sobota, 22 października 2016

Rozdział 33 - ,,Chciałby powiedzieć, że za nią tęskni, ale właściwie ona ciągle tu była, prawda? Może smutniejsza, może mniej obecna, może zamknięta w sobie, może nie pokazująca uczuć. Może nie taka jak kiedyś. Ale była"

   Palce Rydel przesuwały się po klawiszach keyboardu po raz pierwszy od roku. Była pewna, że nie da rady nic zagrać, ale kiedy tylko dotknęła instrumentu, jej palce po prostu same ją poprowadziły po właściwych klawiszach. Dziewczyna zamknęła oczy, bujając się powoli w przód i w tył, wyobrażając sobie, że przed nią stoi kilka tysięcy fanów, jak kiedyś. Nawet nie pamiętała tytułu piosenki, którą grała, ale wiedziała, że to na pewno piosenka z ,,Louder". Kiedy skończyła, usłyszała brawa i otworzyła gwałtownie oczy. Przed nią stał Riker i wpatrywał się w nią z zainteresowaniem.
- Co Cię skłoniło do grania? - zapytał, siadając na rogu łóżka i przypatrując się siostrze w drugim końcu pokoju.
- Nuda. - odparła zgodnie z prawdą i westchnęła, odsuwając się instrumentu.
- Dasz radę zagrać dla mnie ,,I can't forget about you?". Już nie pamiętam jak to brzmi na żywo. - Rydel się zaśmiała i próbowała sobie przypomnieć co to za melodia. To było tak dziwne uczucie, nie pamiętać własnych piosenek. Riker zauważył jej zmieszanie i po chwili zaczął nucić refren ,,I can't forget abiut you", o którą prosił. Rydel przysłuchiwała mu się uważnie i po chwili już miała przed oczami nutowy zapis piosenki. Wzięła głęboki oddech i nacisnęła pierwszy klawisz. Strasznie brakowało jej muzyki. Właściwie już zapomniała, że to idealny sposób na odpoczynek  od wszystkiego co ją otacza. Przez chwilę można skupić się tylko na tym, aby dobrze zagrać, skupić się na tym, czy dźwięki, które wydobywają się spod jej palców są odpowiednie. Zapomnieć o całym świecie. Właściwie była w stanie zapomnieć o tym, że Riker tu jest. Ale był. Cały czas patrzył na siostrę i zastanawiał się gdzie jest tamta dziewczyna, która stała razem z nim na scenie z szerokim uśmiechem, obserwując fanów. Chciałby powiedzieć, że za nią tęskni, ale właściwie ona ciągle tu była, prawda? Może smutniejsza, może mniej obecna, może zamknięta w sobie, może nie pokazująca uczuć. Może nie taka jak kiedyś. Ale była. A on ją kochał. Najważniejsze dla niego było to, że przetrwała najcięższe chwile w jej życiu i ciągle była wśród żywych, że się nie poddała i zniosła cały ten ciężar, który bezczelnie zrzucił na nią los.
Rydel skończyła grać i spojrzała na niego wyczekująco, a on posłał jej szczery uśmiech.
- Dziwię się, że w ogóle nie wyszłaś z wprawy.  - roześmiał się tak, jakby przed chwilą wcale nie myślał o jej zmianie.
- Właściwie to ja też. Ćwiczę cały dzień, z początku miałam małe problemy z tempem, ale już wszystko okay. - Riker pokiwał głową w zrozumieniu, a następnie wyszedł, bo Rydel powiedziała, że chciałaby jeszcze poćwiczyć.

    Właściwie nie zdawała sobie sprawy, że na dworze jest już ciemno, dopóki ktoś nie przerwał jej ,,As long as you love me" Justina Biebera, wchodząc do jej pokoju.
Dziewczyna urwała piosenkę w połowie i spojrzała, kto znów jej przeszkadza, ale odetchnęła z ulgą kiedy zobaczyła Deana. Przez chwilę rozważała zapytanie go gdzie był, ale ufała mu i postanowiła odpuścić. Lemon spojrzał na nią i doskonale widziała ból w jego oczach, kiedy posyłał jej nieszczery uśmiech. Zamknęła na chwilę oczy, aby się nie rozpłakać i kiedy była pewna, że zachowa zimną krew, odpowiedziała mu równie sztucznym uśmiechem.
- Lubię Justina. - poinformował siadając dokładnie w tym miejscu, w którym wcześniej siedział jej brat. - Cieszę się, że znowu grasz. - dorzucił i posłał jej kolejny uśmiech i tym razem w jego oczach błysnęła iskierka szczerości. Nie chciał mówić Rydel, że od dziesięciu minut stał pod drzwiami i słuchał jak gra. Naprawdę mu się to podobało i nawet przypomniał sobie słowa tej piosenki.
- Możesz zagrać ją jeszcze raz? - poprosił, a Lynch pokiwała energicznie głową i odwróciła się w stronę keyboardu i, jak to miała w zwyczaju, zamknęła oczy. Powoli znów uciekała w inny świat, ale kiedy usłyszała głos Deana natychmiast uniosła powieki i spojrzała na niego, nie przerywając grania.
- We're under pressure,
seven billion people in the world trying to fit in
Keep it together,
smile on your face even know your heart is frowning
But hey now , you know girl 
We both know it's a cruel world
But I will take my chances *

Zdecydowanie kochała jego głos, a ta piosenka nagle stała się jej ulubioną. Chłopak siedział na łóżku z zamkniętymi oczami i śpiewał piosenkę, której słowa rozgrzewały Rydel, bo czuła się, jakby śpiewał to dla niej. Właściwie to może śpiewał? 

- As long as you love me
We could be starving, 
We could be homeless,
We could be broke ** - pomogła mu Rydel, a on na ułamek sekundy otworzył oczy, żeby na nią spojrzeć. Uśmiechnął się i tak śpiewali refren. Później już każdy refren śpiewali razem, a Dean śpiewał każdą zwrotkę piosenki. 

- I don't know if this makes sense but, you're my Hallelujah
Give me a time and place, I'll rendezvous it,i'll fly you to it,
I'll beat you there
Girl you know I got you
Us, trust...
A couple of things I can't spell without you
Now we are on top of the world, 'cause that's just how we do
Used to tell me sky's the limit, now the sky's is our point of view
Man now we stepping out like Whoa!
Camera's point and shoot, 
Ask me what's my best side, I stand back and point at you you you *** - Lynch patrzyła na swojego ukochanego i po prostu czuła całą sobą jak mocno go kocha. Był tak piękny, że patrzenie na niego aż bolało. Zastanawiała się, czy inne dziewczyny też mają go za takiego przystojnego, czy może tylko ona go takim widziała. Ciekawa była, czy powinien wiedzieć, że bez niego sobie w życiu nie poradzi? Zdecydowanie nie powinien. Wtedy miałby nad nią przewagę, a to by ją tylko osłabiło.
Ona nie potrzebowała więcej osłabienia. Potrzebowała siły, którą on jej dawał swoją obecnością. Swoim głosem, swoimi pocałunkami, objęciami, słowami. Gdyby mogła, spędziłaby resztę życia razem z nim, w tym pokoju, śpiewając piosenkę Justina Biebera i grając na keyboardzie, posyłając mu przelotne spojrzenia i myśląc nad tym, co byłoby gdyby go nie miała. I co byłoby teraz z Deanem gdyby on nie miał jej? Czy to by jakkolwiek wpłynęło na jego życie? Czy coś by się zmieniło poza jego statusem związku? 
- Masz cudowny głos. - powiedziała nagle, kiedy tylko skończył śpiewać. Lemon roześmiał się, ściągając przez głowę koszulkę i rzucając ją gdzieś w kąt. Przez chwilę myślał nad tym, czy komuś z domowników przeszkadza to, że tu mieszka? W końcu dopóki Rydel nie wyjaśniła wszystkim dlaczego zniknął, chcieli go stąd wyrzucić. Spojrzał na swoją dziewczynę i zauważył, że jej wzrok utkwiony jest w jego tatuażu, przedstawiającego jej imię. Poczuł się zmieszany, ale potem przypomniał sobie, że i Rydel ma na ciele tatuaż z jego imieniem. Uśmiechnął się do niej, naprawdę szczerze i zdał sobie sprawę, że powoli się u niego poprawia. Ból po stracie siostry nigdy nie minie, ale dzięki obecności jego dziewczyny i jej wsparcia, może osłabnąć. I kiedy Rydel rozebrała się przed nim do bielizny, aby później podnieść jego koszulkę z podłogi i karcąc go za rzucanie ubraniami, z trudem powstrzymywał się przed patrzeniem na jej ciało, ale wolał patrzeć w jej oczy. Zaśmiał się, kiedy założyła na siebie jego koszulkę i usiadła na nim okrakiem, aby mocno się do niego przytulić. 
- Dlaczego zawsze śpisz w moich ubraniach? - mruknął jej do ucha, a ona wzruszyła ramionami.
- Bo są wygodniejsze niż moje. - odparła, i pchnęła go tak, że upadł głową w poduszki. Poszła zgasić światło, a kiedy wróciła na łóżko, przytuliła się niego mocno, prosząc, aby się nakrył, bo w nocy może być zimno, a on wiedział, że to jej sposób na powiedzenie ,,kocham cię", bo bardzo bała się używać tych słów.




* - Jesteśmy pod presją ,
siedem miliardów ludzi próbuje zmieścić się na tym świecie.
Wytrzymamy to razem,
uśmiech na twojej twarzy choć twe serce się smuci,
ale hej teraz, wiesz dziewczyno.
Oboje wiemy, że ten świat jest okrutny,
ale ja wykorzystam moją szanse.


** - Dopóki mnie kochasz,
możemy głodować,
możemy być bezdomni,
możemy być spłukani.

*** - Nie wiem czy to ma sens, ale jesteś moim alleluja.
Podaj mi czas i miejsce, wstawię się na randkę, przylecę dosłownie,
będę tam dla Ciebie.
Dziewczyno wiesz, że Cię mam.
My, zaufanie...
Kilka rzeczy, których nie potrafię wymówić bez Ciebie.
Mówiłaś mi, że niebo jest granicą, teraz niebo to nasz punkt widzenia.
Człowieku, zachowujemy się jak ,''Whoa'' .
Kamery nakierowane i strzał .
Spytaj się mnie jaka jest moja najlepsza strona, cofnę się i wskażę na Ciebie, Ciebie, Ciebie.


Napiszcie mi co sądzicie o takich rozdziałach, bo jak widzicie na moim blogu mało się dzieje i te rozdziały są spokojne, ale takie właśnie mnie się najlepiej pisze XD. 

Jak tam wasz weekend? I co tam u Was ogólnie? 

sobota, 15 października 2016

Rozdział 32 - ,,(...) dlatego jeszcze pewnie popełnię błędy, ale staram się, Rydel, naprawdę. "

   Rydel obróciła się na drugi bok i zdziwiona trafiła na ciało Deana leżące spokojnie obok niej. Powoli uniosła powieki i spojrzała na zegarek leżący na szafce nocnej, który wskazywał dziewiątą rano.  Zazwyczaj kiedy się budziła Deana nie było już przy niej. Wychodził gdzieś wcześnie rano i wracał około jedenastej. Nie przeszkadzało jej to, rozumiała, że ma własne sprawy, chociaż wolała zawsze budzić obok niego. To przyprawiało ją o dobry humor z samego rana. Korzystając z okazji, że wreszcie był przy niej przysunęła się bliżej niego i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Zamknęła oczy wdychając jego zapach. Pachniał jej ulubionymi perfumami Channel, mydłem i nim. Po prostu Deanem. Miał swój własny zapach, a ona znała go doskonale. Słuchała bicia jego serca i było to dla niej jak muzyka. Muzyka, dzięki której czuła się szczęśliwie i bezpiecznie. Najbezpieczniejszym miejscem na świecie były dla niej jego silne ramiona, ale nie dosyć silne, żeby udźwignąć ciężar straty najważniejszej osoby w jego życiu. Kiedy w jej głowie znów pojawił się obraz Deana na pogrzebie siostry po raz pierwszy od kilku tygodni znów coś w niej pękło. Korzystając z okazji, że nikt nie może jej teraz zobaczyć, pozwoliła swoim łzom spływać swobodnie po policzku na klatkę piersiową Deana. Otworzyła oczy i spojrzała na jego twarz. Nigdy nie wyglądał tak niewinnie. Kochała na niego patrzeć i bardzo żałowała, że w ostatnim czasie nie ma zbyt wiele takich możliwości, bo Lemon ciągle gdzieś znika.
    Chłopak poruszył się niespokojnie, a jej serce zabiło szybciej, bo nie mogła się doczekać, aż wreszcie z nim porozmawia. Nie rozmawiali dokładnie tydzień, od pogrzebu. To zabawne, że codziennie kładli się razem spać, mijali się w tym domu, który pomimo tak wielu domowników nadal wydawał się być pusty, bo każdy był zbyt zajęty swoimi sprawami, żeby zwracać uwagę na kogokolwiek innego, a jedyne słowa jakie wymieniali to ,,hej" i ,,pa".
To zabawne. Zabawne, że tak bardzo można tęsknić za osobą, którą mija się codziennie. Która codziennie jest obok.
- Która godzina? - mruknął zachrypniętym głosem.
- Po dziewiątej.
- Wcześnie. - odkaszlnął - Przespałem dziś całą noc.
- To dlatego zawsze znikasz rano? Bo nie możesz spać, więc wychodzisz? - zapytała, starając się go zrozumieć. Starając się zrozumieć, dlaczego się jej nie zwierza.
- Budzę po kilka razy, a po szóstej już nie mogę zasnąć, więc wychodzę na cmentarz. Sophia mi się dziś nie śniła. I spałem całą noc. - powiedział i chociaż przespał całą noc, nadal brzmiał na wykończonego.
- Pójdziemy dziś gdzieś? - zapytała i liczyła się zgodzi. Już dawno nigdzie nie byli razem. Dean ziewnął przeciągle i potarł dłonią twarz.
- Nie mam ochoty. - rozgniewał ją. Rydel podniosła się z łóżka i sięgnęła na krzesło obok po szlafrok. Zarzuciła go na siebie i ruszyła do drzwi.
- Ostatnio na nic nie masz ochoty. - Warknęła i wyszła trzaskają drzwiami. Ruszyła do kuchni i nalała sobie wody. Powoli sączyła picie ze swojej szklanki. Zastanawiała się jak długo to będzie trwało. Jak często jeszcze Dean będzie wychodził gdzieś sam, a ona będzie siedziała w pokoju patrząc na swój keyboard zastanawiając się, czy powinna grać, bo co innego ma robić?

    - Przypominam Ci, że od pogrzebu jego siostry minął tydzień. Z Tobą nie dało się porozmawiać przez pół roku, Rydel. Nie bądź hipokrytką. On Cię potrzebuje i kto jak kto, ale Ty powinnaś wiedzieć najlepiej co on czuje.  - Mruknął Riker układając książki na półce. Robił jesienne porządki. Rydel westchnęła, bo wiedziała, że brat ma rację. Ona nie lubiła nie mieć racji. Wyszła od brata z pokoju i ruszyła do swojego, ale po otworzeniu drzwi znowu poczuła się rozczarowana. Był pusty. Nawet nie zauważyła, kiedy Dean znowu wyszedł z domu.

Do: Dean
Gdzie jesteś? 

Od: Dean
 Pub na rogu. 

Nie minęło 10 minut, kiedy blondynka już była w drodze do pubu.  Weszła do środka i od razu skrzywiła się na gorąc panujący w środku i unoszący się w powietrzu zapach alkoholu. Obeszła wzrokiem cały pub i jej wzrok zatrzymał się na chłopaku siedzącym przy barze. Ku jej zdziwieniu Dean nic nie pił, jedynie palił papierosa. Podeszła bliżej niego i po chwili zastanowienia zajęła miejsce obok niego. Spojrzał na nią smutno. Zawiódł się na niej. Sama się na sobie zawiodła.
- Przepraszam Dean. To nie tak, że ja...
- Wiesz co? Kiedy Cię poznałem nadal byłaś w rozsypce po Ellingtonie i znosiłem te twoje depresyjne nastroje i wspierałem Cię całym sercem. Do tej pory często płaczesz przez jego śmierć, a minął rok. Do mnie masz pretensję, że przeżywam śmierć siostry przez tydzień.  -  warknął i wstał od baru ruszając powoli w stronę wyjścia. Rydel nie ruszyła się z miejsca, ale już miała wstać i pójść za nim, kiedy pojawił się obok niej jakiś mężczyzna. Był wyższy od niej, grubszy i na pewno nie był trzeźwy.
- Czyżbyście zerwali? Może mógłbym jakoś poprawić Ci humor? - mruknął jej do ucha i pocałował ją w policzek. Powstrzymała odruch wymiotny.
- Nie. - warknęła i ruszyła przed siebie, ale mężczyzna złapał ją za łokieć i przyciągnął z powrotem do siebie.
- On nie wie co traci. - uśmiechnął się i założył kosmyk jej włosów za ucho.
- On niczego nie traci, ale Ty zaraz możesz stracić zęby. - usłyszała znajomy głos i otworzyła oczy, które zamknęła właściwie nieświadomie. Dean powoli zbliżał się do niej i najwidoczniej rozmowa Rydel z tym facetem wcale nie odbywała się w takiej ciszy jak jej się wydawało skoro Lemon usłyszał ich z połowy sali.
- Przed chwilą ją zostawiłeś, więc jest wolna.
- Odpierdol się od niej. - warknął Lemon, zaciskając dłonie w pięści. Zamknął oczy i policzył w myślach do pięciu, ale kiedy uniósł powieki ten obleśny mężczyzna nadal trzymał ręce na jego dziewczynie.
- Popłaczesz się, chłopcze? - Dean zacisnął zęby, cofnął rękę, a następnie z całej siły uderzył pięścią w twarz faceta. Ten natychmiast puścił Rydel, zachwiał się na nogach i gdyby nie fakt, że zaraz za nim znajdował się bar, pewnie upadłby na ziemię.
- Wychodzimy. - poinformował Rydel i złapał ją za dłoń. Splótł ich palce razem i wyszli z pubu, zostawiając w nim ludzi, zaskoczonych obrotem spraw.  Kiedy byli na zewnątrz Lynch już miała coś powiedzieć, ale Dean przystanął gwałtownie i załapał jej twarz w obie dłonie po czym przycisnął swoje usta do jej. To nie był żaden pocałunek pełen pożądania czy namiętności. Dean tylko przekazywał jej cały ten ból, który w sobie nosił, a ona pokazywała mu, że naprawdę go rozumie. Gdyby tylko wiedzieli, że stali i się całowali przez piętnaście minut! Ale stracili poczucie czasu. Kiedy wreszcie oderwali się od siebie, zetknęli się czołami, aby za chwilę popatrzyć sobie w oczy.
- Myślałam, że jesteś zły. - szepnęła Lynch i uśmiechnęła się delikatnie.
- Chcę żebyś wiedziała, że po prostu próbuję sobie z tym poradzić. Ale to co robiłem dotychczas nie pomagało. Ciągle szukam, czegoś co pomoże mi w tym wszystkim, dlatego jeszcze pewnie popełnię błędy, ale staram się, Rydel, naprawdę.
- Wiem, że się starasz. - mruknęła i pocałowała go w policzek.


Nie mam pomysłu na notkę, rozdział 50/50 ale jest mi trochę smutno więc wybaczcie, i możecie skomentować. Właściwie byłabym szczęśliwa, jakbyście skomentowali. Błędy poprawię później. 

sobota, 8 października 2016

Rozdział 31 - ,,Kochanej siostrze. Do zobaczenia. "

      Koszmarny dźwięk dobiegał do ich uszu, kiedy ksiądz czytał coś z pisma świętego, a trumna opuszczana była w dół. Właściwie nikt nie słuchał tej muzyki. Wszyscy oprócz ich dwójki słuchali księdza. Dean nie płakał. Nie płakał, choć Rydel wiedziała, że kiedy tylko wrócą do samochodu jego niewzruszona postawa się zmieni. Lemon znów, jak przez ostatni tydzień, będzie bezbronny, może znów będzie płakał. Znów będzie pytał Boga dlaczego zabiera zawsze te potrzebne mu osoby. Rydel rozumiała jego gniew na Boga. Mówiła mu, że ma do tego prawo. Mówiła też, że ma prawo do łez chociaż zawsze to ukrywał. Lynch wiedziała, że gdyby jej rodzina nie wiedziała, że Dean stracił siostrę to mieliby do niego pretensję. Nie przyjęliby go z powrotem.  On też zdawał się o tym wiedzieć, ale nie to było dla niego teraz ważne.
     Rydel złapała chłopaka za rękę, a on wzdrygnął się. Spojrzał na nią i przez chwilę miała wrażenie, że Dean wraca z jakiegoś daleka. Zastanawiała się czy wspominał teraz swoją siostrę, czy może nadal obwiniał się za jej śmierć. Ciągle powtarzał, że gdyby przy niej był, nigdy więcej nie pozwoliłby jej ćpać. Lemon uśmiechnął się do niej delikatnie. Tak delikatnie, że gdyby go nie znała, to właściwie nawet nie wiedziałaby, że się uśmiechnął. Spodziewała się, że będzie płakał, ale jego oczy wyrażały taką pustkę, że jej serce pękało z każdym spojrzeniem na niego. Kiedy dziura, do której opuszczano trumnę zasłaniana była wielką deską, Dean mocniej ścisnął jej rękę, przypominając o swojej obecności. Była w stanie zapomnieć, że on tutaj jest. Właściwie myślami był całkiem gdzie indziej. Może przypominał sobie, jak odbierał Sophię z domu dziecka? Jak wreszcie mogła u niego zamieszkać? A może wspominał jak tam trafili? Być może myślał co by się stało, gdyby przy niej wtedy był?
Przerażające było to, że na pogrzebie oprócz jej braci, rodziców i Mai były tylko dwie osoby. Rydel nawet nie wiedziała kim oni są. Jedna z tych osób, podeszła do Deana, który zdawał się jej nie zauważyć.
- Trzymaj się Dean. Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść. - Chłopak spojrzał na nią niewzruszony, ale po chwili wybuchnął płaczem jak małe dziecko. Rydel chciała go przytulić, ale on już uścisnął starszą kobietę, która wydawała się nie być zaskoczona. Rydel była. Od kiedy jej chłopak pokazuje emocje komukolwiek oprócz niej? Dean drżał w objęciach kobiety, a Lynch zastanawiała się czy nadal płacze, czy to może z zimna, Po, jak jej się wydawało, kilku minutach Lemon odkleił się od kobiety i już w ogóle nie wyglądał jakby przed chwilą zanosił się płaczem.
- Dziękuję Pani Jenkins
- Zaskakujące, że po tylu latach pierwszy raz widzę jak płaczesz. Nie robiłeś tego nawet kiedy byłeś dzieckiem. - powiedziała Jenkins i odeszła od Deana, zmierzając w stronę wyjścia. Na grobie leżało już trochę kwiatów. Lemon trzymał swoją wiązankę w mocno zaciśniętej dłoni. Kiedy podszedł do niego mężczyzna, aby złożyć mu kondolencję, chłopak tylko podziękował i uścisnął mu dłoń.
Riker podszedł do Rydel i poinformował ją, że wszyscy już jadą. Dziewczyna rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że na cmentarzu jest już tylko ona, Dean i Riker. Reszta była już prawie przy wyjściu.
Powiedziała Rikerowi, że przyjadą samochodem jej chłopaka, na co ten tylko pocałował ją w policzek i odszedł.
- Dean... - szepnęła, ale on nie zwrócił na nią uwagi - Dean, zaczyna się chmurzyć. Powinniśmy już wracać, zaraz będzie padać.
- Jeśli chcesz to jedź już, ja wrócę później.
- Nie ma mowy, nie zostawię Cię tu. Powinieneś to położyć. - wskazała na kwiaty w jego dłoni.
- Jeśli to zrobię to będzie znaczyło, że naprawdę muszę się z nią pożegnać. - szepnął a Rydel zaczerpnęła tchu, bo nie mogła na niego patrzeć w takim stanie. Łzy zbierały się w jej oczach kiedy to robiła.
- Już czas to zrobić. - powiedziała z ciężkim sercem. Spojrzał na nią i przytaknął. Podszedł do grobu siostry, żeby ułożyć tam swoje kwiaty. Po chwili odwrócił się do Rydel i przytulił ją mocno. Lynch spojrzała na grób, a konkretniej na wstążkę przy kwiatach Deana.  Kochanej siostrze. Do zobaczenia. 
Zacisnęła powieki, żeby nie wydostały się spod nich łzy i mocniej przytuliła Lemona. Poczuła, że coś kapnęło na jej czoło i powoli spływało po twarzy. Kolejna kropla spadła na jej głowę. A później rozpadało się na dobre, a oni stali objęci i zdawali się nie zauważać deszczu. Dopiero kiedy byli przemoczeni do suchej nitki postanowili wrócić do samochodu, a Rydel ze zdziwieniem zauważyła, że Dean nie płakał. W jego oczach znowu pojawiła się pustka, kiedy dziewczyna przekręcała kluczyk w stacyjce, a po uruchomieniu silnika ruszyła do przodu.

   - Przez cały pogrzeb myślałem o dniu, w którym Cię poznałem. - wyznał Dean, kiedy Rydel zaparkowała samochód przed domem. Dziewczyna spojrzała na niego zainteresowana, czekając, aż rozwinie wypowiedź.
 - Gdyby nie ona, nigdy bym Cię nie poznał. Cholera, tak strasznie mnie denerwowałaś tym swoim gadaniem. Ta idiotka nie miała nic ważnego do zrobienia, specjalnie nas zostawiła. - zaśmiał się smutno.  - Zawsze wiedziała, kiedy ktoś mi się podoba. - westchnął i wysiadł z samochodu. Rydel zamyśliła się chwilę, zapatrzona była przed siebie, kiedy Dean otworzył jej drzwi i wyciągnął do niej rękę. Chwyciła ją i wysiadła z samochodu, przyciskają guzik na pilocie, tym samym zamykając drzwi.


Ja nawet nie wiem jak się Wam wytłumaczyć. Dlaczego nie było rozdziałów? Bo nie miałam ochoty ich pisać. Miałam chwilę załamania...ta chwilę. Ale ona nie minęła jakoś całkowicie. Najgorsze, że takie stany nigdy nie mijają całkiem, one zawsze do mnie wracają. Ale jakoś tak odzyskałam wenę i napisałam rozdział. Przepraszam, że to taki średni, na dodatek krótki rozdział. Ale chcę wrócić do pisania, bo nie umiem bez tego funkcjonować i mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest. Będę pisała, obiecuję. Nie wiem czy regularnie, ale będę, więc nie odchodźcie, prooszę. 
Chcę zmienić wygląd bloga, znowu. Jeśli ktoś tu jeszcze został to podpowiedzcie mi jakie kolory dobrać. Najlepiej dla mnie jakieś ciemniejsze, tylko nie czarne. Bo mi się znudził. XD
Kocham Was i wybaczcie mi proooszęę. 

sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 30 - ,,Nie pozwól mi odejść."

   Dzwonek nie przestawał dzwonić. No, może na chwilę, kiedy przerywało go pukanie...nie, walenie do drzwi. Rydel spojrzała na swoje dłonie, które trzęsły i pociły się nie miłosiernie. Chciała udawać, że nie ma jej w domu, ale oczywiście musiała podczas cofania się, potknąć się o szafkę i zrzucić z niej parasolkę, która narobiła hałasu.
- Rydel, proszę otwórz. - Usłyszała głos Deana i jej serce przyśpieszyło jeszcze bardziej, o ile to możliwe. W ogóle się nie zmienił. Brzmiał dokładnie tak, jak dwa lata temu. Właściwie nie wiedziała, czemu nie otwiera. Przecież tak bardzo chciała mu powiedzieć jak ją zranił, co przez niego przeszła. Tylko dlatego chciała go spotkać. Cieszyła się, że żyje. Ale nie chciała z nim rozmawiać. On najwidoczniej bardzo tego chciał, bo nie odpuszczał.
- Ja wiem, że zachowałem się okropnie Ryd. Wiem, że jestem gnojem. Ale wiem też, że ten gnój kocha Cię ponad wszystko inne na tym świecie. Nie poszedłem do kumpla po działkę, bo jestem tutaj. Dragi są fajne, ale Ty jesteś lepsza. Zawsze byłaś, wiesz?  - Jej oczy zaszły łzami, ale nadal się nie odzywała. Patrzyła na drzwi, jakby mogła go przez nie zobaczyć i słuchając go.
- Jesteś moim własnym narkotykiem. Masz takie samo działanie jak ecstasy...Tylko mnie nie zabijasz. - Ciągnął. - Ten gnój Cię kocha, Rydel. Kocha ponad życie. Nie jestem w stanie Ci obiecać, że będę idealny, nie popełnię błędów. Ale mogę obiecać Ci to, że tak jak kocham Cię teraz, tak będę kochał Cię zawsze, tylko mnie wpuść. Nie pozwól mi odejść. I powiedz, że kochasz tego gnoja tak mocno jak on Ciebie. Tylko powiedz to Rydel, powiedz.
Jej policzki były całe mokre i naprawdę chciała go wpuścić. Położyła rękę na klamce, ale po chwili ją cofnęła. Nie wiedziała co miałaby mu teraz powiedzieć. Nie wiedziała jak spojrzeć mu w twarz. Nie chciała, żeby widział, że doprowadził ją do płaczu.

    - Dells...ja wiem, że mnie słyszysz. Błagam, otwórz. - Jego głos był tak błagalny. Z powrotem położyła dłoń na klamce, a kiedy usłyszała następne zdanie, musiała mu otworzyć - Sophia nie żyje.
Stanął przed nią. nie wiedząc co jeszcze mógłby powiedzieć. Patrzyli na siebie w ciszy, a Lynch ze zdziwieniem zauważyła, że nie tylko ona płakała. Rytm jej serca zdecydowanie zwolnił, dłonie przestały się trząść.
- Gdzie byłeś, przez pieprzone dwa lata? - spytała przez zęby i wzdrygnęła się, słysząc własny ton. Nie chciała brzmieć aż tak ostro.
- W więzieniu, Rydel. Chyba nie myślałaś, że pozwoliłbym Ci tam siedzieć niewinnej. - Powiedział, a w jego głosie nie było nawet nuty nadziei na to, że ona może mu wybaczyć. Że może być tak jak dawniej. Nie miał takiej nadziei. On tylko chciał, żeby wiedziała. Żeby wiedziała, co się działo, co do niej czuł. Teraz był gotowy odejść. Nawet jeśli to łamało mu serce.
Rydel stała zszokowana. Nie sądziła, że sam przyznał się, że to on jest winny. Sądziła, że uciekł z kraju, a policja sama wpadła na jakiś ślad i go szukała. A tym czasem on zmarnował dwadzieścia cztery miesiące, żeby ona nie musiała tego robić. Nie zamierzała zwalczać impulsu, żeby go pocałować. Po prostu przyciągnęła go za kark i wpiła się w jego usta. Nie wiedziała, czy może pocałunkiem przekazać mu, jak bardzo tęskniła i cierpiała kiedy go nie było, ale miała nadzieję, że to jej się udało. Dean odwzajemniał jej pocałunek wyraźnie zdziwiony. Oboje byli zrozpaczeni. On z powodu siostry, ona z powodu tego, że on teraz cierpi. Próbowali nawzajem przekazać sobie siłę. Rydel oplotła jego szyję rękami i podskoczyła, owijając nogi wokół jego pasa, a on przytrzymał ją za pośladki. Ruszył do jej sypialni, doskonale pamiętał, gdzie się ona znajdowała. W jej pokoju postawił ją na ziemi, a ona, nie przestając go całować podciągnęła jego koszulkę do góry. Oderwała się od niego na chwilę i kiedy pozbyła się jego bluzki lustrowała dokładnie jego ciało. Jej wzrok zatrzymał się na czarnych znakach pod jego żebrami. Spojrzała mu w o czy, ale on odwrócił wzrok. Był zażenowany. Jej zimne palce sunęły po wszystkich literkach, które razem tworzyły napis ,,Rydel".
- Przepraszam...wiem, że powinienem był najpierw zapytać, ja tylko... - Lynch przerwała mu kręceniem głowy. Zsunęła trochę spodnie, odsłaniając kość biodrową, na której mieścił się malutki napis ,,Dean". Spojrzał na nią zaskoczony. Przysunął się do niej gwałtownie i pocałował ją o wiele namiętniej niż przedtem. Odpiął jej koszulę i zsunął ją z jej ramion, a następnie pchnął ją lekko do tyłu, na łóżko za nimi. Wylądowała na nim miękko, a chwilę później zawisł nad nią Dean. Spajał z jej ust każdy jęk, każde niepotrzebne słowo. Dotykał jej ciała z taką delikatnością, jakby miało się ono rozpłynąć i już nie wrócić. Sunął palcami po jej gładkiej, wrażliwej, rozpalonej teraz skórze. Wdychał jej zapach, a pachniała pięknie, tak słodko, że kręciło mu się w głowie. A może to dlatego, że znów miał ją przy sobie? Że znów była tylko jego, a on tylko jej, na zawsze, nawet jeśli ona kiedyś zdecyduje się nie być jego.
- Kocham...kocham Cię. - Szepnęła, a on zamarł na chwilę z ustami przy jej szyi, nie będąc pewnym, czy dobrze zrozumiał. Bo powiedziała to Rydel, która nigdy nie używa tych słów.
- Kocham tego gnoja tak mocno jak on mnie. - Powiedziała pewna siebie, patrząc w jego oczy. A on nie musiał odpowiadać, bo wiedziała, że kocha ją całym sercem.




   Patrzcie co zrobiłam jakoś w marcu jak mi się nudziło. XDD Wiem, słabe, ale nie musicie mnie wyzywać:( tylko się nudziłam, ok. 
Jak Wam się podoba rozdział? Co sądzicie o powrocie Deana? Cieszycie się, że wrócił, czy jednak woleliście, żeby go nie było? 

sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 29 - Prezent urodzinowy


   Jedna kreska już narysowana, wystarczyło tylko narysować drugą. Ale! Nie...oczywiście druga kreska na powiece wyszła dłuższa. Rydel postanowiła przedłużyć również pierwszą, niestety w tym momencie do łazienki wpadł Rocky krzycząc coś pod nosem. Lynch przestraszyła się, jej ręka drgnęła i czarna kreska ciągnęła się prawie do brwi. Sięgnęła po wacik kosmetyczny i nalała na niego płyn micelarny. Następnie przetarła wacikiem obie powieki i westchnęła, wrzucając go do kosza na śmieci. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem...zero - policzyła w myślach, aby się nie denerwować. Nie krzycz na Rocky'ego, nie krzycz na Rocky'ego, powtarzała jak mantrę. Jej brat już dawno wyszedł i wrócił do swojego pokoju.
Dziś miała iść na zakupy z Maią. Obie nie cierpiały zakupów tak samo mocno, ale rodzice Rydel urządzali imprezę niespodziankę z okazji urodzin Rocky'ego. A ponieważ Maia była jego dziewczyną, a Rydel siostrą postanowiły pójść razem. No, a poza tym się przyjaźniły. Chciały kupić prezenty, a Delly musiała kupić jakąś sukienkę, ponieważ przez dwa lata nie nosiła swoich i były już one na nią za małe.
Lynch westchnęła i wyszła z łazienki, zastanawiając się, co może kupić swojemu bratu.

***

  - To może jakąś grę na xboxa? - podsunęła Maia, spoglądając na półkę z grami. Rydel pokręciła głową. 
- Nie. On ma ich naprawdę mnóstwo, a poza tym już dawno nie widziałam, żeby grał. Wydaje mi się, że mu się znudziło. Jest zajęty Tobą. Hej, a może...
- Nie. - Przerwała jej Mitchell, mierząc ją groźnym spojrzeniem. Lynch spojrzała na nią i zmarszczyła brwi.
- Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć. - stwierdziła, zakładając ręce na biodra.
- Chciałaś obwiązać mnie wstążką i wsadzić do ogromnego kartonu, a następnie podarować Rocky'emu. 
- Skąd Ty...
- Bo Cię znam. - Uśmiechnęła się Maia, ciągnąc przyjaciółkę za rękę w stronę kolejnego sklepu. Po jakiś trzech godzinach dziewczyny wreszcie dotarły do sklepu muzycznego, bo Rydel zauważyła na wystawie gitarę. Była ona w kolorze bardzo jasnej zieleni i miała czarne struny. Obie dziewczyny stwierdziły, że to na pewno spodoba się Rocky'emu. To było po prostu w jego stylu. I choć na początku miały kupić osobne prezenty, postanowiły złożyć się właśnie na tę gitarę. 

   Pół godziny później dziewczyny dźwigały prezent Rocky'ego po całej galerii, bo Rydel nadal wybierała sukienkę. Zastanawiała się czy kupować różową, skoro już całkiem dawno nie ubierała się w ten kolor. W końcu jednak postawiła na czarną, tiulową sukienkę obsypaną srebrnym brokatem. Po tym, jak Lynch przymierzyła strój, przejrzała się lustrze dwadzieścia cztery razy, i osiem razy usłyszała zapewnienia Mai, że wygląda dobrze - wreszcie zdecydowała się kupić ubranie. 
Obie były zmęczone, więc zatrzymały się jeszcze na zimnej lemoniadzie i dopiero ruszyły do samochodu blondynki. Zapakowały zakupy do bagażnika i wsiadły do środka. Obie zapięły pasy i powoli ruszyły do domu. Rydel przez całą drogę musiała słuchać jaka to Maia jest wykończona. 
Pod domem Lynch upewniła się, że Rocky'ego nie ma w domu, a następnie razem z Maią ukryły jego prezent tam, gdzie sukienkę - w garderobie Rydel. 
Maia siedziała u Lynchów do wieczora. Właściwie siedziała tylko z Rockym, kiedy już wrócił, i Rydel, bo reszta rodzeństwa gdzieś wyszła, a Mark i Stormie postanowili pojechać na romantyczną kolację, ot tak. 
W końcu, kiedy Maia postanowiła wrócić do domu, Rocky zaproponował, że ją odprowadzi, a ta z chęcią przystała na tę propozycję. Rydel odprowadziła ich do drzwi i przytuliła Mitchell na pożegnanie. Zamknęła za nimi drzwi na zamek i wróciła na kanapę. Dziesięć minut później zadzwonił dzwonek, a ona zaczęła rozglądać się w po salonie zastanawiając się, czego zapomniała Maia, ale niczego nie znalazła. Uśmiechnęła się pod nosem - jej przyjaciółka zawsze się wracała bo czegoś zapominała. Kiedy jednak Rydel wyjrzała przez wizjer, nogi się pod nią ugięły. Gwałtownie odsunęła się od drzwi i czuła, że kręci jej się w głowie. Uświadomiła sobie, że do tej pory nie oddychała, więc zaczęła łapać głębokie wdechy, nie mogąc rozszyfrować, czy to co się dzieje, to prawda, czy może sen. 






środa, 10 sierpnia 2016

Rozdział 28 - ,, (...) dwa lata. Dwadzieścia cztery miesiące. Siedemset trzydzieści dni."


  2 lata później


   Ellington krzyknął głośno, a o chwili krzyk ten przerodził się w płacz. Rydel poderwała się gwałtownie z łóżka. Dlaczego, do cholery, Ross musiał mieć sypialnie obok niej? Chwilę później słychać było zmęczony głos jej brata:
- Już spokojnie, synku. Zrobię Ci mleko, nie płacz już, proszę. - Rydel uśmiechnęła się słysząc to. Wstała z łóżka i sięgnęła po szlafrok. Zarzuciła go na siebie i zawiązała. Wyszła z pokoju i po cichu zapukała do sypialni drzwi Rossa. Weszła do środka i ujrzała śpiącą Courtney oraz swojego brata przy łóżeczku syna. Ross spojrzał na nią, a następnie na Courtney.
- Ostatnio to ona wstawała, więc moja kolej. - uśmiechnął się. Rydel rozejrzała się po całym pokoju. Był taki pusty. Wszędzie leżały kartonowe pudła podpisane różnymi imionami. Żółte ściany, na których do tej pory wisiały ramki ze zdjęciami, stały się już tylko żółtymi ścianami. Nie było tu nic, co mogłoby świadczyć, że Ross mieszkał tu przez 22 lata. Zrobiło jej się smutno na myśli, że jej brat ma stąd zniknąć. Co prawda wyprowadzał się tylko kilka ulic dalej, ale będzie jej brakowało go tutaj, w tym domu. Przyzwyczaiła się również do obecności Court i Ellingtona. Bez małego dziecka będzie tu teraz tak cicho. Za cicho...
   Ross uśmiechnął się, widząc zamyśloną siostrę wpatrującą się w kartony.
- Wiem, że będziesz tęsknić, ale kiedyś to musiało nastąpić - zażartował, a Rydel przewróciła oczami.
- Wreszcie będziemy mieli od Ciebie spokój - wytknęła mu język. - I to jest właśnie najgorsze. - przytuliła go, zerkając na swojego bratanka, który już zdążył z powrotem zasnąć.



***

   Wszyscy pożegnali Rossa, Courtney i ich synka, a kiedy ci odjechali, cała rodzina wróciła do domu. Rydel natychmiast ruszyła do swojego pokoju, a następnie do łazienki, gdzie znajdowały się jej leki na depresję. Blondynka chwyciła szklaną buteleczkę i wysypała całą jej zawartość na dłoń. Jedna tabletka, dwie tabletki, trzy...osiem. Zostało jej tylko osiem tabletek, a to oznaczało, że za niedługo znów musi się spotkać  z Greenem, aby wypisał jej nową receptę. Dziewczyna wrzuciła siedem tabletek z powrotem do butelki, a jedną z nich połknęła, popijając ją wodą, której wcześniej sobie nalała. Właściwie Rydel nie wiedziała, jak to się stało, że zaczęła brać leki, zamiast je wyrzucać. Pamiętała tylko, że to Rocky domyślił się, że  ich nie zażywa i przez wiele tygodniu próbował ją przekonać, aby zaczęła. I w końcu ją namówił, ale naprawdę nie wiedziała jakim cudem. 
   Westchnęła patrząc na własne odbicie w lustrze. Jedyne co zrobiła dziś ze sobą to umycie zębów. Sięgnęła do swoich włosów i rozpuściła warkocza, w którym spała. Jej włosy były przez to oczywiście pofalowane, ale Lynch nie chciała nic z tym zrobić. Rozczesała je tylko i spięła w wysokiego kucyka. Później przemyła twarz wodą, a następnie nałożyła korektor pod oczy. Przy dziecku naprawdę trudno jest się wyspać, nawet jeśli śpi ono za ścianą. 
Tego dnia było naprawdę ciepło, więc Rydel ubrała zwykłą różową sukienkę z krótkim rękawem, sięgającą jej jakieś dziesięć centymetrów za pośladki. Sukienka była obcisła w talii, ale od pasa w dół rozkloszowana. 
Użyła perfum, które dawno temu dostała od Ratliffa, ale nie używała ich, bo trzymała je na naprawdę wyjątkowe okazje. Dziś nie było wyjątkowej okazji, ale po prostu chciała ich użyć. Zeszła na dół i posłała uśmiech Rylandowi siedzącemu na kanapie. Brat odwzajemnił go i wrócił do oglądania telewizji.
   Rydel coraz lepiej radziła sobie z depresją. Przede wszystkim przyznała sama przed sobą, że naprawdę jest chora, a właśnie to było najważniejsze. Zaczęła regularnie spotykać się z Greenem, chociaż naprawdę nienawidziła tego mężczyzny. Brała również leki i odstawiła żyletkę. Nadal często kusiło ją, aby po nią sięgnąć. Leżała przecież tak niedaleko, na samym dnie szuflady. To jedyna, której nie zabrał jej Riker. Ale nie. Obiecała mu, że do tego nie wróci. Potrząsnęła głową, aby wyrzucić z niej myśli o okaleczaniu się. Chociaż przynosiło to niesamowitą ulgę...nie, Rydel. Nie możesz. Riker do tej pory sprawdzał jej nadgarstki, bo nie wierzył, że pod tą ilością bransoletek ukrywa stare blizny. 
Nadal płakała po nocach i cierpiała z powodu śmierci Ellingtona. Z powodu odejścia Deana. Płakała, bo mu zaufała. Zaufała chłopakowi, który zniknął z dnia na dzień, zostawiając ją z pytaniami, na które nie miał kto odpowiedzieć. Zostawiając ją samą. Na dwa lata. Ona nawet nie wiedziała czy Dean żyje. Myślała o nim każdego dnia i każdej nocy. Leżąc w łóżku gryzła dłonie, aby nie płakać, aby nie krzyczeć. Modliła się, aby wszystko było z nim w porządku. Umierała z niepewności przez dwa lata. Dwadzieścia cztery miesiące. Siedemset trzydzieści dni. I tęskniła za nim.
Ciągle brakowało jej również Ellingtona, ale wiedziała, że nie ma co liczyć, że go jeszcze zobaczy. Jeśli chodziło o Deana, nadal tliła się w niej iskierka nadziei, że stanie z nim twarzą w twarz i wykrzyczy jak bardzo ją zranił, a później odwróci się na pięcie i odejdzie, zostawiając go w osłupieniu.






    Nie musicie krzyczeć. Nie dość, że rozdział nie jest długi to jeszcze czekaliście na niego dwa...trzy tygodnie? Sama nie wiem. Napisałam go tylko dlatego, że dziś w nocy wyjeżdżam i w sobotę znowu nic bym nie dodała. Może pod następnym rozdziałem wyjaśnię Wam, dlaczego czasem nie dodaję rozdziałów, bo naaaaaprawdę musiałabym się rozpisać. Boję się, że straciłam czytelników. Serio, zazwyczaj jak nie dodam rozdziału dłużej niż tydzień to ich tracę. Wybaczcie mi. :( 

piątek, 22 lipca 2016

I know you got a dark side [NOTKA]

Hejka.


   Ponieważ to opowiadania dobiega końca (szczerze mówiąc to nie chcę, żeby dobiegało, może jeszcze coś wymyślę, ale zobaczy się) to chciałabym powrócić do jednego z moich blogów, który od roku jest zawieszony. Nie wiem, czy ktoś z Was go czytał, ale mnie się on mega podobał i podobała mi się jego fabuła. Był o ,,bad" Rossie - co zniechęca już na początku, ALE ja nie lubię robić tego co wszyscy. Dlatego kiedy wpadłam na fabułę bloga, obiecałam sobie, że nie przebiegnie to jak: 

* Bad Ross
* Spotyka nudną dziewczynę
* Dziewczyna się w nim zakochuje
* W końcu okazuje się, że on w niej też
* Ross staje się grzecznym chłopcem
* Żyli długo i szczęśliwie.

   Osoby, które mnie znają lub czytały inne moje blogi chyba wiedzą, że nie tworzę takich samych historii jak inni. W tamtym blogu Ross owszem, spotkał grzeczną dziewczynę, ale nie miałam zamiaru nagle sprawiać, aby się w niej zakochał i się nagle zmienił. Chciałam to poprowadzić całkiem inaczej i do tej pory pamiętam jak. Niestety, moi czytelnicy mnie wtedy opuścili XDD a ja się zraziłam i przestałam pisać. No, ale tak jak mówię, chciałabym wznowić bloga, kiedy skończę tego.  Moje pytanie brzmi:

Czy ktoś by go czytał? 

   Może są tu osoby, które czytały go już wtedy, więc wypowiedzcie się. Jeśli ktoś nie czytał to zapraszam TUTAJ. Wpadnijcie i sprawdźcie czy Wam się podoba. Mam nadzieję, że skomentujecie, bo nie chcę się napalać, wymyślać rozdziałów itp, żeby się okazało, że nikt nie przeczyta. Dlatego Was pytam.



piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 27 - ,, Dlaczego to tyle trwa?"

   Nachyliła się nad toaletą i po raz kolejny tego wieczoru zwymiotowała. Piekł ją przełyk, łzawiły oczy. Twarz miała mokrą od potu, a żołądek bolał ja niemiłosiernie. Riker zmarszczył nos i odwrócił głowę. Nie puścił włosów Rydel, które swoją drogą były już lekko tłuste i skołtunione.
- Nie chcę, żebyś musiał na to patrzeć - mruknęła Rydel, zamykając klapę od toalety i spuszczając wodę. Usiadła wykończona na podłodze i pociągnęła nosem. Oprócz tego, że się przeziębiła to na dodatek musiała się czymś zatruć. 
- To ohydne. - dodała, a jej brat sięgnął do szafki, aby podać jej gumkę do włosów. Rydel przyjęła ją od niego i związała swoje włosy w kucyk.
- Cóż, nie mam wyboru. Nikogo innego nie ma w domu jak widzisz. - uśmiechnął się do niej, a ona wstała powoli i podeszła do umywalki. Wypłukała usta, a później twarz, którą następnie wytarła w ręcznik. Wróciła do łóżka, a Riker szedł zaraz za nią, na wypadek jakby znowu zakręciło się jej w głowie i miałaby upaść. Blondynka wślizgnęła pod miękką, ciepłą kołdrę, a brat podał jej chusteczki, aby wytarła nos.
- Zrobię Ci herbaty i zadzwonię do mamy spytać, co pomoże na zatrucie. 
- Cofnięcie czasu i nie zjedzenie pizzy? - rzuciła sarkastycznie Rydel, na co chłopak przewrócił oczami. Wyszedł z pokoju swojej siostry i skierował się powoli do kuchni. Było mu szkoda Rydel, ale plusy jej choroby były takie, że przynajmniej nie sięgała po narkotyki. Wrzucił torebkę herbaty do kubka z logiem R5, który Lynchowie mieli z swojego własnego sklepu. Oparł się o blat i w zamyśleniu przyglądał się kubkowi. Tęsknił za tamtymi czasami. Może często nie spał bo dokańczał jakąś piosenkę, czy nagrywał z zespołem do późna w studio. Może pojawiały się plotki o nim w internecie i kiepsko było z jego życiem prywatnym. Ciężko było wyjść do sklepu po mleko tak, żeby w tym czasie nie spotkać fana czy dziennikarza, który nagle zapragnie wywiadu. Podczas trasy w ciągu dnia siedział na próbie, która w gruncie rzeczy nigdy nie wyglądała jak prawdziwa próba. Cała piątka się wygłupiała, zmieniała teksty piosenek na bardziej sprośne czy udawała inne gwiazdy, co zawsze przeszkadzało Markowi, który lubił mieć dopięte wszystko na ostatni guzik. Upominał zespół i wielokrotnie prosił, aby się uspokoili, co nigdy nie skutkowało i kończyło się kilkoma pomyłkami podczas koncertu. Fani właściwie nigdy nie zwracali na nie uwagi. Czasami się z nich tylko śmiali. Tak właśnie spędzał wieczory - w sali, w której zazwyczaj nie było czym oddychać, nawet jeśli działała klimatyzacja. Stał na scenie ze swoją gitarą i obserwował R5 Family. Sporo dziewczyn wtedy płakało, inne się uśmiechały. Niektóre stały znudzone i wtedy Riker zastanawiał się, po co w ogóle przyszły na koncert. Fani śpiewali razem z nimi teksty piosenek. Często podnosili kartki z różnymi tekstami jak ,,We love the way Rydel loves us" czy ,,Stay sexy for Rocky". Chłopak uśmiechnął się na to wspomnienie. W momencie kiedy stawał na scenie nic innego nie miało znaczenia. Wszystkie problemy - małe i duże - wydawały się w tamtych chwilach nie istnieć. W nocy właściwie sypiał tylko godzin. Codziennie budził się w innym kraju i zaczynał swój dzień od początku. Tamta rutyna wcale go nie dobijała. To było coś pięknego. Teraz zostały mu tylko wspomnienia i tweety od fanów, na które czasami odpowiadał.
Wzdrygnął się, kiedy czajnik wydał z siebie charakterystyczny dźwięk informujący o tym, że woda jest już ugotowana. Sięgnął po naczynie i wlał wodę do kubka. Gorąca para uniosła się w powietrzu, muskając jego twarz. Z przyzwyczajenia chwycił za cukierniczkę, ale w odpowiednim momencie przypomniał sobie, że lepiej podać siostrze gorzką herbatę.  Powoli ruszył do góry, gdzie jego siostra leżała w łóżku z laptopem i oglądała jakiś serial. Uśmiechnął się do niej, stawiając kubek z herbatą na szafce obok jej łóżka. Rydel odwzajemniła uśmiech brata i pociągnęła nosem. Kichnęła dwa razy pod rząd.
- Na zdrowie - mruknął Riker, siadając obok niej. Uświadomił sobie, że zapomniał zadzwonić do mamy i zapytać co byłoby najlepszego na zatrucie, ale Rydel na szczęście wydawała się czuć już lepiej. Z dołu zaczęły dobiegać hałasy, więc Riker zorientował się, że albo wrócili rodzice z Rossem i Rylandem, albo Rocky z Maią. Chwilę później w drzwiach pokoju stanął Ross, więc jego brat nie musiał się już zastanawiać kto przyszedł.
- Jak się czujesz, księżniczko? - zapytał dwudziestolatek, podchodząc bliżej siostry. Zawsze nazywał ją księżniczką, nawet kiedy byli jeszcze małymi dziećmi.
- Trochę lepiej. Wybraliście już łóżeczko? - zapytała, uśmiechając się do brata. Niedawno wszyscy dowiedzieli się, że Courtney z dzieckiem wprowadzą się na jakiś czas do Lynchów. Nikt nie miał z tym co prawda problemu, ponieważ wszyscy traktowali Eaton jak rodzinę, ale każdy bał się nowej sytuacji. Nagle w domu miało pojawić się dziecko i to już za kilka tygodni.
- Tak, dziś Ryland pomoże mi złożyć. Musiałem wywalić biurko, żeby zmieścić łóżeczko w swoim pokoju. - mruknął Ross, przeczesując palcami włosy.
- I tak nigdy z niego nie korzystałeś - mruknął Riker, wstając powoli z łóżka.
- Och, zamknij się - Ross sięgnął po poduszkę leżącą na podłodze i cisnął nią w brata. Niestety niecelnie i poduszka uderzyła w laptopa Rydel. Dziewczyna posłała bratu gniewne spojrzenie, a on wybałuszył oczy, będąc pewnym, że za chwile wstanie i go uderzy. Niestety dziewczyna zbyt słabo się czuła, żeby to zrobić. Zbyła przeprosiny Rossa machnięciem ręki.
- Położę się, bo ledwo patrzę na oczy. Dzięki za herbatę, Riker.
- Nie ma problemu. - rzucił najstarszy z rodzeństwa i bracia opuścili pokój Rydel.

***

   - Cholera, cholera. Dlaczego to tyle trwa? - krzyknął Ross, uderzając pięścią w szpitalną ścianę. Rydel przeniosła na niego swój wzrok i pokręciła głową. Chłopcy, pomyślała. Wrzuciła swój telefon do torebki i podeszła do automatu z napojami. Kupiła butelkę wody i podała ją młodszemu bratu. 
Ross spojrzał na nią z wdzięcznością. Odkręcił wodę i upił kilka łyków. 
- Poród nie trwa piętnaście minut, wiesz? To normalne, nic jej nie będzie. - powiedziała, a następnie posłała Rikerowi rozbawione spojrzenie. Chłopak siedział na krześle i obserwował ją i Rossa. Najwidoczniej jego też śmieszyło to zdenerwowanie młodszego brata. 
- Rydel ma rację. Usiądź, bo jak będziesz tak chodził to nie będziesz miał siły, żeby wejść do sali zobaczyć swojego syna - Ross spojrzał gniewnie na Rikera, ale po chwili zdał sobie sprawę, że brat ma rację. Westchnął, zajmując miejsce obok niego, a następnie przysiadła się do nich również Rydel. Shor wytarł swoje mokre od potu dłonie w spodnie. Był naprawdę zdenerwowany. Bał się, że coś może pójść nie tak. Na dodatek nie mógł się doczekać, aż weźmie w ramiona małego Ellingtona. Z początku imię dziecka było dość sporną kwestią. Każdy bał się, że imię to będzie każdego dobijało. Z czasem jednak każdy pogodził się, ze śmiercią Ratliffa. Nawet Rydel wydawała się nie być tym tak załamana jak na początku. W końcu wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że Ellington to idealne imię. Chcieli, aby syn Rossa i Courtney nosił imię po ich najlepszym przyjacielu.
Do szpitala nareszcie dotarł również Rocky z rodzicami. Ryland niestety wyruszył w trasę po Europie i nie mógł być przy narodzinach czego bardzo, ale to bardzo żałował. Na szczęście miał zostać ojcem chrzestnym Ellingtona, więc w ten sposób mógł wynagrodzić swoją nieobecność. Drzwi sali porodowej otworzyły się, a chwilę później wyszła z nich pielęgniarka, wioząca niemowlaka. Wszyscy wstali ze swoich miejsc, a Ross podszedł do kobiety zestresowany. 
- Pan jest ojcem? - pielęgniarka posłała mu uśmiech, a on tylko pokiwał głową. Spojrzał na dziecko i od razu wiedział, że to jego syn. Jego włosy były tak ciemne, jak włosy Courtney. Chłopiec spoglądał na Rossa oczami identycznymi jak jego. Powieki dziecka powoli opadały i chłopiec momentalnie zasnął. Ross się roześmiał, a pielęgniarka poinformowała go, że musi zabrać jego syna, aby się  nim zająć, zanim z powrotem go przyprowadzi. Lynch przytaknął i odwrócił się, kiedy lekarze przewozili Courtney do innej sali. Chłopak podbiegł do jej łóżka i złapał ją za rękę. 
- Jak się czujesz kochanie? - zapytał, chociaż miał wrażenie, że nie musiał tego robić. Dziewczyna wyglądała na wykończoną i pewnie sama za chwilę zaśnie. 
- Okropnie. Widziałeś Ellingtona? 
- Tak, jest...taki malutki... - Courtney zaśmiała się cicho. 
- Ma twoje oczy  i nos. 
Chwilę później w sali zjawiła się reszta Lynchów. Nawet ten najmłodszy, który spał teraz obok swojej mamy. Rydel nie mogła się na niego napatrzeć. Riker i Rocky przyglądali się chłopcu z zaciekawieniem. Stormie mówiła w kółko o tym, kiedy to ona leżała w szpitalu z którymkolwiek ze swoich dzieci,a  teraz jest już babcią. Mark gratulował Rossowi, który siedział przy łóżku Courtney i 
wyglądał, jakby był najszczęśliwszą osobą na świecie. I prawdopodobnie był. 


                                                          ~ Koniec części pierwszej ~ 


Hejka. No więc zakończyłam pierwszą część tego opowiadania, ponieważ potrzebuję przeskoku czasowego. XD Następny rozdział będzie już częścią drugą, no ale tamta część nie będzie zbyt długa. W sumie druga część będzie miała może z 5 rozdziałów. 

Lubię ten rozdział. Jest taki rodzinny i w ogóle, Ross jako ojciec. Słodkie, prawda? 

czwartek, 14 lipca 2016

LBA

Mój blog po raz...6? Chyba tak, dostał nominacje do LBA. Tym razem dostałam dwie, za co bardzoo dziękuję. Myślę, że już nie muszę wyjaśniać na czym to polega.

Pytania od: Livia Lynch



1. Chciałabyś polecieć w kosmos?

Szczerze mówiąc nie. Boję się takich rzeczy. XD 

2. Często czytasz książki czy raczej uciekasz do filmów?  

Czytanie to moja pasja więc. Filmy też lubię oglądać, ale książki to życie. XD ,,Kto czyta żyje podwójnie". 

3. Czy jesteś z założenia osobą optymistyczną, czy pesymistyczną? 

Tak w sumie to jestem realistką. xD Ale jeśli brać pod uwagę te dwa, to chyba pesymistyczną. Zawsze wydaje mi się, że coś się nie uda i w ogóle. 

4. Który z Twoich nawyków jest najbardziej irytujący? 

Nie wychodzę z domu bez pomalowanych paznokci. To jest najbardziej irytujące, bo one ZAWSZE muszą być pomalowane. Nie daj Boże, żeby nie były. xD 

5. Umiesz rysować? 

Niestety nie. 

6. Jaka jest Twoja najbardziej szalona fantazja? 

Sama nie wiem. 

7. Czego brakuje Ci w życiu?

Powodzenia. I nie żartuję, ja naprawdę jestem strasznie pechową osobą, nadaje się to do komedii. :D
Brakuje mi też bliskości, ale nie mówię o takiej bliskości od mamy czy taty. xD
8. Co sprawia, że się uśmiechasz? 

Kupienie nowych książek, Wasze komentarze pod rozdziałami, kiedy Wy dodajecie rozdziały, mój brat, mój crush...wiele rzeczy. 

9. Co byłoby doskonałym prezentem dla Ciebie?  

Książka.

10. Kiedy wpadłaś na fabułę swojego bloga?
Kiedy wyszedł teledysk do ,,I know you got away" .

11. Czy o człowieku świadczy muzyka jakiej słucha? 

Nie, absolutnie. xD





Pytania od: Wiki R5er

1. Jakich wykonawców najczęściej słuchasz?

R5, Room 94 i Seleny Gomez. 

2. Jakich portali społecznościowych używasz i który z nich jest twoim ulubionym?

Ulubiony to tumblr, a wszystkich z których korzystam nie wymienię, bo sporo ich. XD 

3. Jaki gatunek książek najchętniej czytasz? Czy masz swojego ulubionego autora?

Właściwie na mojej półce większość książek to młodzieżowe i te najbardziej lubię, jednak moja ulubiona seria jest gatunku fantasy. XD A ulubiony autor...Cassandra Clare

4. Czy uważasz, że w Polsce powinny zostać zlegalizowane związki małżeńskie pomiędzy dwoma osobami tej samej płci?

Oczywiście, że tak. Całym serduszkiem wierzę, że kiedyś się to uda. 

5. Jakie trzy słowa określają twój wygląd, a jakie trzy twój charakter?

Wygląd: szczupła, średniego wzrostu (to już trzy słowa xd).
Charakter: uparta, wrażliwa, nerwowa. 

6. Czy są jakieś pary, które shippujesz?

Ross i Courtney, Rydel i Ellington.
Jace i Clary. XDD No, ale oni żyją w książce, więc. 

7. Co sądzisz o tzw. 'fandomowych dramach'? Czy bierzesz w nich udział?

W niektórych brałam udział, ale ludzie, z którymi zazwyczaj się kłócisz są tak tępi, że im nie przemówisz do rozumu. Jakbyś walił grochem o ścianę. 

8. Co myślisz o hejtowaniu kogoś tylko dlatego, że spotyka się z twoim idolem lub jest odmiennej orientacji?

W przypadku obu sytuacji jest to według mnie żałosne i tyle.
Jeśli chodzi o drugą połówkę idola, to rozumiem wyrazić swoje zdanie, jak na przykład ja nie lubię Agnes i jeśli ktoś mnie o to zapyta to od razu to powiem. Ale jeśli już nazywać ją suką czy coś w tym stylu ,,bo tak" no to wybaczcie. XD 

9. Wolisz oglądać koncerty na żywo czy w internecie/telewizji?

Oczywiście, że na żywo. 

10. Czy zawiodłeś się kiedyś na kimś, kto mówił, że jest twoim przyjacielem?

Żeby to raz...

11. Czy masz jakieś motto życiowe, którym się kierujesz? Możesz podać kilka.

Nie mam raczej. 




I tu pojawia się mój problem, bo ja już nie mam pojęcia kogo nominować. :) 
Nominuję tylko Rebel Yell

Dziękuję za Wasze nominacje. <3

Moje pytania (które się skasowały, śmieję się z siebie xdd):
1. Bez czego nie wyobrażasz sobie wyjść z domu? 
2. Czy wyobrażasz sobie życie bez pisania swoich blogów? 
3. Do jakiego fandomu najdłużej należysz?
4. Jak wpadłaś na fabułę swojego bloga?
5. Co robisz, kiedy nie masz weny?
6. Czy jest jakaś autorka/autor (może być nawet na bloggerze), która/y Cię inspiruje?
7. Ulubiony gatunek filmowy? 
8. Gdzie najchętniej pojechałabyś na wakacje? 
9. Kim chciałabyś zostać w przyszłości? 
10. Tytuł ulubionej książki? 
11. Jak wytłumaczyłabyś osobie niewidomej od urodzenia jak wygląda jakiś kolor? 


sobota, 2 lipca 2016

Rozdział 26 - ,,Ale jeśli fakt, że mnie niszczysz może w jakiś sposób naprawić chociaż część Ciebie to w porządku."

   Riker poruszał szybko rękami, aby jakoś pozbyć się dymu z pokoju. Kaszlnął kilka razy i wreszcie doszedł do okna, które otworzył na oścież. Spojrzał na łóżko, na którym spała Rydel i westchnął niezadowolony. Sięgnął do popielniczki po papierosa, który nadal się palił i zgasił go. Następnie sięgnął po całą ich paczkę i wyrzucił do śmieci. Wiedział, że jeśli jego siostra będzie chciała palić, to po prostu kupi sobie papierosy, ale i tak wyrzucał każdą paczkę, którą u niej znalazł. W jego oczach lśniły łzy kiedy patrzył na swoją, teoretycznie, nieprzytomną siostrę. Coraz rzadziej rozmawiał z nią kiedy nie była pod wpływem narkotyków. Nie dlatego, że nie chciał rozmawiać z nią kiedy nie była naćpana. Po prostu trudno było ją spotkać kiedy jest całkiem czysta. Usiadł w nogach jej łóżka i oparł łokcie na kolanach. Po chwili ukrył twarz w dłoniach, zastanawiając się co ma zrobić. Nie widział już rozwiązania. Nie cierpiał Deana za to, że zniknął bez słowa, ale równocześnie pragnął aby wrócił. Wrócił i się wytłumaczył, żeby Rydel mu wybaczyła i znów była szczęśliwa. Żeby Lemon sprawił, że Rydel odłoży narkotyki i już do nich nie wróci. Tak jak zrobił to poprzednim razem. Riker nie chciał wiele. Chciał jedynie szczęścia swojej siostry. Tylko zobaczyć jej uśmiech. Nie wywołany narkotykami. Szczery uśmiech.


***

   Do: Riker
Możesz na chwilę przyjść do mojego pokoju? Potrzebuję Cię. 

Nie minęła nawet minuta, kiedy Riker stał znów w progu pokoju Rydel. Nie miał zamiaru pukać, po prostu wszedł, ale nie zastał siostry w środku. Ruszył więc do jej łazienki, gdzie znalazł blondynkę siedzącą na zamkniętej toalecie z zakrwawionym nadgarstkiem. Ten widok łamał mu serce, ale z zewnątrz pozostawał niewzruszony. 
- Nie powinieneś o tym wiedzieć, ale się pocięłam i potrzebuję bandażu, ale nie potrafię go zawiązać - powiedziała i po raz pierwszy od ostatnich kilku miesięcy nie kryła przed nim łez. Chłopak westchnął głośno i wyrzucił do śmieci bandaż, który Rydel trzymała w ręku. Był za krótki i na dodatek pobrudził się od krwi. Sięgnął do szafki z lustrem, która znajdowała się  nad umywalką i wyjął nowy bandaż, kilka wacików i wodę utlenioną. Upewnił się, że drzwi łazienki są zamknięte na zamek i uklęknął przed siostrą, przesuwając powoli po jej ranie wacikiem nasączonym wodą utlenioną. Rydel syknęła, wyrywając mu swój nadgarstek. 
- To boli - poinformowała, ale on nie zawracał sobie nią głowy. Sięgnął po jej rękę tym razem upewniając się, że trzyma ją wystarczająco mocno. 
- Gdybyś była mądrzejsza i się nie cięła to by nie bolało - warknął. Wyrzucił waciki do śmieci, a następnie zaczął obwijać bandażem nadgarstek siostry. Dziewczyna przyglądała się uważnie tej czynności, a następnie spojrzała na swojego brata. Nie potrafiła opisać jak bardzo była mu wdzięczna za ostatni rok. Zawsze był przy niej, gdy go potrzebowała. Zawsze wiedział kiedy podnieść ją na duchu pocieszającym słowem, a kiedy po prostu milczeć. Wiedział kiedy mógł pozwolić sobie pokazać, że jest na nią zły, a kiedy tłumić w sobie wściekłość wiedząc, że to może ją złamać. Nie oceniał jej, pomimo tego, że miał jej wiele do powiedzenia. To dlatego tak bardzo mu ufała. To dlatego nie bała się prosić go o pomoc i to dlatego była z nim tak blisko.
Kiedy opatrzył jej rany odsunął się od niej kawałek i oparł o ścianę za nim. Ukrył w dłoniach twarz, a panująca teraz cisza ciążyła nad nimi. W powietrzu wisiało niewypowiedziane przez Rydel słowo. Jedno słowo, które wymagało od niej tak wiele odwagi. Pewnie przesadzała, ale tak już miała. 
- Przepraszam - powiedziała wreszcie. Riker uniósł na nią swój wzrok. Nie mogła patrzeć na jego zaczerwienione oczy. Dlatego przestała patrzeć. 
- Za co? 
- Za to, że Cię niszczę. Wszystko co robię powoli Cię niszczy. Powinnam się ogarnąć. Powinnam jakoś to wszystko powstrzymać, bo wiem, że tylko Ty mnie nie zostawiłeś. Jeśli będę dalej się tak zachowywać to i Ciebie stracę, ale po prostu nie potrafię z tym skończyć. - cisza. Cholerna cisza. Zamiast cokolwiek powiedzieć, on tylko milczał i wpatrywał się w nią bez jakichkolwiek uczuć. Jego pusty wzrok przyprawiał ją o ciarki. I wyrzuty sumienia. Bo wiedziała, że to ona do tego doprowadziła. 
- Powiedz coś, proszę - rozpacz w jej głosie sprawiła, że w Rikerze wreszcie coś drgnęło. - Możesz powiedzieć, że mnie nienawidzisz i to ostatni raz kiedy mi pomagasz. Możesz powiedzieć, że mam się od Ciebie odpieprzyć, ale nie bądź tak obojętny, błagam. To boli bardziej niż jakiekolwiek słowa odrzucenia.
- Niszczysz mnie. Niszczysz za każdym razem kiedy widzę rany na Twoich nadgarstkach, kostkach, czy udach.  Niszczysz mnie za każdym razem, kiedy widzę Cię naćpaną, a w sumie ostatnio widzę Cię tylko taką. Po prostu mnie zabijasz. Ale jeśli fakt, że mnie niszczysz może w jakiś sposób naprawić chociaż część Ciebie to w porządku. Jesteś dla mnie ważniejsza niż ja sam. Jesteś moją siostrą, zrobię dla Ciebie wszystko. 
- Nie chcę, żebyś robił dla mnie wszystko. Chcę tylko, żebyś mnie nie zostawił. - jej szloch stawał się coraz głośniejszy. Po raz kolejny zapadła cisza, ale teraz już jej nie przeszkadzała. W tej chwili tego potrzebowała.  Riker o tym wiedział, dlatego się nie odzywał. Wiedział również, że nie może jej przytulać, bo to zawsze sprawia, że płacze jeszcze bardziej. Dlatego jej nie przytulał. Czekał, aż się wypłacze, aż poczuje jakąś ulgę. Nie chciał stąd odejść mimo, że widok Rydel łamał mu serce. Dziewczyna pociągnęła nosem, a następnie go wytarła. Podeszła do umywalki i przemyła twarz zimną wodą. Skończyła płakać. Już się uspokoiła. Wyszła z łazienki, a Riker zaraz za nią. Obserwował jak siostra bez słowa kładzie się do łóżka i nakrywa kołdrą. Stał przy jej drzwiach i czekał, aż wygodnie się ułoży, po czym sięgnął  do włącznika światła i w pokoju nastała ciemność. 
- Nie zostawię Cię. To znaczy jestem zmęczony i pójdę się położyć, ale normalnie to zawsze będę przy Tobie, jasne? 



Błędy poprawię później. Wiem, że krótki, ale ja takie lubię. Kocham moje rozdziały, w których jest duuużo Rydel i Rikera, dlatego tych rozdziałów jest tak pełno xd i jeśli Wam to przeszkadza to piszcie i będzie ich mniej. :( 
W ogóle to co u Was? U mnie się naprawiła pogoda i teraz jestem wkurzona, bo pierwszy raz w życiu spaliłam się na słońcu;(( i się ledwo ruszam, ok. Bardzo bardzo boli. 
Ale widziałam przedwczoraj mojego crusha hehe. Czemu o tym piszę? Bo mi się poprawia humor jak go widzę. xD 
Btw. bardzo mi pęka serce po meczu z Portugalią. Nie ze względu na to, że przegraliśmy, ale ze względu na chłopaków. Za każdym razem jak widzę ich miny to mam  łzy w oczach. I jestem zła na Kubę i Łukasza (Fabiańskiego) o to, że się obwiniali. Dla mnie są wygrani. <3 

sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 25 - ,,Z początku to bolało, ale z czasem można było się przyzwyczaić."

   Z początku brało się tylko wtedy, kiedy było się smutnym. Albo tylko w soboty. Później jednak smutnym było się cały czas, a to oznaczało, że brało się we wszystkie inne dni tygodnia. Z czasem już nie ćpało się dlatego, że nie dopisywał humor. Robiło się to, bo tak. Ponieważ dlaczego nie? Skoro straciło się chłopaka, poczucie bezpieczeństwa i szczęście? I to ponownie. I po wielu miesiącach wreszcie można było zdać sobie sprawę, że to wcale nie pomaga. Narkotyki tylko dokładają problemów. Bez nich ciężko było normalnie funkcjonować i zastanawiało się, czy w ogóle da się to robić.

   Rydel już nic nie czuła, kiedy wbijano w nią igły z kolejną dawką narkotyków. Z początku to bolało, ale z czasem można było się przyzwyczaić. I tym razem, kiedy robiła sobie zastrzyk na domówce u starego znajomego Deana niczego nie poczuła. Czekała tylko, aż to wszystko zacznie działać. Poza tym chciała wrócić do domu. Minęły cztery miesiące. Cztery pieprzone miesiące niewiedzy. Ona nadal zastanawiała się, gdzie jest Dean. Ale była na niego tak bardzo wściekła. Zostawił ją bez słowa. Robiła wszystko, żeby go kryć, żeby go chronić, a on nawet nie podziękował. Po prostu zniknął. A Rydel nie wiedziała nawet czy żyje.
- Przestań się nim przejmować. On tak miewa. Nieraz znikał na kilka miesięcy i wracał, to taki typ człowieka - oznajmił Dylan siadając obok niej na kanapie. Rydel wywróciła oczami. Miała dość pocieszania jej. Miała dość tematu Deana. Zniknął to zniknął, jego sprawa. Blondynka wstała z kanapy i wyszła powoli z wielkiego białego domu. Naciągnęła kaptur na głowę i przeszły ją ciarki z powodu zimnego powietrza na zewnątrz. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodni i wyjęła z nich paczkę papierosów. Sięgnęła po jednego i włożyła go między wargi,  a następnie odpaliła. Zaciągnęła się i ruszyła powoli przed siebie. Wypuściła powoli dym z płuc, obserwując jak rozpływa się on w powietrzu. Kiedy skończyła palić wrzuciła niedopałek do kosza na śmieci i postanowiła przyśpieszyć kroku. Na dworze o tej porze było zimno  i chciała jak najszybciej być w domu. Nie było dobrym pomysłem przychodzić tutaj tylko w bluzie. Mówi się, że w  Los Angeles ciężko o to, aby było chłodno, ale zdarzało się. I zdarzało się zawsze kiedy akurat ona nie brała ze sobą dodatkowych ciepłych ubrań. Nie lubiła tych wszystkich domówek. Każda była taka sama, ale zawsze oznaczała darmowe narkotyki, więc Rydel się na nich pojawiała.

   Kiedy wreszcie przekroczyła próg domu poczuła jakby przeszła prosto z lodówki do sauny. Zrzuciła z siebie bluzę, odsłaniając bandamkę na swoim lewym nadgarstku, który służył jej do ukrywania ran, gdyż wróciła do starego nałogu. Przeszła do salonu i podskoczyła przestraszona, gdy ujrzała swoją matkę na kanapie. Spojrzała na zegarek, zastanawiając się, co robi tu w środku nocy.
- Gdzie byłaś? - zapytała Stormie. Kiedyś Rydel w tych pytaniach słyszała pełno troski, bólu, zmartwienia. Teraz było słychać obojętność. Jakby pytania o późne powroty do domu były zadawane z przymusu. Tylko dlatego, że Rydel jest jej córką. Z czystego obowiązku.
- Mówiłam, że będę na imprezie - odpowiedziała cicho z  wzrokiem utkwionym w podłogę. Usłyszała, że Stormie się zbliża, ale nie miała zamiaru podnieść głowy.
- Spójrz na mnie - poprosiła jej rodzicielka, a Rydel przełknęła ślinę.
- Nie - odpowiedziała i poczuł dłoń matki chwytającą ją za brodę. Jednym zwinnym ruchem Stormie uniosła głowę Rydel i wreszcie ich spojrzenia skrzyżowały się. Ostatnia iskierka nadziei z oczu Stormie ulotniła się w ułamek sekundy.
- Znowu brałaś - stwierdziła, patrząc na córkę z zawiedzeniem wymalowanym na twarzy.
- Nie - kolejnego kłamstwa matka nie wytrzymała. Kiedy jej dłoń lądowała z impentem na policzku Rydel, przez co ta odwróciła głowę w bok po siłą uderzenia, z oczu obu kobiet popłynęły  łzy. Rydel była zaskoczona tak mocno, jak jej matka, nad którą impuls wziął górę. Stormie żałowała swojego czynu już teraz, ale nie była w stanie się do tego przyznać. Nie miała zamiaru przeprosić, zamiast tego patrzyła jak jej córka wbiega z płaczem po schodach. Na szczęście nie widziała już tego jak Rydel zdejmuje bandamkę z nadgarstka, a następnie sięga po żyletkę, aby zrobić na swoim ciele kolejne rany. Blondynka ukrywała swoje blizny już tylko z przyzwyczajenia. I tak każdy wiedział, że się okalecza, ale nikogo to już nie obchodziło. Nikt już nie miał siły jej pomagać. Nie można nikomu pomóc na siłę, a Rydel zawsze odpychała od siebie wyciągnięte dłonie. W końcu każdy je zabrał. A ona czuła, że została już całkiem sama. Wiedziała, że z własnej winy. Wiedziała, że miała  wokół siebie pełno osób, na które zawsze mogła liczyć. Ale nie doceniła tego. Chciała zostawać sama. Przecież chciała, żeby się odczepili, prawda? I to właśnie zrobili. Wszyscy. Nikomu już na niej nie zależało.





Hejka. Przepraszam Was, że w zeszłym tygodniu nie było rozdziału, ale miałam problemy z internetem, a na dodatek nie było mnie w domu i w tę sobotę też mnie nie ma, dlatego napisałam rozdział jak najszybciej, żeby rano go tylko dodać. Wiem, wiem, jest krótki i pewnie Wam się nie spodoba, ale jak widzicie problemy Rydel wracają :((
Ogólnie to mamy WAKACJE <3
Rozumiecie, że czekałam na to 10 miesięcy, a kiedy one nadeszły, to mi smutno? Ale to tylko z jednego, prywatnego powodu, bo ogólnie szkołą rzygam.
Na szczęście jeśli przedstawiać plusy i minusy wakacji, to minus jest jeden, a plusów 4578987, z czego dwa z tych plusów to: 
* lepsze rozdziały, bo będę miała czas, aby je pisać
* nowy  blog, który wystartował WCZORAJ moi drodzy! Głównym bohaterem jest Riker, więc zapraszam, bo dużo taki blogów nie ma chyba. To opowiadanie ma być krótkie i trwać najlepiej tylko przez wakacje, ale zobaczymy jak się z tym uwinę. Na razie zapraszam Was do wyrażania opinii pod prologiem i ogólnie to mega nie mogłam doczekać się startu tego bloga, więc mam nadzieję, że dobrze go przyjmiecie:   



niedziela, 12 czerwca 2016

Rozdział 24 - ,,Obiecał sobie, że już nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić, a tymczasem znowu do tego dopuścił."

   Jedna dziura w ścianie, druga dziura w ścianie, trzecia dziura w ścianie. Rydel otarła łzę z policzka. Czwarta dziura w ścianie. Skrzypnięcie krat, co prawdopodobnie oznaczało, że ktoś tu wszedł, ale nie miała ochoty się podnieść z czegoś, co tu nazywano łóżkiem, aby sprawdzić co się dzieje.
- Jesteś wolna - usłyszała i zmrużyła oczy. Podniosła się powoli do pozycji siedzącej i jej oczy zaszły łzami, kiedy zobaczyła swoich rodziców za mundurowym. Podeszła do nich niepewnie i przytuliła swoją mamę, a po chwili poczuła, że i ojciec ją przytulił. Mimowolnie z jej oczu płynęły łzy. Tak bardzo jej ulżyło.


***

   - Powiecie mi, dlaczego mnie wypuścili? Przecież do niczego się nie przyznałam ani nic. - mruknęła Rydel, wchodząc do domu. Jej największym marzeniem w tej chwili była gorąca kąpiel i sen w jej własnym łóżku. 
- Sami nie wiemy, Ty nam lepiej powiedz jak tam trafiłaś. Policjanci mówili, że byłaś podejrzana o handlowanie narkotykami. - odpowiedziała Stormie, patrząc z troską na swoją córkę.
- Nie potrafię Wam tego wytłumaczyć. Ale skoro mnie wypuścili to macie pewność, że jestem niewinna. Macie jakiś kontakt z Deanem? 
- Nie widzieliśmy go od ostatniej wizyty u Ciebie. - powiedział Mark, a Rydel wzdrygnęła się. W jej głowie pojawiały się teraz najgorsze scenariusze. Co jeśli Dean uciekł, aby policja go nie złapała? Albo co gorsze, został aresztowany? Co jeśli stało mu się coś złego? Rzuciła się biegiem do swojego pokoju po czym usiadła na łóżku z telefonem w ręku. Dłonie jej się trzęsły, podczas gdy ona wybierała numer Lemona. Przyłożyła telefon do ucha i serce ścisnęło jej się na dźwięk poczty głosowej. Abonent tymczasowo niedostępny. Abonent tymczasowo niedostępny. Abonent tymczasowo niedostępny. Abonent tymczasowo niedostępny. Abonent tymczasowo niedostępny. Abonent tymczasowo niedostępny. Wybrała numer do Sophii, z którą i tak nie dało się porozmawiać, bo ciągle była pod wpływem narkotyków. Była zdziwiona, że nie uroniła ani jednej łzy. Czuła, że coraz ciężej jest jej złapać oddech.  Martwiła się o swojego chłopaka. Najłatwiej było jej się teraz rozpłakać, ale obiecała sobie w celi, że będzie silna. Cokolwiek by się nie działo...pamiętaj, że Cię kocham.  Tak wyraźnie słyszała uderzenia swojego serca. Krzyknęła głośno i cisnęła poduszką o ścianę. Dlaczego zawsze ją to spotyka? Dlaczego nie może być szczęśliwa dłużej niż kilka tygodni? Upadła na podłogę i przysunęła nogi do klatki piersiowej. Objęła je rękoma i oparła brodę na swoich kolanach. Ktoś ją objął, a po zapachu perfum rozpoznała, że to Riker. Puściła swoje nogi i przytuliła brata najmocniej jak potrafiła. Blondynowi pękało serce. Obiecał sobie, że już nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić, a tymczasem znowu do tego dopuścił. Był w stanie przejąc całe cierpienie siostry na siebie, żeby tylko ona była szczęśliwa. Najlepiej sam by się rozpłakał patrząc na Rydel w tym stanie. Był wściekły na Deana, ponieważ był pewny, że chłopak uciekł. Bał się, że jego siostra znowu zacznie się okaleczać. Nie chciał, aby cierpiała. Chciał tylko, żeby była szczęśliwa.
- Mogę dziś spać z Tobą?  - szepnęła Rydel, na co chłopak od razu przytaknął głową. Pomógł siostrze wstać, a później nalał jej gorącej wody do wanny. Dziewczyna normalnie wzięłaby tylko szybki prysznic,  a Rikerowi zależało, aby się odprężyła chociaż przez chwilę.
- Jak będziesz gotowa to przyjdź do mnie - poinstruował i pocałował siostrę w czoło. Ta przytaknęła tylko i poczekała aż brat opuści łazienkę i zrzuciła  z siebie ubrania, po czym weszła do gorącej wody. Westchnęła i oparła głowę o wannę, zamykając oczy. Naprawdę poczuła się odrobinę lepiej. Zdjęła ze swojego nadgarstka gumkę i związała nią włosy w wysokiego koka. Nie zamierzała ich dzisiaj myć, ponieważ robiła to dzień wcześniej.
   Rydel wyszła z kąpieli po około trzydziestu minutach. Nałożyła na siebie balsam o zapachu jagody i założyła na siebie getry i koszulkę Deana, którą ty kiedyś zostawił. Rozczesała swoje blond włosy, które zniszczyły jej się bardzo przez te kilka miesięcy. Westchnęła, patrząc na siebie w lustro. Zastanawiała się, gdzie podziała się ta zawsze uśmiechnięta dziewczyna, emanująca energią, kochająca muzykę i swoich fanów. Dziewczyna, która wycinała swoim braciom kawały razem z Ellingtonem. Dziewczyna, która była szczęśliwa. Oczy zaszły jej łzami, jak zwykle z resztą. Zacisnęła je i przygryzła mocno dolną wargę. Otworzyła oczy i po łzach nie było śladu. Nie na zewnątrz rzecz jasna. Ale w środku w nich tonęła. W środku nie przestawała płakać. Rydel opuściła swój pokój i ruszyła do Rikera, który gdy tylko Delly weszła zdjął słuchawki z uszu i uśmiechnął się do niej. Rydel jednak nie odwzajemniła uśmiechu, tylko rzuciła się na łóżko brata. Riker odłożył słuchawki na biurko i podszedł do siostry, a następnie ułożył się obok niej. Blondynka przytuliła się do niego i leżeli tak w ciszy, przez długi czas nie mogąc zasnąć.




Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale nie miałam internetu. 
Kto się cieszy na Euro?! Bo ja mega <3 Kto ogląda? Boże, ja tak bardzo nie mogłam się doczekać. *_* POLSKAAA <3

Już niedługo wakacje, aww <3 

Template by Elmo