a kiedy wróciła na łóżko, przytuliła się niego mocno, prosząc, aby się nakrył, bo w nocy może być zimno, a on wiedział, że to jej sposób na powiedzenie ,,kocham cię", bo bardzo bała się używać tych słów.




* - Jesteśmy pod presją ,
siedem miliardów ludzi próbuje zmieścić się na tym świecie.
Wytrzymamy to razem,
uśmiech na twojej twarzy choć twe serce się smuci,
ale hej teraz, wiesz dziewczyno.
Oboje wiemy, że ten świat jest okrutny,
ale ja wykorzystam moją szanse.


** - Dopóki mnie kochasz,
możemy głodować,
możemy być bezdomni,
możemy być spłukani.

*** - Nie wiem czy to ma sens, ale jesteś moim alleluja.
Podaj mi czas i miejsce, wstawię się na randkę, przylecę dosłownie,
będę tam dla Ciebie.
Dziewczyno wiesz, że Cię mam.
My, zaufanie...
Kilka rzeczy, których nie potrafię wymówić bez Ciebie.
Mówiłaś mi, że niebo jest granicą, teraz niebo to nasz punkt widzenia.
Człowieku, zachowujemy się jak ,''Whoa'' .
Kamery nakierowane i strzał .
Spytaj się mnie jaka jest moja najlepsza strona, cofnę się i wskażę na Ciebie, Ciebie, Ciebie.


Napiszcie mi co sądzicie o takich rozdziałach, bo jak widzicie na moim blogu mało się dzieje i te rozdziały są spokojne, ale takie właśnie mnie się najlepiej pisze XD. 

Jak tam wasz weekend? I co tam u Was ogólnie? 

sobota, 15 października 2016

Rozdział 32 - ,,(...) dlatego jeszcze pewnie popełnię błędy, ale staram się, Rydel, naprawdę. "

   Rydel obróciła się na drugi bok i zdziwiona trafiła na ciało Deana leżące spokojnie obok niej. Powoli uniosła powieki i spojrzała na zegarek leżący na szafce nocnej, który wskazywał dziewiątą rano.  Zazwyczaj kiedy się budziła Deana nie było już przy niej. Wychodził gdzieś wcześnie rano i wracał około jedenastej. Nie przeszkadzało jej to, rozumiała, że ma własne sprawy, chociaż wolała zawsze budzić obok niego. To przyprawiało ją o dobry humor z samego rana. Korzystając z okazji, że wreszcie był przy niej przysunęła się bliżej niego i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Zamknęła oczy wdychając jego zapach. Pachniał jej ulubionymi perfumami Channel, mydłem i nim. Po prostu Deanem. Miał swój własny zapach, a ona znała go doskonale. Słuchała bicia jego serca i było to dla niej jak muzyka. Muzyka, dzięki której czuła się szczęśliwie i bezpiecznie. Najbezpieczniejszym miejscem na świecie były dla niej jego silne ramiona, ale nie dosyć silne, żeby udźwignąć ciężar straty najważniejszej osoby w jego życiu. Kiedy w jej głowie znów pojawił się obraz Deana na pogrzebie siostry po raz pierwszy od kilku tygodni znów coś w niej pękło. Korzystając z okazji, że nikt nie może jej teraz zobaczyć, pozwoliła swoim łzom spływać swobodnie po policzku na klatkę piersiową Deana. Otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz. Nigdy nie wyglądał tak niewinnie. Kochała na niego patrzeć i bardzo żałowała, że w ostatnim czasie nie ma zbyt wiele takich możliwości, bo Lemon ciągle gdzieś znika.
    Chłopak poruszył się niespokojnie, a jej serce zabiło szybciej, bo nie mogła się doczekać, aż wreszcie z nim porozmawia. Nie rozmawiali dokładnie tydzień, od pogrzebu. To zabawne, że codziennie kładli się razem spać, mijali się w tym domu, który pomimo tak wielu domowników nadal wydawał się być pusty, bo każdy był zbyt zajęty swoimi sprawami, żeby zwracać uwagę na kogokolwiek innego, a jedyne słowa jakie wymieniali to ,,hej" i ,,pa".
To zabawne. Zabawne, że tak bardzo można tęsknić za osobą, którą mija się codziennie. Która codziennie jest obok.
- Która godzina? - mruknął zachrypniętym głosem.
- Po dziewiątej.
- Wcześnie. - odkaszlnął - Przespałem dziś całą noc.
- To dlatego zawsze znikasz rano? Bo nie możesz spać, więc wychodzisz? - zapytała, starając się go zrozumieć. Starając się zrozumieć, dlaczego się jej nie zwierza.
- Budzę po kilka razy, a po szóstej już nie mogę zasnąć, więc wychodzę na cmentarz. Sophia mi się dziś nie śniła. I spałem całą noc. - powiedział i chociaż przespał całą noc, nadal brzmiał na wykończonego.
- Pójdziemy dziś gdzieś? - zapytała i liczyła się zgodzi. Już dawno nigdzie nie byli razem. Dean ziewnął przeciągle i potarł dłonią twarz.
- Nie mam ochoty. - rozgniewał ją. Rydel podniosła się z łóżka i sięgnęła na krzesło obok po szlafrok. Zarzuciła go na siebie i ruszyła do drzwi.
- Ostatnio na nic nie masz ochoty. - Warknęła i wyszła trzaskają drzwiami. Ruszyła do kuchni i nalała sobie wody. Powoli sączyła picie ze swojej szklanki. Zastanawiała się jak długo to będzie trwało. Jak często jeszcze Dean będzie wychodził gdzieś sam, a ona będzie siedziała w pokoju patrząc na swój keyboard zastanawiając się, czy powinna grać, bo co innego ma robić?

    - Przypominam Ci, że od pogrzebu jego siostry minął tydzień. Z Tobą nie dało się porozmawiać przez pół roku, Rydel. Nie bądź hipokrytką. On Cię potrzebuje i kto jak kto, ale Ty powinnaś wiedzieć najlepiej co on czuje.  - Mruknął Riker układając książki na półce. Robił jesienne porządki. Rydel westchnęła, bo wiedziała, że brat ma rację. Ona nie lubiła nie mieć racji. Wyszła od brata z pokoju i ruszyła do swojego, ale po otworzeniu drzwi znowu poczuła się rozczarowana. Był pusty. Nawet nie zauważyła, kiedy Dean znowu wyszedł z domu.

Do: Dean
Gdzie jesteś? 

Od: Dean
 Pub na rogu. 

Nie minęło 10 minut, kiedy blondynka już była w drodze do pubu.  Weszła do środka i od razu skrzywiła się na gorąc panujący w środku i unoszący się w powietrzu zapach alkoholu. Obeszła wzrokiem cały pub i jej wzrok zatrzymał się na chłopaku siedzącym przy barze. Ku jej zdziwieniu Dean nic nie pił, jedynie palił papierosa. Podeszła bliżej niego i po chwili zastanowienia zajęła miejsce obok niego. Spojrzał na nią smutno. Zawiódł się na niej. Sama się na sobie zawiodła.
- Przepraszam Dean. To nie tak, że ja...
- Wiesz co? Kiedy Cię poznałem nadal byłaś w rozsypce po Ellingtonie i znosiłem te twoje depresyjne nastroje i wspierałem Cię całym sercem. Do tej pory często płaczesz przez jego śmierć, a minął rok. Do mnie masz pretensję, że przeżywam śmierć siostry przez tydzień.  -  warknął i wstał od baru ruszając powoli w stronę wyjścia. Rydel nie ruszyła się z miejsca, ale już miała wstać i pójść za nim, kiedy pojawił się obok niej jakiś mężczyzna. Był wyższy od niej, grubszy i na pewno nie był trzeźwy.
- Czyżbyście zerwali? Może mógłbym jakoś poprawić Ci humor? - mruknął jej do ucha i pocałował ją w policzek. Powstrzymała odruch wymiotny.
- Nie. - warknęła i ruszyła przed siebie, ale mężczyzna złapał ją za łokieć i przyciągnął z powrotem do siebie.
- On nie wie co traci. - uśmiechnął się i założył kosmyk jej włosów za ucho.
- On niczego nie traci, ale Ty zaraz możesz stracić zęby. - usłyszała znajomy głos i otworzyła oczy, które zamknęła właściwie nieświadomie. Dean powoli zbliżał się do niej i najwidoczniej rozmowa Rydel z tym facetem wcale nie odbywała się w takiej ciszy jak jej się wydawało skoro Lemon usłyszał ich z połowy sali.
- Przed chwilą ją zostawiłeś, więc jest wolna.
- Odpierdol się od niej. - warknął Lemon, zaciskając dłonie w pięści. Zamknął oczy i policzył w myślach do pięciu, ale kiedy uniósł powieki ten obleśny mężczyzna nadal trzymał ręce na jego dziewczynie.
- Popłaczesz się, chłopcze? - Dean zacisnął zęby, cofnął rękę, a następnie z całej siły uderzył pięścią w twarz faceta. Ten natychmiast puścił Rydel, zachwiał się na nogach i gdyby nie fakt, że zaraz za nim znajdował się bar, pewnie upadłby na ziemię.
- Wychodzimy. - poinformował Rydel i złapał ją za dłoń. Splótł ich palce razem i wyszli z pubu, zostawiając w nim ludzi, zaskoczonych obrotem spraw.  Kiedy byli na zewnątrz Lynch już miała coś powiedzieć, ale Dean przystanął gwałtownie i załapał jej twarz w obie dłonie po czym przycisnął swoje usta do jej. To nie był żaden pocałunek pełen pożądania czy namiętności. Dean tylko przekazywał jej cały ten ból, który w sobie nosił, a ona pokazywała mu, że naprawdę go rozumie. Gdyby tylko wiedzieli, że stali i się całowali przez piętnaście minut! Ale stracili poczucie czasu. Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, zetknęli się czołami, aby za chwilę popatrzyć sobie w oczy.
- Myślałam, że jesteś zły. - szepnęła Lynch i uśmiechnęła się delikatnie.
- Chcę żebyś wiedziała, że po prostu próbuję sobie z tym poradzić. Ale to co robiłem dotychczas nie pomagało. Ciągle szukam, czegoś co pomoże mi w tym wszystkim, dlatego jeszcze pewnie popełnię błędy, ale staram się, Rydel, naprawdę.
- Wiem, że się starasz. - mruknęła i pocałowała go w policzek.


Nie mam pomysłu na notkę, rozdział 50/50 ale jest mi trochę smutno więc wybaczcie, i możecie skomentować. Właściwie byłabym szczęśliwa, jakbyście skomentowali. Błędy poprawię później. 

sobota, 8 października 2016

Rozdział 31 - ,,Kochanej siostrze. Do zobaczenia. "

      Koszmarny dźwięk dobiegał do ich uszu, kiedy ksiądz czytał coś z pisma świętego, a trumna opuszczana była w dół. Właściwie nikt nie słuchał tej muzyki. Wszyscy oprócz ich dwójki słuchali księdza. Dean nie płakał. Nie płakał, choć Rydel wiedziała, że kiedy tylko wrócą do samochodu jego niewzruszona postawa się zmieni. Lemon znów, jak przez ostatni tydzień, będzie bezbronny, może znów będzie płakał. Znów będzie pytał Boga dlaczego zabiera zawsze te potrzebne mu osoby. Rydel rozumiała jego gniew na Boga. Mówiła mu, że ma do tego prawo. Mówiła też, że ma prawo do łez chociaż zawsze to ukrywał. Lynch wiedziała, że gdyby jej rodzina nie wiedziała, że Dean stracił siostrę to mieliby do niego pretensję. Nie przyjęliby go z powrotem.  On też zdawał się o tym wiedzieć, ale nie to było dla niego teraz ważne.
     Rydel złapała chłopaka za rękę, a on wzdrygnął się. Spojrzał na nią i przez chwilę miała wrażenie, że Dean wraca z jakiegoś daleka. Zastanawiała się czy wspominał teraz swoją siostrę, czy może nadal obwiniał się za jej śmierć. Ciągle powtarzał, że gdyby przy niej był, nigdy więcej nie pozwoliłby jej ćpać. Lemon uśmiechnął się do niej delikatnie. Tak delikatnie, że gdyby go nie znała, to właściwie nawet nie wiedziałaby, że się uśmiechnął. Spodziewała się, że będzie płakał, ale jego oczy wyrażały taką pustkę, że jej serce pękało z każdym spojrzeniem na niego. Kiedy dziura, do której opuszczano trumnę zasłaniana była wielką deską, Dean mocniej ścisnął jej rękę, przypominając o swojej obecności. Była w stanie zapomnieć, że on tutaj jest. Właściwie myślami był całkiem gdzie indziej. Może przypominał sobie, jak odbierał Sophię z domu dziecka? Jak wreszcie mogła u niego zamieszkać? A może wspominał jak tam trafili? Być może myślał co by się stało, gdyby przy niej wtedy był?
Przerażające było to, że na pogrzebie oprócz jej braci, rodziców i Mai były tylko dwie osoby. Rydel nawet nie wiedziała kim oni są. Jedna z tych osób, podeszła do Deana, który zdawał się jej nie zauważyć.
- Trzymaj się Dean. Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść. - Chłopak spojrzał na nią niewzruszony, ale po chwili wybuchnął płaczem jak małe dziecko. Rydel chciała go przytulić, ale on już uścisnął starszą kobietę, która wydawała się nie być zaskoczona. Rydel była. Od kiedy jej chłopak pokazuje emocje komukolwiek oprócz niej? Dean drżał w objęciach kobiety, a Lynch zastanawiała się czy nadal płacze, czy to może z zimna, Po, jak jej się wydawało, kilku minutach Lemon odkleił się od kobiety i już w ogóle nie wyglądał jakby przed chwilą zanosił się płaczem.
- Dziękuję Pani Jenkins
- Zaskakujące, że po tylu latach pierwszy raz widzę jak płaczesz. Nie robiłeś tego nawet kiedy byłeś dzieckiem. - powiedziała Jenkins i odeszła od Deana, zmierzając w stronę wyjścia. Na grobie leżało już trochę kwiatów. Lemon trzymał swoją wiązankę w mocno zaciśniętej dłoni. Kiedy podszedł do niego mężczyzna, aby złożyć mu kondolencję, chłopak tylko podziękował i uścisnął mu dłoń.
Riker podszedł do Rydel i poinformował ją, że wszyscy już jadą. Dziewczyna rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że na cmentarzu jest już tylko ona, Dean i Riker. Reszta była już prawie przy wyjściu.
Powiedziała Rikerowi, że przyjadą samochodem jej chłopaka, na co ten tylko pocałował ją w policzek i odszedł.
- Dean... - szepnęła, ale on nie zwrócił na nią uwagi - Dean, zaczyna się chmurzyć. Powinniśmy już wracać, zaraz będzie padać.
- Jeśli chcesz to jedź już, ja wrócę później.
- Nie ma mowy, nie zostawię Cię tu. Powinieneś to położyć. - wskazała na kwiaty w jego dłoni.
- Jeśli to zrobię to będzie znaczyło, że naprawdę muszę się z nią pożegnać. - szepnął a Rydel zaczerpnęła tchu, bo nie mogła na niego patrzeć w takim stanie. Łzy zbierały się w jej oczach kiedy to robiła.
- Już czas to zrobić. - powiedziała z ciężkim sercem. Spojrzał na nią i przytaknął. Podszedł do grobu siostry, żeby ułożyć tam swoje kwiaty. Po chwili odwrócił się do Rydel i przytulił ją mocno. Lynch spojrzała na grób, a konkretniej na wstążkę przy kwiatach Deana.  Kochanej siostrze. Do zobaczenia. 
Zacisnęła powieki, żeby nie wydostały się spod nich łzy i mocniej przytuliła Lemona. Poczuła, że coś kapnęło na jej czoło i powoli spływało po twarzy. Kolejna kropla spadła na jej głowę. A później rozpadało się na dobre, a oni stali objęci i zdawali się nie zauważać deszczu. Dopiero kiedy byli przemoczeni do suchej nitki postanowili wrócić do samochodu, a Rydel ze zdziwieniem zauważyła, że Dean nie płakał. W jego oczach znowu pojawiła się pustka, kiedy dziewczyna przekręcała kluczyk w stacyjce, a po uruchomieniu silnika ruszyła do przodu.

   - Przez cały pogrzeb myślałem o dniu, w którym Cię poznałem. - wyznał Dean, kiedy Rydel zaparkowała samochód przed domem. Dziewczyna spojrzała na niego zainteresowana, czekając, aż rozwinie wypowiedź.
 - Gdyby nie ona, nigdy bym Cię nie poznał. Cholera, tak strasznie mnie denerwowałaś tym swoim gadaniem. Ta idiotka nie miała nic ważnego do zrobienia, specjalnie nas zostawiła. - zaśmiał się smutno.  - Zawsze wiedziała, kiedy ktoś mi się podoba. - westchnął i wysiadł z samochodu. Rydel zamyśliła się chwilę, zapatrzona była przed siebie, kiedy Dean otworzył jej drzwi i wyciągnął do niej rękę. Chwyciła ją i wysiadła z samochodu, przyciskają guzik na pilocie, tym samym zamykając drzwi.


Ja nawet nie wiem jak się Wam wytłumaczyć. Dlaczego nie było rozdziałów? Bo nie miałam ochoty ich pisać. Miałam chwilę załamania...ta chwilę. Ale ona nie minęła jakoś całkowicie. Najgorsze, że takie stany nigdy nie mijają całkiem, one zawsze do mnie wracają. Ale jakoś tak odzyskałam wenę i napisałam rozdział. Przepraszam, że to taki średni, na dodatek krótki rozdział. Ale chcę wrócić do pisania, bo nie umiem bez tego funkcjonować i mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest. Będę pisała, obiecuję. Nie wiem czy regularnie, ale będę, więc nie odchodźcie, prooszę. 
Chcę zmienić wygląd bloga, znowu. Jeśli ktoś tu jeszcze został to podpowiedzcie mi jakie kolory dobrać. Najlepiej dla mnie jakieś ciemniejsze, tylko nie czarne. Bo mi się znudził. XD
Kocham Was i wybaczcie mi proooszęę. 

sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 30 - ,,Nie pozwól mi odejść."

   Dzwonek nie przestawał dzwonić. No, może na chwilę, kiedy przerywało go pukanie...nie, walenie do drzwi. Rydel spojrzała na swoje dłonie, które trzęsły i pociły się nie miłosiernie. Chciała udawać, że nie ma jej w domu, ale oczywiście musiała podczas cofania się, potknąć się o szafkę i zrzucić z niej parasolkę, która narobiła hałasu.
- Rydel, proszę otwórz. - Usłyszała głos Deana i jej serce przyśpieszyło jeszcze bardziej, o ile to możliwe. W ogóle się nie zmienił. Brzmiał dokładnie tak, jak dwa lata temu. Właściwie nie wiedziała, czemu nie otwiera. Przecież tak bardzo chciała mu powiedzieć jak ją zranił, co przez niego przeszła. Tylko dlatego chciała go spotkać. Cieszyła się, że żyje. Ale nie chciała z nim rozmawiać. On najwidoczniej bardzo tego chciał, bo nie odpuszczał.
- Ja wiem, że zachowałem się okropnie Ryd. Wiem, że jestem gnojem. Ale wiem też, że ten gnój kocha Cię ponad wszystko inne na tym świecie. Nie poszedłem do kumpla po działkę, bo jestem tutaj. Dragi są fajne, ale Ty jesteś lepsza. Zawsze byłaś, wiesz?  - Jej oczy zaszły łzami, ale nadal się nie odzywała. Patrzyła na drzwi, jakby mogła go przez nie zobaczyć i słuchając go.
- Jesteś moim własnym narkotykiem. Masz takie samo działanie jak ecstasy...Tylko mnie nie zabijasz. - Ciągnął. - Ten gnój Cię kocha, Rydel. Kocha ponad życie. Nie jestem w stanie Ci obiecać, że będę idealny, nie popełnię błędów. Ale mogę obiecać Ci to, że tak jak kocham Cię teraz, tak będę kochał Cię zawsze, tylko mnie wpuść. Nie pozwól mi odejść. I powiedz, że kochasz tego gnoja tak mocno jak on Ciebie. Tylko powiedz to Rydel, powiedz.
Jej policzki były całe mokre i naprawdę chciała go wpuścić. Położyła rękę na klamce, ale po chwili ją cofnęła. Nie wiedziała co miałaby mu teraz powiedzieć. Nie wiedziała jak spojrzeć mu w twarz. Nie chciała, żeby widział, że doprowadził ją do płaczu.

    - Dells...ja wiem, że mnie słyszysz. Błagam, otwórz. - Jego głos był tak błagalny. Z powrotem położyła dłoń na klamce, a kiedy usłyszała następne zdanie, musiała mu otworzyć - Sophia nie żyje.
Stanął przed nią. nie wiedząc co jeszcze mógłby powiedzieć. Patrzyli na siebie w ciszy, a Lynch ze zdziwieniem zauważyła, że nie tylko ona płakała. Rytm jej serca zdecydowanie zwolnił, dłonie przestały się trząść.
- Gdzie byłeś, przez pieprzone dwa lata? - spytała przez zęby i wzdrygnęła się, słysząc własny ton. Nie chciała brzmieć aż tak ostro.
- W więzieniu, Rydel. Chyba nie myślałaś, że pozwoliłbym Ci tam siedzieć niewinnej. - Powiedział, a w jego głosie nie było nawet nuty nadziei na to, że ona może mu wybaczyć. Że może być tak jak dawniej. Nie miał takiej nadziei. On tylko chciał, żeby wiedziała. Żeby wiedziała, co się działo, co do niej czuł. Teraz był gotowy odejść. Nawet jeśli to łamało mu serce.
Rydel stała zszokowana. Nie sądziła, że sam przyznał się, że to on jest winny. Sądziła, że uciekł z kraju, a policja sama wpadła na jakiś ślad i go szukała. A tym czasem on zmarnował dwadzieścia cztery miesiące, żeby ona nie musiała tego robić. Nie zamierzała zwalczać impulsu, żeby go pocałować. Po prostu przyciągnęła go za kark i wpiła się w jego usta. Nie wiedziała, czy może pocałunkiem przekazać mu, jak bardzo tęskniła i cierpiała kiedy go nie było, ale miała nadzieję, że to jej się udało. Dean odwzajemniał jej pocałunek wyraźnie zdziwiony. Oboje byli zrozpaczeni. On z powodu siostry, ona z powodu tego, że on teraz cierpi. Próbowali nawzajem przekazać sobie siłę. Rydel oplotła jego szyję rękami i podskoczyła, owijając nogi wokół jego pasa, a on przytrzymał ją za pośladki. Ruszył do jej sypialni, doskonale pamiętał, gdzie się ona znajdowała. W jej pokoju postawił ją na ziemi, a ona, nie przestając go całować podciągnęła jego koszulkę do góry. Oderwała się od niego na chwilę i kiedy pozbyła się jego bluzki lustrowała dokładnie jego ciało. Jej wzrok zatrzymał się na czarnych znakach pod jego żebrami. Spojrzała mu w o czy, ale on odwrócił wzrok. Był zażenowany. Jej zimne palce sunęły po wszystkich literkach, które razem tworzyły napis ,,Rydel".
- Przepraszam...wiem, że powinienem był najpierw zapytać, ja tylko... - Lynch przerwała mu kręceniem głowy. Zsunęła trochę spodnie, odsłaniając kość biodrową, na której mieścił się malutki napis ,,Dean". Spojrzał na nią zaskoczony. Przysunął się do niej gwałtownie i pocałował ją o wiele namiętniej niż przedtem. Odpiął jej koszulę i zsunął ją z jej ramion, a następnie pchnął ją lekko do tyłu, na łóżko za nimi. Wylądowała na nim miękko, a chwilę później zawisł nad nią Dean. Spajał z jej ust każdy jęk, każde niepotrzebne słowo. Dotykał jej ciała z taką delikatnością, jakby miało się ono rozpłynąć i już nie wrócić. Sunął palcami po jej gładkiej, wrażliwej, rozpalonej teraz skórze. Wdychał jej zapach, a pachniała pięknie, tak słodko, że kręciło mu się w głowie. A może to dlatego, że znów miał ją przy sobie? Że znów była tylko jego, a on tylko jej, na zawsze, nawet jeśli ona kiedyś zdecyduje się nie być jego.
- Kocham...kocham Cię. - Szepnęła, a on zamarł na chwilę z ustami przy jej szyi, nie będąc pewnym, czy dobrze zrozumiał. Bo powiedziała to Rydel, która nigdy nie używa tych słów.
- Kocham tego gnoja tak mocno jak on mnie. - Powiedziała pewna siebie, patrząc w jego oczy. A on nie musiał odpowiadać, bo wiedziała, że kocha ją całym sercem.




   Patrzcie co zrobiłam jakoś w marcu jak mi się nudziło. XDD Wiem, słabe, ale nie musicie mnie wyzywać:( tylko się nudziłam, ok. 
Jak Wam się podoba rozdział? Co sądzicie o powrocie Deana? Cieszycie się, że wrócił, czy jednak woleliście, żeby go nie było? 

sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 29 - Prezent urodzinowy


   Jedna kreska już narysowana, wystarczyło tylko narysować drugą. Ale! Nie...oczywiście druga kreska na powiece wyszła dłuższa. Rydel postanowiła przedłużyć również pierwszą, niestety w tym momencie do łazienki wpadł Rocky krzycząc coś pod nosem. Lynch przestraszyła się, jej ręka drgnęła i czarna kreska ciągnęła się prawie do brwi. Sięgnęła po wacik kosmetyczny i nalała na niego płyn micelarny. Następnie przetarła wacikiem obie powieki i westchnęła, wrzucając go do kosza na śmieci. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem...zero - policzyła w myślach, aby się nie denerwować. Nie krzycz na Rocky'ego, nie krzycz na Rocky'ego, powtarzała jak mantrę. Jej brat już dawno wyszedł i wrócił do swojego pokoju.
Dziś miała iść na zakupy z Maią. Obie nie cierpiały zakupów tak samo mocno, ale rodzice Rydel urządzali imprezę niespodziankę z okazji urodzin Rocky'ego. A ponieważ Maia była jego dziewczyną, a Rydel siostrą postanowiły pójść razem. No, a poza tym się przyjaźniły. Chciały kupić prezenty, a Delly musiała kupić jakąś sukienkę, ponieważ przez dwa lata nie nosiła swoich i były już one na nią za małe.
Lynch westchnęła i wyszła z łazienki, zastanawiając się, co może kupić swojemu bratu.

***

  - To może jakąś grę na xboxa? - podsunęła Maia, spoglądając na półkę z grami. Rydel pokręciła głową. 
- Nie. On ma ich naprawdę mnóstwo, a poza tym już dawno nie widziałam, żeby grał. Wydaje mi się, że mu się znudziło. Jest zajęty Tobą. Hej, a może...
- Nie. - Przerwała jej Mitchell, mierząc ją groźnym spojrzeniem. Lynch spojrzała na nią i zmarszczyła brwi.
- Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć. - stwierdziła, zakładając ręce na biodra.
- Chciałaś obwiązać mnie wstążką i wsadzić do ogromnego kartonu, a następnie podarować Rocky'emu. 
- Skąd Ty...
- Bo Cię znam. - Uśmiechnęła się Maia, ciągnąc przyjaciółkę za rękę w stronę kolejnego sklepu. Po jakiś trzech godzinach dziewczyny wreszcie dotarły do sklepu muzycznego, bo Rydel zauważyła na wystawie gitarę. Była ona w kolorze bardzo jasnej zieleni i miała czarne struny. Obie dziewczyny stwierdziły, że to na pewno spodoba się Rocky'emu. To było po prostu w jego stylu. I choć na początku miały kupić osobne prezenty, postanowiły złożyć się właśnie na tę gitarę. 

   Pół godziny później dziewczyny dźwigały prezent Rocky'ego po całej galerii, bo Rydel nadal wybierała sukienkę. Zastanawiała się czy kupować różową, skoro już całkiem dawno nie ubierała się w ten kolor. W końcu jednak postawiła na czarną, tiulową sukienkę obsypaną srebrnym brokatem. Po tym, jak Lynch przymierzyła strój, przejrzała się lustrze dwadzieścia cztery razy, i osiem razy usłyszała zapewnienia Mai, że wygląda dobrze - wreszcie zdecydowała się kupić ubranie. 
Obie były zmęczone, więc zatrzymały się jeszcze na zimnej lemoniadzie i dopiero ruszyły do samochodu blondynki. Zapakowały zakupy do bagażnika i wsiadły do środka. Obie zapięły pasy i powoli ruszyły do domu. Rydel przez całą drogę musiała słuchać jaka to Maia jest wykończona. 
Pod domem Lynch upewniła się, że Rocky'ego nie ma w domu, a następnie razem z Maią ukryły jego prezent tam, gdzie sukienkę - w garderobie Rydel. 
Maia siedziała u Lynchów do wieczora. Właściwie siedziała tylko z Rockym, kiedy już wrócił, i Rydel, bo reszta rodzeństwa gdzieś wyszła, a Mark i Stormie postanowili pojechać na romantyczną kolację, ot tak. 
W końcu, kiedy Maia postanowiła wrócić do domu, Rocky zaproponował, że ją odprowadzi, a ta z chęcią przystała na tę propozycję. Rydel odprowadziła ich do drzwi i przytuliła Mitchell na pożegnanie. Zamknęła za nimi drzwi na zamek i wróciła na kanapę. Dziesięć minut później zadzwonił dzwonek, a ona zaczęła rozglądać się w po salonie zastanawiając się, czego zapomniała Maia, ale niczego nie znalazła. Uśmiechnęła się pod nosem - jej przyjaciółka zawsze się wracała bo czegoś zapominała. Kiedy jednak Rydel wyjrzała przez wizjer, nogi się pod nią ugięły. Gwałtownie odsunęła się od drzwi i czuła, że kręci jej się w głowie. Uświadomiła sobie, że do tej pory nie oddychała, więc zaczęła łapać głębokie wdechy, nie mogąc rozszyfrować, czy to co się dzieje, to prawda, czy może sen. 






środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 28 - ,, (...) dwa lata. Dwadzieścia cztery miesiące. Siedemset trzydzieści dni."


  2 lata później


   Ellington krzyknął głośno, a o chwili krzyk ten przerodził się w płacz. Rydel poderwała się gwałtownie z łóżka. Dlaczego, do cholery, Ross musiał mieć sypialnie obok niej? Chwilę później słychać było zmęczony głos jej brata:
- Już spokojnie, synku. Zrobię Ci mleko, nie płacz już, proszę. - Rydel uśmiechnęła się słysząc to. Wstała z łóżka i sięgnęła po szlafrok. Zarzuciła go na siebie i zawiązała. Wyszła z pokoju i po cichu zapukała do sypialni drzwi Rossa. Weszła do środka i ujrzała śpiącą Courtney oraz swojego brata przy łóżeczku syna. Ross spojrzał na nią, a następnie na Courtney.
- Ostatnio to ona wstawała, więc moja kolej. - uśmiechnął się. Rydel rozejrzała się po całym pokoju. Był taki pusty. Wszędzie leżały kartonowe pudła podpisane różnymi imionami. Żółte ściany, na których do tej pory wisiały ramki ze zdjęciami, stały się już tylko żółtymi ścianami. Nie było tu nic, co mogłoby świadczyć, że Ross mieszkał tu przez 22 lata. Zrobiło jej się smutno na myśli, że jej brat ma stąd zniknąć. Co prawda wyprowadzał się tylko kilka ulic dalej, ale będzie jej brakowało go tutaj, w tym domu. Przyzwyczaiła się również do obecności Court i Ellingtona. Bez małego dziecka będzie tu teraz tak cicho. Za cicho...
   Ross uśmiechnął się, widząc zamyśloną siostrę wpatrującą się w kartony.
- Wiem, że będziesz tęsknić, ale kiedyś to musiało nastąpić - zażartował, a Rydel przewróciła oczami.
- Wreszcie będziemy mieli od Ciebie spokój - wytknęła mu język. - I to jest właśnie najgorsze. - przytuliła go, zerkając na swojego bratanka, który już zdążył z powrotem zasnąć.



***

   Wszyscy pożegnali Rossa, Courtney i ich synka, a kiedy ci odjechali, cała rodzina wróciła do domu. Rydel natychmiast ruszyła do swojego pokoju, a następnie do łazienki, gdzie znajdowały się jej leki na depresję. Blondynka chwyciła szklaną buteleczkę i wysypała całą jej zawartość na dłoń. Jedna tabletka, dwie tabletki, trzy...osiem. Zostało jej tylko osiem tabletek, a to oznaczało, że za niedługo znów musi się spotkać  z Greenem, aby wypisał jej nową receptę. Dziewczyna wrzuciła siedem tabletek z powrotem do butelki, a jedną z nich połknęła, popijając ją wodą, której wcześniej sobie nalała. Właściwie Rydel nie wiedziała, jak to się stało, że zaczęła brać leki, zamiast je wyrzucać. Pamiętała tylko, że to Rocky domyślił się, że  ich nie zażywa i przez wiele tygodniu próbował ją przekonać, aby zaczęła. I w końcu ją namówił, ale naprawdę nie wiedziała jakim cudem. 
   Westchnęła patrząc na własne odbicie w lustrze. Jedyne co zrobiła dziś ze sobą to umycie zębów. Sięgnęła do swoich włosów i rozpuściła warkocza, w którym spała. Jej włosy były przez to oczywiście pofalowane, ale Lynch nie chciała nic z tym zrobić. Rozczesała je tylko i spięła w wysokiego kucyka. Później przemyła twarz wodą, a następnie nałożyła korektor pod oczy. Przy dziecku naprawdę trudno jest się wyspać, nawet jeśli śpi ono za ścianą. 
Tego dnia było naprawdę ciepło, więc Rydel ubrała zwykłą różową sukienkę z krótkim rękawem, sięgającą jej jakieś dziesięć centymetrów za pośladki. Sukienka była obcisła w talii, ale od pasa w dół rozkloszowana. 
Użyła perfum, które dawno temu dostała od Ratliffa, ale nie używała ich, bo trzymała je na naprawdę wyjątkowe okazje. Dziś nie było wyjątkowej okazji, ale po prostu chciała ich użyć. Zeszła na dół i posłała uśmiech Rylandowi siedzącemu na kanapie. Brat odwzajemnił go i wrócił do oglądania telewizji.
   Rydel coraz lepiej radziła sobie z depresją. Przede wszystkim przyznała sama przed sobą, że naprawdę jest chora, a właśnie to było najważniejsze. Zaczęła regularnie spotykać się z Greenem, chociaż naprawdę nienawidziła tego mężczyzny. Brała również leki i odstawiła żyletkę. Nadal często kusiło ją, aby po nią sięgnąć. Leżała przecież tak niedaleko, na samym dnie szuflady. To jedyna, której nie zabrał jej Riker. Ale nie. Obiecała mu, że do tego nie wróci. Potrząsnęła głową, aby wyrzucić z niej myśli o okaleczaniu się. Chociaż przynosiło to niesamowitą ulgę...nie, Rydel. Nie możesz. Riker do tej pory sprawdzał jej nadgarstki, bo nie wierzył, że pod tą ilością bransoletek ukrywa stare blizny. 
Nadal płakała po nocach i cierpiała z powodu śmierci Ellingtona. Z powodu odejścia Deana. Płakała, bo mu zaufała. Zaufała chłopakowi, który zniknął z dnia na dzień, zostawiając ją z pytaniami, na które nie miał kto odpowiedzieć. Zostawiając ją samą. Na dwa lata. Ona nawet nie wiedziała czy Dean żyje. Myślała o nim każdego dnia i każdej nocy. Leżąc w łóżku gryzła dłonie, aby nie płakać, aby nie krzyczeć. Modliła się, aby wszystko było z nim w porządku. Umierała z niepewności przez dwa lata. Dwadzieścia cztery miesiące. Siedemset trzydzieści dni. I tęskniła za nim.
Ciągle brakowało jej również Ellingtona, ale wiedziała, że nie ma co liczyć, że go jeszcze zobaczy. Jeśli chodziło o Deana, nadal tliła się w niej iskierka nadziei, że stanie z nim twarzą w twarz i wykrzyczy jak bardzo ją zranił, a później odwróci się na pięcie i odejdzie, zostawiając go w osłupieniu.






    Nie musicie krzyczeć. Nie dość, że rozdział nie jest długi to jeszcze czekaliście na niego dwa...trzy tygodnie? Sama nie wiem. Napisałam go tylko dlatego, że dziś w nocy wyjeżdżam i w sobotę znowu nic bym nie dodała. Może pod następnym rozdziałem wyjaśnię Wam, dlaczego czasem nie dodaję rozdziałów, bo naaaaaprawdę musiałabym się rozpisać. Boję się, że straciłam czytelników. Serio, zazwyczaj jak nie dodam rozdziału dłużej niż tydzień to ich tracę. Wybaczcie mi. :( 

piątek, 22 lipca 2016

I know you got a dark side [NOTKA]

Hejka.


   Ponieważ to opowiadania dobiega końca (szczerze mówiąc to nie chcę, żeby dobiegało, może jeszcze coś wymyślę, ale zobaczy się) to chciałabym powrócić do jednego z moich blogów, który od roku jest zawieszony. Nie wiem, czy ktoś z Was go czytał, ale mnie się on mega podobał i podobała mi się jego fabuła. Był o ,,bad" Rossie - co zniechęca już na początku, ALE ja nie lubię robić tego co wszyscy. Dlatego kiedy wpadłam na fabułę bloga, obiecałam sobie, że nie przebiegnie to jak: 

* Bad Ross
* Spotyka nudną dziewczynę
* Dziewczyna się w nim zakochuje
* W końcu okazuje się, że on w niej też
* Ross staje się grzecznym chłopcem
* Żyli długo i szczęśliwie.

   Osoby, które mnie znają lub czytały inne moje blogi chyba wiedzą, że nie tworzę takich samych historii jak inni. W tamtym blogu Ross owszem, spotkał grzeczną dziewczynę, ale nie miałam zamiaru nagle sprawiać, aby się w niej zakochał i się nagle zmienił. Chciałam to poprowadzić całkiem inaczej i do tej pory pamiętam jak. Niestety, moi czytelnicy mnie wtedy opuścili XDD a ja się zraziłam i przestałam pisać. No, ale tak jak mówię, chciałabym wznowić bloga, kiedy skończę tego.  Moje pytanie brzmi:

Czy ktoś by go czytał? 

   Może są tu osoby, które czytały go już wtedy, więc wypowiedzcie się. Jeśli ktoś nie czytał to zapraszam TUTAJ. Wpadnijcie i sprawdźcie czy Wam się podoba. Mam nadzieję, że skomentujecie, bo nie chcę się napalać, wymyślać rozdziałów itp, żeby się okazało, że nikt nie przeczyta. Dlatego Was pytam.



Template by Elmo